Czwartek, 16/1, rano...
Temperatura na zewnątrz 16C, w środku 20C.
W zimie włączylibyśmy ogrzewanie, ale przecież jest lato i to upalne.
Na rozgrzewkę pojechałem po zakupy.
Jak zwykle włączyłem w samochodzie radio - ABC/Classic - jakieś niewiadomo co ?-(
Tu już tak się ciągnie od początku tego roku - ani pół łyki dobrej muzyki.
Na szczęście sprzedawcy i sprzedawczynie na bazarze byli bardzo sympatyczni, a może nawet bardziej niż zwykle bo pora była wczesna i klientów niewielu.
Wtedy na własnej portmonetce stwierdziłem jak przemarznięte mam palce - nie mogłem za żadne skarby wysupłać żadnego dolara.
Na szczęście sprzedawcy byli cierpliwi i wysłuchali mojej opowieści o tym jak sobie odmroziłem palce podczas maratonu narciarskiego we Włoszech, nie ma zmiłuj, maraton się skończył i dolara trzeba było wyłożyć.
Po powrocie do domu zjadłem coś rozgrzewające go i uciąłem sobie drzemkę.
Przebudziło mnie wezwanie do akcji - wizytacje klientów Stowarzyszenia im św Wincentego. Po świątecznej przerwie mieliśmy aż pięć wezwań.
Trzy bardzo standardowe, dwa - wyjątkowe.
Pani z Wysp Cooka, chyba już o niej tu wspominałem - czekała na nas na ulicy gdyż wejście do jej domu jest zbyt niebezpieczne - jej 12-letni syn może zaatakować ostrym narzędziem. Jej widok wystarczy aby zmiękczyć nawet moje, twarde i przemarznięte serce - złapała mnie w objęcia, przytuliła policzek do policzka i tak trwaliśmy dłuższą chwilę a ja czułem wpływające do mojego ciała ciepło.
Za parę minut musiałem ją odstąpić swojemu partnerowi, wręczyliśmy kupony na żywność i pojechaliśmy dalej z poczuciem niedosytu - ta osoba całkiem zmarnieje w obcej dla niej Australii.
Następna wizyta - znowu beznadziejna historia ale odwrotny rodzaj beznadziei - młoda dziewczyna z paskudną przeszłością, trójka dzieci wychowywanych przez opiekę społeczną, równowagę psychiczną podtrzymują jej psy, z tego powodu brakuje jej pieniędzy na jedzenie dla siebie.
Podyskutowaliśmy na ten temat w jakimś błędnym kieracie, ale cały czas wizyty był zdominowany wyglądem klientki - jej bardzo obfite ciało było całe pokryte paskudnymi wrzodami.
Coś tam wspominała o problemach ze zdrowiem, ale co to były te wrzody?
Pomyślałem sobie, że gdybym spotkał taką osobę w sklepie spożywczym to natychmiast poprosiłbym personel o interwencję - aby dopilnowali żeby niczego nie dotykała gołymi dłońmi.
Na dodatek poprosiła o kupony do sklepu Vinnies - towary używane - a co gdy ona zechce przymierzyć jakieś ubranie?
Po zakończeniu wizyty zadzwoniłem do naszej przewodniczącej, byłej pielęgniarki, z prośbą żeby skontaktowała się z naszą klientką i w taktowny sposób załatwiła jej jakąś pomoc medyczną.
Po powrocie do domu, dla relaksu zajrzałem na zaprzyjaźnione blogi a tam - SZOK!
Na kilku blogach prowadzonych na platformie Wordpress, już od kilku dni atakowały mnie jakieś porado-reklamy medyczne ilustrowane obrazkiem przeraźliwie zdeformowanych nóg kobiecych. To jakoś skojarzyło mi się z tymi wrzodami na ciele klientki i wyznam, że poczułem chęć... mordowania.
Na szczęście znużenie emocjami dnia wzięło górę i zasnąłem bez problemu.
Dzisiaj, piątek, pobudka... wnuczka z koleżanką przyszły do nas na śniadanie. Prześcigały się w opowiadaniach o życiu na studiach - masa spotkań towarzyskich plus każda z nich ma dwie regularne prace - o studiach ani słowa.
Po śniadaniu wsiadły do swoich zgrabnych samochodzików i odjechały do swojego życia...
Na szczęście dzisiaj trochę cieplej więc może i ja przeżyję.
P.S1. Pisząc ten wpis odwiedziłem wspomniane strony żeby zaprezentować temat mojego wzburzenia, Wordpress to przewidział i obrazek został zmieniony...
P.S2. Dzień później, inne miejsce - nie blog ale Gazeta.pl - ta sama zmora...
Znowu zebrało mi się na mdłości.
Ty ? ‘Niespotykanie spokojny człowiek’ i nagle chęć ..mordowania ?
ReplyDeleteSam byłem zaskoczony, w jakimś stopniu był to ten zbieg okoliczności - okropne ilustracje tuż przedtem fizyczna bliskość równie okropnego żywego ciała... ech, brak słów :---((
DeleteU nas też zrobiło się zimno, dzisiaj chyba jest apogeum. Przy okazji makabrycznie pada, makabrycznie też wieje. Obawiam się, że już niedługo urwie mi balkon : )
ReplyDeletePodziwiam, że ludzie mają siły i cierpliwość pomagać ludziom, którym tak bardzo w życiu się nie powiodło. Szczerze przyznam, że nie rozumiem pobudek, z których chęć pomagania się bierze. Albo inaczej: rozumiem pomoc osobom, w które warto inwestować, ale zupełnie nie rozumiem wspierania osób, które nigdy nie odbiją się od dna, źle rokują, nie chcą niczego naprawiać i taka wegetacja w sumie ich zadowala. Trochę szkoda by mi było dla nich czasu i zasobów, bo ludzi w potrzebie, a rokujących jest sporo, a zasoby ograniczone... Poza tym, jestem też przeciwna pomaganiu tym, którzy stanowią zagrożenie dla ludzi funkcjonujących normalnie (czyli np. inwestowanie w agresywnego syna, lub pani która może zarazić zdrowych jawi mi się jako niezrozumiałe i niepotrezbne narażanie osobników zdrowych i funkcjonujących).
Pomaganie przypadkom beznadziejnym...
DeleteOd razu przypomina mi się Sokrates i jego rozważania - czy to życie jest warte życia?
Pół kroku z nim - Platon i jego dzieło Republika - kraj rządzony przez najlepszych obywateli.
Przeżyliśmy próbę wdrożenia tej idei - niemiecki faszyzm... wygląda, że coś nie wyszło... może wybór - kto jest najlepszy.
Generalnie zgadzam się z Tobą z tym że widzę to z innej perspektywy - konkretnie - ta pani z wrzodami powinna według mnie mieszkać w zakładzie narzucającym pewne reguły zdrowotne, żywieniowe, higieniczne itp.
Osobna platforma.. ludzie mają ochotę pomagać...
Tu sprawa równie skomplikowana - w związku z przedłużeniem życia mamy masę bezczynnych ludzi, którzy potrzebują jakiejś aktywności aby nie wpaść w depresję.
Działalność charytatywna zajmuje im czas i podbudowuje optymizm - jestem dobry/dobra, czynię świat lepszym.
Czyli dobro napędza dobro - ideał.
Ideał? Może jednak nie bo okazuje się, że ta pomoc może osobom wspomożonym zaszkodzić.
A w tle rynek - dajecie im pomoc to więcej kupią - czyli dobrze.
Zaszkodzi im - też więcej kupią - czyli win-win - zawsze dobrze.
I w ten sposób ten świat tak przesiąknie dobrem, że się rozleci... i to też będzie dobre :)))
Wiadomo, na studiach najważniejsze życie studenckie, a nie nauka!
ReplyDeleteNo tak, gdy wujaszek z Australii odwiedził Polskę, to przy temp. poniżej 20 stopni zakładał sweter i płaszcz :-)
jotka
Życie towarzyskie na studiach...
DeleteKilkanaście lat temu spotkałem w pracy panią, która ostro szukała męża i często wypominała samej sobie, że za mało czasu poświęciła temu tematowi podczas studiów.
Wujek z Australii w Polsce w zimie - to słaby wybór terminu, ale często nie ma wyboru gdyż wiele instytucji w Australii zamyka się na styczeń i wszyscy są przymusowo na urlopie. W tej sytuacji czasami jedynym wyjściem jest pożyczyć ciepłe ubranie od rodziny w Polsce.
U nas ostatnio sporo sie mówiło, że zwierzaki pasożytujące w naszym organizmie mogą wpływać na nasze zachowania....Chęć mordu może być więc uzasadniona....;-) Co tam w człowieku siedzi....nie zawsze wiadomo....
ReplyDeleteW tym przypadku to jednak nie były żadne zwierzaki tylko obrazek natrętnie wyświetlany przed moimi oczami.
DeleteSwietnie zrobiles zglaszajac ta owrzodzona osobe sluzbom medycznym - nie tylko dla otoczenia ale tez dla niej samej jako ze wyraznie cos nie tak z jej zdrowiem.
ReplyDeleteTo zjawisko zmarzniecia w zupelnie przyzwoitej temperaturze dopadlo mnie tez - mamy w dzien ok 20 st C a mnie trzesie z zimna, mam a mieszkaniu wlaczone OGRZEWANIE!, nosze skarpetki i lekki sweterek. Mysle ze oprocz wieku odzywa sie chyba przystosowanie organizmu do duzo wyzszych temperatur, tych letnich.
Trzymaj sie wiec ciepla i nie dotykaj niepewnych przedmiotow - u nas jest duzo zachorowan na nowe odmiany Covid.
Oj tak, na starsze lata człowiek trudniej przestawia się na zmieniające się warunki.
DeleteCovid i u nas działa nadal, ja biorę co 6 miesięcy nową szczepionkę, a do tego choroby, które wyeliminowano dawno temu, jak koklusz itp.
"Uwolnieni" ludzie przestali szczepić dzieci i mamy choroby, których przez 50 lat nie było.