W ostatnią niedzielę zbyłem dwoma słowami tekst Ewangelii, wydarzenia dnia dzisiejszego mi je przypomniały.
"Następnie przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch..."
Kilka minut po 3. dostałem z centrali (Stowarzyszenie św Wincentego) listę wezwań.
Zgadza się - wizytacje robimy parami.
"...żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski".
O nie, ja nawet mam ciupagę, ale tak dobrze teraz nie jest.
Zadzwoniłem do każdego z klientów, omówilismy sytuację, potrzeby i ustaliliśmy dokładnie co przyniesiemy.
Ze względu na Covid Centrala sugeruje żeby vouchery na żywność wrzucać do skrzynki pocztowej. Ja preferuję osobiste spotkanie na progu i przekazanie voucherów w kopercie.
Inspiracją do tego wpisu był dość wyjątkowy przypadek.
Fay - z pochodzenia Wietnamka, wizytujemy ją już chyba 6 lat.
Początki były kłopotliwe, Fay miała ataki paniki w towarzystwie obcych osób. Podczas pierwszych wizyt musiała pomagać nam jej sąsiadka.
Następny etap to dwóch mężczyzn w zespole wizytującym.
Niby zgodnie z Ewangelią, ale Fay potrzebowała ponad rok żeby to zaakceptować.
Zmianom w zachowaniu towarzyszyły zmiany w otoczeniu.
Na przykład maszyna do szycia - Fay pożyczała maszynę od sasiadki i szyła dla wielu mieszkających w pobliżu osób. Po kilku miesiącach sąsiadka dała jej swoja maszynę uznając, że tak będzie wygodniej dla niej i dla innych.
Po 2 latach pobytu w Australii Fay zaczęła studia on-line.
Kupiliśmy jej najtańszy laptop i był on bardzo dobrze wykorzystany.
Nie będę tu wyliczał kolejnych małych kroków... w dzisiejszej informacji z Centrum zauważyłem wzmiankę o wydatkach na samochód.
- Samochód? czy jej się w głowie poprzewracało?
Podczas rozmowy telefonicznej dowiedziałem się, że Fay przez prawie 2 lata opiekowała się mieszkającą w pobliżu starszą panią. Na Nowy Rok synowie tej pani sprawili jej prezent - samochód.
Stary, ale prezentuje się doskonale...
Fay wykorzystuje samochód do pomocy sąsiadom - zakupy, wizyty u lekarza. Spodziewam się, że w ramach tej sąsiedzkiej pomocy mieszczą się jakoś koszty eksploatacji samochodu.
Śledząc jej postępy widzę ją za kilka lat na stanowisku szefa naszej organizacji.
"Wyrzucali też wiele złych duchów, a wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali."
Jak to brzmi po grecku?
- χρίση- chrisi.
Tego nie wiedziałem.
Bardzo inspirujące... Myślę, że tu też ogromna Wasza zasługa. Kobieta potrzebowała nadziei i wiary w człowieka. A teraz Wam to oddaje;-)
ReplyDeleteχριστεί, (christei) namaszczony - bardzo blisko do „chrześcijanin”;-) Namaszczenie kojarzy się z sakramentalnym ...ostatnim. A przecież namaszcza się i w czasie chrztu, i bierzmowania czy święceń kapłańskich. To „namaszczenie” do życia;-) Dawniej namaszczano cesarzy i królów.
Na pewno za mało żeby wyciągać wnioski ogólne, ale obserwuje sporo przypadków gdzie Wietnamczycy wyróżniają się pracowitoscią i inicjatywą.
DeleteDewizą naszego stowarzyszenia jest podać rekę żeby podciągnąć człowieka - "hand up" - w przeciwieństwie do "hand out" - dać jałmużnę.
Niestety w praktyce większość przypadków to właśnie jałmużna.
Namaszczenie - mnie przede wszystkim uderzyła ta grecka nazwa i podobieństwo słowa chrzest.
Wikipedia podpowiada, że słowo chrzest pochodzi od Chrystusa, obrzęd nakazany przez Chrystusa.
Urocza przeplatanka.