Sunday, May 31, 2020

Niedzielne pomieszanie

Dzisiaj Zielone Świątki.
W kościele - święto Zesłania Ducha Świętego.

Uprzedzam czytelników, że ten wpis to bardzo mętne, pseudoreligijne, rozważania.

A więc - Zielone Świątki.
Nazwa wskazuje raczej na związek z naturą, rolnictwem, nie na sprawy duchowe.
Angielski odpowiednik - Whitsunday - wyrażny związek ze zbożem.

Oficjalna nazwa chrześcijańska to Pentecost. (Pięćdziesiątnica).
To się zgadza z żydowskim obyczajem - Szawout, święto utrwalenia przykazań, obchodzone 50 dni po święcie Paschy.

Zesłanie Ducha Świętego jest kilkakrotnie zapowiedziane przez Jezusa w tekście Ewangelii, ale na tym Ewangelie się kończą.
Pojawienie się Ducha Świętego na ziemi jest bardzo plastycznie (języki ognia nad głowami) opisane w Dziejach Apostolskich.

Niefortunnie, rozdział z Dziejów Apostolskich jest czytany przed Ewangelią, a dzisiejsza Ewangelia (św Jana) to skrócona powtórka Ewangelii sprzed kilky tygodni, historia Tomasza niedowiarka, ale na dzisiaj Tomasza schowali.

Te perypetie przypomniały mi kazanie zielonoświątkowe sprzed lat i z innej parafii.
Ksiądz wyraził żal, że zesłanie Ducha Świętego jest obchodzone tak marginesowo, prawdę mówiąc nie jest w ogóle obchodzone.
Wszak relacja o Zesłaniu zawiera opowieść jak nagle, to co mówili Apostołowie, stało się zrozumiałe dla ludzi nie znających hebrajskiego.
To przecież odwrócenie historii o pomieszaniu języków podczas budowy wieży Babel - mówił ksiądz - Duch Święty otwiera ludziom bezpośrednią łączność z Bogiem.

Wygląda na to, że kościół nie jest do tej idei przekonany

Wednesday, May 27, 2020

Niezwykła lekkość wielkich pieniędzy

Jak wielkich?

Na początek 60 miliardów dolarów (australijskich), około 40 mld US$.

Rząd australijski energicznie zabrał się do walki z ekonomicznym skutkami pandemii.
Z jednej strony każda osoba, która straciła pracę ma prawo do zasiłku A$1,500 na 2 tygodnie, z drugiej, każda firma zmuszona do redukcji zatrudnienia otrzyma taką samą kwotę dla każdego pracownika, który zachowa swój etat.
Całkowity koszt projektu A$130 miliardów.

Minęło kilka tygodni i w mediach zagotowało się.
Treasury blunder! bębniły nagłówki.
Okazało się, że podstawą obliczeń były formularze wypełnone przez pracodawców. W formularzach mieli podać ilość pracowników, dla których ubiegają się o wypłaty. 10% pracodawców zamiast ilości osób wpisało kwotę, czyli zawyżyli koszty 1,500-krotnie.

Błąd wykryto gdy zaczęły napływać wnioski z danymi pracowników, dla których wypłata jest przeznaczona.

Treasurer (dużo więcej niż minister finansów) zrobił dobrą minę - sytuacja finansowa kraju jest o 60 miliardów lepsza niż oczekiwaliśmy.
Opozycja - ten błąd był tak oczywisty, że z kosmosu było go widać, ten rząd to tragedia.

Ja (autor tego blogu) - pokażcie mi ten formularz, który był tak trudny do wypełnienia.
Przez wiele dni nie mogłem znaleźć.

Dopiero gdy pierwsza fala hałasu opadła znalazłem artykuł naszej państwowej telewizji ABC a tam nieszczęsny formularz - KLIK.

Ilość pracowników uprawnionych do zasiłku.

Jak na mój wzrok, to jest w porządku.
W jaki sposób ktoś może to zrozumieć jako kwotę do wypłaty???

Oczywiste jest zaniedbanie projektantów systemu przyjmującego wnioski - nie weryfikowali ilości zatrudnionych w firmie, która musiała być przecież wcześniej zarejestrowana.

W każdym razie mamy 60 miliardów nadwyżki i oczywiście ostrą walkę o to, kto więcej z tego uszczknie.

Na deser coś lżejszego z artystycznym akcentem.

Pamiętacie plagę pożarów, która nawiedziła Australię pół roku temu?
Australijska aktorka komediowa specjalizująca się w parodiowaniu sław ekranu była tak wstrząśnięta tragedią, która dosięgła tysięcy osób, że na swojej stronie na Facebooku ogłosiła zbiórkę pieniędzy na pomoc dla pogorzelców.

Reakcja przerosła oczekiwania.
Oczekiwania - może A$30,000, reakcja - A$51 milionów. Podobno jest to największe osiągnięcie tego rodzaju w historii Facebooka.
Pożary skończyły się, pogorzelcy pozostali bez środków do życia i ktoś postanowił sięgnąć po zebrane pieniądze.
Okazało się, że artystka jako miejsce składowania pieniędzy wybrała fundusz powierniczy administrowany przez New South Wales Rural Fire Service Trust a ten może wypłacić pieniądze tylko i wyłącznie na cele związane ze strażą pożarną w stanie Nowa Południowa Walia.
Wybuchła awantura, sprawa trafiła do sądu najwyższego a ten nie uległ emocjom.

Pogorzelcy pozostali na popiołach, strażacy (w Nowej Południowej Walii) zapewniają, że wydadzą pieniądze co do ostatniego gwizdka, artystka robi dobrą minę.

Detale TUTAJ.

P.S. Po opublikowaniu tego wpisu, w wieczornym programie tv obejrzałem rozmowę z gwiazdą - Celeste Barber. Jeszcze dwa dni temu nie wiedziałem o jej istnieniu. Dowiedziałem, że sławę zdobyła na instagramie. Prezentowała tam króciutkie parodie reklam, głównie kosmetyków.
Trafiła w punkt, to są najpopularniesze programy, błyskawicznie miała 6.5 miliona followers, potem już było coraz lepiej.
Szkoda tylko, że przed rozpoczęciem zbiórki nie poprosiła jakiegoś prawnika o radę.

Sunday, May 24, 2020

Niedzielna lektura - Sonata Kreutzerowska

W zeszłym tygodniu wspomniałem o rocznicy urodzin Beethovena i przy tej okazji również o Sonacie Kreutzerowskiej.

Jednak w moim przypadku - na początku było słowo.
O Sonacie Kreutzerowskiej pierwszy raz usłyszałem od mojej matki, w czasach szkoły podstawowej.
Chodziło głównie o książkę Lwa Tołstoja, ale w jej cieniu czaiła się muzyka Beethovena.
Muzyka tak potężna, że mogła inspirować człowieka do popełnienia zbrodni.

W szkolnej bibliotece jedyną książką Tołstoja jaką znalazłem było Zmartwychwstanie.
Przeczytałem i poczułem niesmak i niepokój. To nie było to czego oczekiwałem pod takim tytułem.

Prawdę mówiąc Zmartwywstanie zniechęciło mnie do poszukiwań Sonaty Kreuzerowskiej. Wiedziałem, że tam będzie pasja, zazdrość, morderstwo - już wiedziałem co Lew Tołstoj może z tym zrobić - brrrrr.

Pozostał ze mną tytuł - Kreutzerowska - to krrrraczące "Krrroooj".
Jak w "do krrroćset", ale też jak w ukrzyżowaniu.

Jednak po zeszłotygodniowym doświadczeniu z muzyką postanowiłem zaryzykować lekturę książki.
Zacząlem czytać Sonatę Kreutzerowską i dość szybko nabrałem przekonania, że to napisał szalony człowiek.

Przedstawiona sytuacja jest dziwna.
Do przedziału w pociągu wchodzi przypadkowy podróżny i przedstawia się jako Pozdniszew - TEN Pozdniszew, o którym głośno w prasie gdyż w szale zazdrości zamordował swoją żonę.
I teraz, przez 25 rozdziałów, nieproszony gość, bardzo emocjonalnie, ale jednocześnie rozwlekle opowiada historię swojego małżeństwa.

Małżeństwo Pozdniszewa, cóż jak wiele małżeństw - brak jakiejkolwiek więzi między małżonkami, tyle że w tym przypadku mąż doprowadza każde nieporozumienie do stanu krytycznego.
Generalnie wszystkie te kryzysy mają u podstaw jedno wytłumaczenie:
"...namiętność seksualna, bez względu na to jak zaaranżowana, jest zła, straszliwie zła i człowiek musi z nią walczyć... Słowa Ewangelii, że ktokolwiek spogląda na kobietę z pożądaniem już popełnił cudzołóstwo, odnoszą się nie tylko do żon innych mężczyzn, ale przede wszystkim właśnie do własnej żony.
Jedyną właściwą drogą jest całkowita abstynencja; jeśli to prowadzi do zagłady rasy ludzkiej, to niech tak będzie".

Książka wywołała skandal i została zakazana w Rosji i USA.
Emil Zola stwierdził - "koszmar, wytwór chorej wyobraźni".

Publikacja, a jeszcze bardziej zakazanie książki przez cenzurę, postawiły w bardzo niezręcznej sytuacji żonę autora - Zofię Tołstoj. Zaczęły krążyć plotki, że autora inspirowały doświadczenia własnego małżeństwa.
W rezultacie Zofia Tołstoj poprosiła o audiencję u cara i skłoniła go aby cofnął zakaz.

Sam Tołstoj, dwa lata po publikacji książki, stwierdził - "Jest coś wstrętnego w Sonacie Kreutzerowskiej, coś złego w motywach, które doprowadziły mnie do jej napisania".

Jednak kilka drobnych fragmentów ożywiło mnie nieco.
Pozwolę sobie je zacytować  - tłumaczenie moje z tłumaczenia angielskiego (Projekt Gutenberg).
"Oni grali Beethovena, Sonatę Kreutzerowską. Czy pan zna pierwsze Presto?
Straszna rzecz, ta sonata, szczególnie to presto! 
Ogólnie, muzyka to okropna rzecz. 
Mówią, że muzyka porusza duszę. Głupota! Kłamstwo!
Ona działa. Straszliwie działa. Jakby to powiedzieć. Ona nie działa uszlachetniająco, ani poniżająco. Ona działa irytująco.  
Muzyka każe mi zapomnieć moją sytuację, przenosi mnie w jakiś obcy mi stan, w stan duszy, w którym piszacy muzykę znajdował się w tym momencie.
Ten, który pisał Sonatę Kreutzerowską Beethovena, wiedział dlaczego znalazł się w tym stanie. To prowadziło do pewnych działań ze zrozumiałych dla niego powodów. Ale ja znajduję się w niezrozumiałym dla mnie stanie, w stanie ekscytacji, z której nie ma wyjścia.
Co innego marsz - żołnierze maszerują w jego takt. Koniec marszu, koniec muzyki. Albo taniec, kończymy tańczyć i przestają grać. Ale inna muzyka prowokuje ekscytację, której nie towarzyszy żadna czynność. Dlatego jest tak niebezpieczna i czasami działa tak przerażająco".

Muzyka, marsz, taniec, akcja - koniec akcji?
Ja gdzieś to czytalem.
Tomasz Mann - Czarodziejska Góra - gdzieżby indziej.
"... mamy tu tylko zwykłą dętą orkiestrę...zapełnia nam całkowicie kilka godzin, to znaczy: najpierw je dzieli, a potem wypełnia każdą z osobna, tak że mają przecież jakąś treść".
Tytuł rozdziału: Politycznie podejrzana.
A Tołstoj przytakuje:
"W Chinach muzyka jest pod kontrolą państwa i tak właśnie powinno być..."

I jeszcze coś:
"Dawniej, gdy panna osiągnęła właściwy wiek, jej małżeństwo zostawało zaaranżowane przez jej rodziców. I tak nadal jest, u Chińczyków, u Hindusów, u Muzułmanów,  u ludzi prostych. Tak postępuje 90 procent ludzkości.
Tylko my, notoryczni bon-vivanci, wymyśliliśmy coś innego.
- Co to jest?
- Panny posadzone w rzędzie a dżentelmeni chodzą w tę i z powrotem, jak na targu, i wybierają. My, mężczyźni, wybieramy towar a potem, w salonach, dyskutujemy - o prawach kobiet i wolności.
- Ale co można zrobić - przerwałem - czy to kobiety mają wybierać ?
- Nie wiem, ale jeśli mówimy o wolności, to niech będzie to wolność całkowita.
....
"- Czy pan wie, że ta władza kobiet przez którą tak cierpi świat wypływa z tego o czym przed chwilą mówiłem?
- Co pan rozumie przez władzę kobiet - przerwałem - przecież jest przeciwnie, każdy narzeka, że kobiety nie mają należnych im praw, że są podporządkowane..
- Oto właśnie mi chodzi, to jest właśnie wytłumaczenie tego nadzwyczajnego zjawiska, że kobieta z jednej strony jest zredukowana do najniższego stopnia upokorzenia a z drugiej strony rządzi wszystkim.
- Ale gdzie? Czym rządzi?
- Gdzie? Wszędzie i wszystkim.
Proszę iść do sklepów w wielkim mieście. Są ich miliony, miliony. Jest niemożliwe zmierzyć tę ogromną ilość pracy włożoną tutaj. Czy w dziewięciu na dziesięć tych sklepów jest coś dla mężczyzn? Cały luksus życia jest wymagany przez kobiety. Prosze policzyć fabryki, większość z nich produkuje kobiece ozdoby. Miliony ludzi, generacje niewolników, umierają pracując jak skazańcy aby zadowolić kaprysy naszych towarzyszek".

Ten ostatni cytat poważnie polepszył moją ocenę Tołstoja.

P.S. Uważni czytelnicy pewnie żachnęli się na te słowa w cytacie z książki:
"Ten, który pisał Sonatę Kreutzerowską Beethovena, wiedział...".
Przecież sonatę Beethovena musiał chyba napisać Beethoven, co za nonsens?
Hmmm, jednak angielskim tekście mamy - "But he who wrote Beethoven’s ‘Kreutzer Sonata’ knew well ...".
Posunąłem się tak daleko, że ryzykując infekcję komputera rosyjskimi wirusami ściągnąłem oryginał. 
A tam: "Ведь тот, кто писал хоть бы Крейцерову сонату, – Бетховен, ведь он знал, почему..."
czyli "Ten, który pisał sonatę, - Beethoven,...".
Czyli Tołstoj nie był taki szalony jak sądziłem, natomiast tłumacz na angielski... trzyma standard.

Linki :
L. Tołstoj - Sonata Kreutzerowska, pełen tekst (projekt Gutenberg) - KLIK.
W obronie Zofii Tołstoj - KLIK.

Monday, May 18, 2020

Niedzielna wizyta - w kościele

Kilka tygodni temu zamknięto w Australii kościoły z powodu pandemii.
Nasza parafia natychmiast zorganizowała "live-streaming", według mnie całkiem dobry technicznie.

Jeśli chodzi o stronę duchową, to mogę się wypowiedzieć tylko o materialnej stronie ducha.
Stwierdziłem, że jednak brakuje mi nieco... ludzkiej niedoskonałości, a więc - spóźnialskich, marudnych dzieci, trzaskania klęcznikami, oraz doskonałości - podawania sobie ręki na znak pokoju, itp.
Nie kompensują tego drobne usterki techniczne podczas transmisji.

Mieszkamy tak blisko, że czasem, podczas transmisji ponoszę głowę i nasłuchuję uważnie - może ten głos dochodzi tu prosto z kościoła?

Dzisiaj nie potrzebowaliśmy już tak nasłuchiwać.

Kilka dni temu w naszym stanie rozluźniono nieco pandemiczne rygory, między innymi zezwolono na odprawianie nabożeństw przy udziale wiernych, maksimum 10 osób.
Dzisiaj pierwsza msza według nowych reguł.
Odbyło się ich aż trzy. Żeby uniknąć konfliktów zorganizowano bilety.



Nieco mnie zaskoczyło, że udało mi się dostać bilet.
Zapewne wiele osób nie zajrzało do swoich skrzynek emailowych albo nie połapało się o co chodzi.
W każdym razie obawiałem się, że przy wejściu może dojść do nieporozumień więc przyszedłem do kościoła nieco wcześniej.
W sekrecie wyznam, że - po pierwsze wyobrażałem sobie, że może pod kościołem grasować będą "koniki" handlujące biletami.
Być może zaproponują mi godziwą cenę za mój bilet?
Zdecydowałem, że w takim przypadku pieniądzę przyjmę i w całości, do ostatniego centa, przekażę na cele parafii.
Po drugie - rozważałem możliwość,  że pod kościołem zastanę starszą panią, całą we łzach. Dowiedziała się o tej mszy, ale nie wiedziała, że trzeba robić jakieś rezerwacje.
Też postanowiłem, że oddam jej swój bilet, bez żadnej opłaty.
Oczywiście w obu przypadkach miałem "back-up" - wrócić szybko do domu i obejrzeć na komputerze nagranie mszy, która odbyła się o godzinie 10.

Niestety chyba za dużo rozmyślałem na ten temat gdyż na miejscu poczułem rozczarowanie.
Przyszło dokładnie 10 osób. Ksiądz witał wszystkich w drzwiach i przypominał żeby przetrzeć dłonie płynem dezynfekującym.
W sali kaplicy, ze względu na kameralny charakter msza nie odbyła się w kościele, stało 10 krzeseł w przepisowych odległościach.
Wydało mi się, że jestem w świecie robotów.
Ewangelia - według św Jana 14:15-21 - bardzo mi do tego środowiska pasowała..

Przypomniało mi się, żem "z prochu powstał i w proch się obrócę".
I wydało mi się to optymalnym rozwiązaniem.

Thursday, May 14, 2020

A+B+C=250

Zacznę od końca wzoru.
250 - już wspominałem na tym blogu, że w tym roku wypada 250 rocznica urodzin Ludwika van Beethovena, stąd B we wzorze.
Nasze radio ABC Classic trochę oszalało z tej okazji, tak że muszę je wyłączać gdy już 7. raz nadaja skądinąd bliską mojemu sercu VII symfonię.

W tym beethovenowskim uniesieniu mało kto zauważył, że i u nas, w Australii, coś się wydarzyło 250 lat temu.

Coś się wydarzyło?
Kapitan Cook odkrył Australię!!!

A więc mamy A i C.

Kapitan Cook dobił do brzegów Australii w Botany Bay, w okolicach dzisiejszego Sydney - 29-04-1770.
Przycumował tam na pewien czas, nie jest pewne czy postawił stopę na australijskim kontynencie, pewne jest, że do statku Endeavour zbliżyła się grupa Aborygenów i wymieniono ostrzegawcze rzuty dzidą z jednej strony, strzały z drugiej.
Na ląd zeszło dwóch botaników, J. Banks i D Solander, uczeń Linneusza i pobrali próbki miejscowych roślin.
Po kilku tygodnach kontynuowali żeglugę na północ aż w okolicach niezwykle malowniczych Whitsunday Islands wpadli na rafę.



Powyżej moje wspomnienie z Whitsundays.

Naprawa statku trwała kilka tygodni. W tym miejscu powstała osada, którą w 1936 roku przemianowano na 1770.

Miesiąc później i znacznie dalej na północ, statek Endeavour znowu wpadł na rafę. Awaryjny postój znowu zaowocował powstaniem osady, później miasta - Cooktown.


Powyżej moje wspomienie Cooktown.

Wspomnienia, wspomnienia sprzed kilku lat.
Z dzisiejszej perspektywy bliżej mi do Beethovena.

Coś mnie napadł dzisiaj apetyt na Sonatę Kreutzerowską.

Najpierw akcent polski.
Beethoven napisał tę sonatę w roku 1803, premiera odbyła się dokładnie w 33 rocznicę dotarcia przez kapitana Cooka do Whitsundays (24 maja 1803).
Dedykacja brzmiała: "Sonata mulattica composta per il mulatto Brischdauer [Bridgetower], gran pazzo e compositore mulattico".
W moim , wolnym, tłumaczeniu - Murzyńska sonata skomponowana dla Mulata Bridgetower-a, wielkiego szaleńca i murzyńskiego kompozytora.
Jednak natychmiast po premierze George Bridgewater pokazał swoje szaleństwo, obraził uwielbianą przez Beethovena kobietę.
Beethoven natychmiast zmienił dedykację. Tym razem wybrał słynnego skrzypka - Rudolfa Kreutzera. Ten z kolei odmówił wykonania sonaty oceniając ją jako "oburzająco niezrozumiałą".

Gdzież ten polski akcent?
Oto on - George Bridgewater urodził się w Bielsku Białej!!! - KLIK.

Na marginesie wspomnę jeszcze, że Sonata Kreuzerowska była inspiracją do dość skandalicznej noweli Lwa Tołstoja, tytuł ten sam.

Po takim przygotowaniu mój apetyt na sonatę dosięgnął szczytu i wydaje mi się, że znalazłem wykonanie uzasadniające wszystkie użyte wcześniej dedykacje i epitety.

Tuesday, May 12, 2020

Złapał Kozak Tatarzyna, a Ormianin za łeb trzyma

Czy ja czegoś nie przekręciłem?

Przekrętów będzie tu kilka, aż nie wiem od którego zacząć.

Zacznę więc od początku...
Polskie Radio, lata 50 ubiegłego wieku, Lucjan Kydryński, audycje muzyczne, które wprowadziły mnie w świat komponowanej na "Zachodzie" muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej.
Czegóż tam nie było - Gershwin, Eartha Kitt, Louis Armstrong, Elvis Presley i ta melodia... KLIK
Niestety, youtube podaje tytuł i nazwisko kompozytora psując nastrój tego wpisu.

A więc wiemy, Aram Chaczaturian, ten sam, którego Taniec z szablami  - KLIK - był często prezentowany w audycjach z życia Związku Radzieckiego .

No to dlaczego wplątałemw to L. Kydryńskiego?

Już wyjaśniam.
3 lata temu byliśmy wraz żoną, w Melbourne,  na balecie  A. Chaczaturiana - Spartakus - i wtedy wróciła do nas ta, pamiętana z dawnych lat, melodia.
Spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem - przecież to Gershwin???

Po powrocie do domu zacząłem poszukiwania.
Pamiętając tylko melodię niełatwo coś znaleźć. Na szczęście przypomniał mi się tytuł - Stormy Weather --- JEST!!!



Rok 1933?
Aram Chaczaturian miał wtedy 30 lat i stawiał pierwsze kroki jako kompozytor.
Muzykę do Spartakusa skomponował w roku 1955.

Plagiat!?!?!

Dla mnie to obojętne.
W czasach baroku kompozytorzy bez skrupułów pożyczali od siebie tematy muzyczne i muzyce to nie zaszkodziło.

Zainteresował mnie inny aspekt sprawy.
Adagio Chaczaturiana jest bardzo popularne. W tym roku, w australijskim radio, słyszałem je wiele razy. Nikt nigdy nie miał żadnych skojarzeń.
Czyżby mój słuch mnie zawodził? A może jest wyjątkowy?

Znowu dałem nurka do googla.
Nie było łatwo, ale coś znalazłem:
"..but the celebrated Adagio of Spartacus and Phrygia—the ballet’s single “hit”—bears an uncanny similarity to Can’t Take My Eyes Off Of You...".

Can't take my eyes...???   - KLIK.
No nie, to ja jednak jestem prawie całkiem głuchy :((((

Na szczęście pod artykułem był komentarz czytelnika:
"Not only does Aram Khachaturian’s “Adagio of Spartacus And Phrygia” has a strong resemblance to the Frankie Valli song, “Can’t Take My Eyes Off Of You” in terms of certain sections of the melody and chord structure, it also is quite similar in nature (or melodically) to the song, “Stormy Weather”. So many classical themes have become the foundation for many American or modern popular songs..."

Źródło powyższych cytatów  TUTAJ.

Dodatkowym balsamem był dla mnie pogrubiony fragment  :)))

Autor komentarza - niejaki pan Prigoff.
Wygląda mi na Kozaka.
A Ormianin za łeb trzyma :)))

P.S. Znalazłem na youtube sporo wykonań Adagio ze Spartakusa. Pod nimi liczne komentarze pokreślające armeńskie pochodzenie kompozytora.
Sprawdziłem więc pochodzenie Harolda Arlena, kompozytora Stormy Weather - KLIK.
Wspaniały dorobek m.in. muzyka do filmu The Wizard of Oz.
O ormiańskim pochodzeniu nic, tylko że ojciec był kantorem.

Sunday, May 10, 2020

Niedzielne odkrycie - jak Kolumb zrujnował Polskę

"... Przyjrzyjmy się pewnemu momentowi w historii świata.
Jest to dzień, kiedy od nabrzeża portu Palos w Hiszpanii, 3 sierpnia 1492 roku, odbija nieduża karawela o nazwie „Santa Maria”. Dowodzi nią Krzysztof Kolumb. Świeci słońce, po nabrzeżu kręcą się jeszcze marynarze, a robotnicy portowi ładują na statek ostatnie skrzynie z prowiantem. Jest gorąco, ale wiejący z zachodu lekki wietrzyk, ratuje żegnające rodziny przed zasłabnięciem. Mewy przechadzają się uroczyście po rampie, uważnie śledząc poczynania człowieka.
Ten moment, który teraz widzimy poprzez czas, doprowadził do śmierci 56 milionów z blisko 60 milionów rdzennych Amerykanów. Ich populacja stanowiła wtedy około 10 procent całej ludności ziemi. Europejczycy nieświadomie przywieźli ze sobą śmiertelne prezenty – choroby i bakterie, na które rodowici mieszkańcy Ameryki nie byli odporni. Do tego doszło bezpardonowe niewolenie i zabijanie. Zagłada trwała lata i zmieniła kraj. Tam, gdzie kiedyś rosła fasola i kukurydza, ziemniaki i pomidory, na nawadnianych w wyrafinowany sposób polach uprawnych, wróciła dzika roślinność. Prawie sześćdziesiąt milionów hektarów uprawnej ziemi z biegiem lat zamieniło się w dżunglę.
Roślinność regenerując się, pochłonęła ogromne ilości dwutlenku węgla, przez co osłabł efekt cieplarniany. To zaś obniżyło globalną temperaturę Ziemi...

Olga Tokarczuk, wykład noblowski -- KLIK

Noblistka łączy to zjawisko z potopem szwedzkim, według mnie zbyt pochopnie, ale w dniu dzisiejszym ten polski wątek mi odpowiada.

Wędrówka po internecie podsunęła mi następujące rozważanie - bardzo istotnym efektem odkrycia Ameryki było sprowadzenie do Europy ziemniaka. Szybko okazał się on dużo istotniejszym źródłem żywności niż zboże, którego głównym producentem była Polska.
To był początek upadku ekonomicznego Polski.
Postawowe źródło -- TUTAJ


P.S.  Wikipedia wspomina podany przez Olgę Tokarczuk związek między ochłodzeniem a odkryciem Ameryki -- KLIK

Tuesday, May 5, 2020

Karaluch na słońcu

Regularnie publikuję na tym blogu niedzielne wpisy.
Przyszła niedziela, nie byle jaka - 3 Maja, wyjrzałem przez okno - koniec świata.
Szaro, zimno, wiatr zacina deszczem, powtarzam - koniec świata.

To tak pasowało do obecnego okresu odosobnienia - nakryć się kołdrą - koniec świata.

Jednak zadziałał niedzielny odruch - msza o 10-tej.
Wstałem, ubrałem się porządnie, usiadłem przy komputerze.

Niestety kazanie nie dodało mi motywacji.
Jezus tłumaczy uczniom, że On jest bramą przez którą idzie się na wieczne pastwisko.
Ale jak tak paskudnie, to ja nie chcę na pastwisko, do tego wieczne - ja chcę pod kołdrę.

I w takim nastroju i w takich warunkach doczekałem do wtorkowego ranka.
Obudziła mnie kłótnia ptaków, przez okno wpadały złote promienie słońca.

Pierwszy wtorek tygodnia.
W dawnych, dobrych czasach, w tym dniu w mojej bibliotece organizowano book club.
Po dwóch miesiącach zamieszania, biblioteka uaktywniła się i dzisiaj była premiera klubu książki przez zoom.

Frekwencja była kiepska, ale nie będę ukrywał, bardzo rzadko zdarza się żeby któraś prezentowana przez innych książka wzbudziła moje zainteresowanie.

Natomiast książka, którą ja dzisiaj zaprezentowałem?
Przeczytajcie...

Pierwsze zdanie książki:
That morning, Jim Sams, clever but by no means profound, woke from uneasy dreams to find himself transformed into a gigantic creature;
(Tego ranka Jim Sams, zdolny ale w żadnym przypadku nie wybitny, zbudził się z niespokojnego snu by stwierdzić, że przekształcił się w gigantyczne stworzenie ).

Brzmi znajomo?
Do tego nazwisko - Sams.

Ostatnie dwie przeczytane książki tego autora, zawierały mocne akcenty polityczne, ale tym razem nie ograniczył się do akcentów. 
Niestety, ale już po kilku stronach pytanie brzmiało: czy to jest tylko pamflet czy jednak paszkwil?

Tematem jest Brexit. 
Autor jest mu zdecydowanie przeciwny, uważa że taki pomysł mógł powstać tylko w głowie karalucha i  inscenizuje taką sytuację.

Niestety w tym momencie pomysłowość autora się kończy. Ciąg dalszy to karykatura polemik w parlamencie i zakulisowych intryg.
Przepraszam, jest jeden oryginalny pomysł.
Gabinet karaluchów forsuje przewrót ekonomiczny - rewersalizm. Wydawał mi się sztuczny, ale ... zauważyliście - tydzień lub dwa temu cena baryłki ropy spadła do -US$37.63 - minus US$37.63 - KLIK.
To jest właśnie rewersalizm - sklep płaci klientowi za towary, które ten zakupił.

Jaki w tym sens?
Tu odpowiedź jest nieco mglista.  Generalnie klientowi grożą niemiłe konsekwencje za posiadanie gotówki. Jedyna legalna droga żeby się jej pozbyć, to praca.
Im wydajniej pracujesz tym więcej za to płacisz.

To może dobre na rynku wewnętrznym, ale czy autor wyobraża sobie żeby firma Volskwagen, sprzedając samochód do Anglii, zgodziła się wypełnić go banknotami euro, a żeby cokolwiek zarobić musiałaby zatrudnić Anglika, który za swoją pracę suto by zapłacił.
Obawiam się, że nie zatrudniłaby go za żadne pieniądze.

Na początku książki znajduje się zastrzeżenie:
This novella is a work of fiction. Names and characters are product of author's imagination and any resemblance to actual cockroaches,living or dead, is entirely coincidental.
(Ta nowela jest fikcją. Nazwiska i postacie są produktem wyobraźni autora i jakiekolwiek podobieństwo do karaluchów, żywych lub zmarłych, jest całkowitym przypadkiem )

Tym karaluchom to dobrze. Co innego czytelnikom.

Blog - zdjęcia z telefonu

 Instrukcja.

1. Zakładam blog na laptopie - wprowadzam tylko 1 linijkę tekstu...


2. Naciskam w strzałkę u góry ekranu (na lewo od symbolu Bloggera) żeby wpis się zapisał...


3. Przechodzę na telefon -
po pierwsze - jestem zalogowany do Google,
po drugie - w google wpisuję: blogger.com....


4. Naciskam Enter i jestem na stronie moich blogów,  na początku ten który piszę...


5. Klikam w ten blog i jestem w środku...

6. Przesuwam w lewo linijkę z funkcjami, tak żeby pokazało się wstawianie zdjęć.
Klikam w tę ikonę i pokazują się opcje...


7. Wybieram "upload from computer" , pokazuje się ekran jak poniżej....



8. Klikam w klawisz "Choose files" - pokazują się zdjęcia zrobione ostatnio na telefonie - te dwa na górze, obraz trochę zniekształcony, ale zawartość w porządku - jazda....


9. Klikam w nie i już są w kolejce do wstawienia..



10. Klikam w wyświetlone zdjęcia i wtedy zostają otoczone niebieską ramką. Klikam w guzik Select na dole i już SĄ!


10. Naciskam znowu w strzałkę na górze strony, po lewej żeby zmiany się zapisały.

11. Wchodzę na wpis na laptopie i dodaję cały tekst.