Sunday, October 5, 2025

Koniec słów

 W naszym, technologią napędzanym świecie wiemy tak wiele i możemy empirycznie zmierzyć tak wiele. Ale w którymś momencie… pewność się kończy.

Piątek... pożegnanie bliskiej osoby, rówieśnika naszych dzieci - pustka...

Sobota -  południe, włączam radiową Lekcję Muzyki a tam - na przywitanie - początkowe zdania tego wpisu.

Requiem - music to die for ... muzyka, za którą można umrzeć.
No, nie wiem, bardzo pasuje mi powiedzenie Jean Sibeliusa - muzyka zaczyna się tam gdzie kończą się słowa.

Missa pro defunctis... Johannes Ockeghem -- KLIK.
Msza żałobna napisana prawdopodobnie w 1461 roku.

Pierwsze słowa - Requien Aeternam - pokój wieczysty - od tego czasu przyjęła się nazwa - Requiem.
Swoją drogą - pro defunctis - za zmarłych - jednak łacina jest bardziej precyzyjna - defunctis = przestał funkcjonować.

Nie będę tu streszczać całej lekcji, zastanowiła mnie ewolucja tego typu muzyki. 
- 1560 - nadal występuje tylko chór bez orkiestry - Thomas Luis Victoria - Requiem - KLIK.
- 1791 - W.A. Mozart - komponuje w stylu klasycznym, ale Requiem to co innego - pełen rozmach baroku.
- 1868 - J. Brahms - Ein deutsches Requiem - Niemieckie Requiem - mylący tytuł - jedyna "niemieckość" tego utworu to język. Okazja - śmierć matki autora i wspomnienie śmierci R. Schumanna.
- 1962 - B. Britten - War Requiem - Requiem wojenne. Utwór zamówiony z okazji konsekracji katedry w Coventry, odbudowanej po wojennym zbombardowaniu.
B. Britten był pacyfistą, zamawiający dali mu pełną swobodę wyboru formatu utworu, wybrał format łacińskiej mszy z dodatkiem wierszy napisanych przez uczestników I Wojny Światowej.
- 2019 - D. Cheetham - Eumeralla. A War Requiem for Peace - utwór napisany przez Aborygeńską artystkę upamiętniający konflikt między białymi osadnikami i Aborygenami w latach 1850 - zginęło ponad 8,000 Aborygenów.

Aborygeńskie Requiem o pokój - Aborygeńska tradycja zabrania wspominania imion osób zmarłych ani prezentacji ich wizerunków, pozostaje nadzieja na pokój na świecie.

P.S. Link do opisywanej tu Lekcji Muzyki - nie jestem pewien czy link działa poza Australią - KLIK.

26 comments:

  1. Czyli dużo wrażeń w nastroju Requiem... Swego czasu wielkie wrażenie wywarło na mnie to wykonanie Requiem Verdiego - może dobrze wkleję link
    https://www.youtube.com/watch?v=9Vm_uIKVHQo
    Niezwykle dramatyczne

    ReplyDelete
    Replies
    1. Requiem Verdiego - dramatyczne - aż za bardzo, to już nie jest msza żałobna, ale opera.
      Swoją drogą świetnie trafiłaś bo ta "lekcja" o Requiem była wstępem do wystawienia Requiem Verdiego przez orkiestrę i chór w Brisbane, koncert zaczął się pół godziny po lekcji.

      Delete
    2. O tak, Verdiego Requiem operowe, bardzo w jego stylu, po raz pierwszy w nim słyszałam Angelę Gheorghiu, bo wcześniej jej nie znałam;
      link się otwiera, kiedyś słuchałam podobnych lekcji w polskim radiu, to był autorski cykl Piotra Orawskiego, niestety zmarł w dosyć młodym wieku
      https://zapiskizkultury.blogspot.com/2013/10/dlaczego.html

      Delete
    3. Dziękuję za link do Twojego wpisu sprzed lat... P. Orawski - bardzo ciekawa postać.

      Delete
  2. Link działa.
    Śmierć zawsze zaskakuje, ale w przypadku osób młodych czy wręcz dzieci to trudne do zaakceptowania.
    To jak Aborygeni wspominają swoich zmarłych, a może nie robią tego...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aborygeni... trudna sprawa, z jednej strony oni nie używali pisma więc brak jakichkolwiek dokumentów, z drugiej - we wstępnej fazie kolonizacji nikt się nie interesował ich tradycjami a w późniejszej fazie sami Aborygeni nie bardzo pamiętali jak to było wcześniej.
      Generalnie należy unikają wspominania imion zmarłych, gdy o nich mówią to ogólnikowo - ten starszy mężczyzna, który mieszkał nad rzeką. Nie oglądają zdjęć zmarłych.
      W naszej TV , gdy w programie wspomniane są nazwiska lub pokazane zdjęcia zmarłych Aborygenów, przez emisją wyświetlane są ostrzeżenia.
      Przyczyna? Znajduję sprzeczne informacje - 1- wspominanie zakłóca im spokój, 2- wspominanie może przywołać do nas duchy, które będą złośliwe.

      Delete
  3. Jestem zakochana w Requiem d-moll Mozarta. To jest ta moja muzyka, za którą mogę umrzeć. Czasem, będąc w specyficznym nastroju, zakładam słuchawki i puszczam Requiem na full. Rozkosz nie do opisania.

    ReplyDelete
  4. Link działa i u mnie - a to już prawie koniec Europy. Kiedyś, z racji szkoły słuchaliśmy tych wszystkich utworów, jako dzieciak nie robiły na mnie zbyt dużych wrażeń, ale teraz - zbyt smutne, nie wytrzymałabym do końca.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W Requiem na ogół jest również element pozytywny - osoba zmarła została uwolniona od cierpień, nadzieja, że po śmierci trafi do raju...

      Delete
  5. czynię próby..., bez słów, hałasu..
    habitare secum...
    cisza. Jedyną muzyką jest bicie serca(serc)
    migotanie... i nie ma szans na równy rytm, co za ryzykowna"muzyka"...
    i te"skoki"między(akordami?),
    spokój duszy..., równy oddech, a w środku wszystko drga bez składu i ładu... wariacja...
    co to jest interwał...
    czas na niebyt...
    gaśnicowy

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kompozycje muzyczne - założeniem było, że będą wysłuchane w miejscu publicznym, przez grupę ludzi.
      Pozostaje jeszcze wymiar indywidualny, u każdego inny.

      Delete
  6. Gdy wracałam ze swojego pobytu w Iwoniczu, odwiedziłam moją studencką koleżankę, która w zeszłym roku straciła swojego jedynego syna. Znałam dziecko, potem bardzo przystojnego mężczyznę od poczęcia. Też w kuracyjnej miejscowości Krynicy Górskiej, gdzie w wesołej gromadce studenckiej witaliśmy kiedyś nowy rok 1983. Nie miał rodziny, to jego mieszkanie w Krakowie trzeba było uporządkować, zamknąć etap.
    My starannie omijałyśmy rozmowy o nim, jak również w ogóle o dzieciach wnukach. Podczas spotkania miała telefon z zaproszeniem na jakąś rocznicę istnienia szkoły. Odmówiła, tłumacząc się, że nie chcę słuchać tych wszystkich rozmów o dzieciach i wnukach, których ona już nie będzie miała.
    Myślę, że to jest dobry sposób. Trzeba dać odejść zmarłym, bez względu na religię.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo różne sytuacje, bardzo indywidualne podejścia.

      Delete
  7. W moich kregach rozumie sie "dla" ktorej mozna umrzec. Mala roznica, subtelna ale mi bardziej pasuje, bardziej uzwierciedla nastroj.
    Wiele ras tak ma ze nie uznaje np zdjec wogole myslac ze utwalajac wizerunek osoby odbiera sie mu jego dusze.
    Ja tez nie lubie wspominac zmarlych mi bliskich czyli nie jestem ta ktora siedzi i wspomina, rozmawia o nich albo oglada zdjecia. Moze wiec takie podejscie jest nie wylacznie sprawa rasy tylko wrazliwosci i jak piszesz, indywidualnosci.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję ZA zwrócenie uwagi na ten szczegół, sam bym tego nie ZAuważył. Myślę, że to było wynikiem sporych emocji towarzyszących pożegnaniu znajomego, zrobiłem się ZAczepny.
      Wspomnienia zmarłych - bardzo indywidualna sprawa, inaczej reagują osoby, które towarzyszyły zmarłemu w ostatnich dniach, inaczej te, które miały z nim regularny kontakt...

      Delete
  8. Jak ty dużo wiesz na temat muzyki klasycznej. Pięknie.
    I przykro mi z powodu pożegnania.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Skąd wiesz, że ja wiem?
      Przecież ja tylko powtarzam ostatnią lekcję.

      Delete
  9. Tyle ciszy między dźwiękami. I tyle emocji w każdym z nich. Muzyka, która przypomina, że nawet w pożegnaniu może być spokój.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Requiescat in Pace - Odpoczywaj w Pokoju - Rest in Peace...
      To powszechnie znane życzenia - dotyczą zarówno osoby zmarłej jak i jej bliskich.

      Delete
  10. Gdy słychać muzykę nie powinno się mówić. Nie są także wskazane żadne inne dźwięki, bo łatwo muzykę sprofanować. Mam oczywiście na myśli muzykę poważną...
    Zastanawiam się czy przypadkiem całkowita cisza w niektórych sytuacjach nie jest rodzajem muzyki...

    ReplyDelete
  11. Inne odgłosy podczas słuchania muzyki...
    Powtórzę moje dawne wspomnienie.
    Popołudniowy koncert symfoniczny, bardzo ciekawy program. Zanurzyłem się w dźwiękach i nagle usłyszałem za sobą regularne chrapanie. Naładowałem się złością i odwróciłem w stronę osoby wydającej te dźwięki. To była starsza pani podłączona do butli tlenu, to stąd dochodziły te dźwięki. Uśmiechnęła się do mnie przepraszająco a ja poczułem, że pękła we mnie duża bańka złości.
    W tej chwili muzyka stała się tylko akompaniamentem, dużo ważniejszy był pomruk butli z tlenem.

    ReplyDelete
  12. Tak się zastanawiam, dlaczego w sytuacjach ekstremalnego smutku wybieramy muzykę. Może dlatego, że nie jest tak dosłowna? Słowa są zbyt dosadne, potrafią ranić albo przynajmniej wywołać dyskomfort, zażenowanie czy niepokój. Muzyka daje o wiele więcej możliwości odpowiadającej nam interpretacji. Każdy z nas rozumie ją indywidualnie. Dlatego koi naszą duszę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Całkowicie się zgadzam - słowa - potrafią być jak żarzące się węgle. Do tego dochodzi osobowość, zarówno osoby, która mówi jak i tej, która słucha.
      Ileż barier do przełamania.
      Natomiast muzyka wybrana przez nas samych - sam bal-sam.

      Delete