Prawie codziennie przechodzę koło naszego kościoła parafialnego. Od strony ulicy można zobaczyć takie informacje (przepraszam za jakość ale telefon wyraźnie nie lubi częstotliwości tego ekranu...
Odpowiedź - Hebrews it - On ją parzy - Jak wiele można stracić w tłumaczeniu :)
Msza zaczyna się wezwaniem dzieci (Little sprouts - Małe kiełki) do osobnej liturgii...
Ależ się zaroiło, ławki prawie opustoszały.
I jeszcze inna strona medalu...
Kilka dni temu w ramach działalności charytatywnej odwiedziłem z kolegą osobę proszącą o pomoc.
Matka... nie byle jaka matka - 12 dzieci w wieku 16 - 2 lat, ostatnia para - bliźniaki - urodzone 2 lata temu. Najstarsza dwójka nie mieszka z resztą rodziny.
Wyznam, że wyjątkowo lubię odwiedzać tę rodzinę - matka - szczupła, drobna, na ogół w dobrym nastroju. Przyjmuje nas na progu, raz czy dwa byliśmy we frontowym pokoju... lekki bałagan.
Dzieci - sama radość - wszystkie bardzo urodziwe, wesołe, dowcipne, zadbane.
Nie mogę sobie wyobrazić jak gotuje się obiad dla takiej rodziny, chyba nie wystarczy jedna kuchnia. W każdym razie matka wspomniała, że ukoronowaniem dnia jest codzienne pieczenie ciasta i jego wspólna konsumpcja.
I jeszcze inna - wizyta sprzed tygodnia - samotna matka trójki dzieci. Długa historia zaniedbania, bezdomności, uzależnienia od narkotyków. W rezultacie nie była zdolna do opieki nad żadnym ze swoich dzieci. Jak narazie może odwiedzać swoją 2-letnią córkę.
Zatem Mojżesz parzył kawę;-) Podobno starożytni Egipcjanie, z którymi Mojżesz się przecież zetknął, pili piwo ( (kawy czy herbaty raczej nie znali). "Brew"(parzyć, warzyć) też wtedy pasuje. I wydaje mi się, że warzenie piwa lepiej pasuje do kościelnej tradycji ( np belgijscy trapiści) niż kawy;-) Ale nie sądzę, by parafia św. Benedykta chciała reklamować poranne ..piwko;-);-);-)
ReplyDeletePiwo pewnie było bardziej prawdopodobne, ale warzenie piwa to nie jest procedura na czas śniadania a w ogóle to Mojżesz nie znał angielskiego.
DeleteTakie historie bywają dołujące dla odwiedzających, a z drugiej strony zadziwiające. Podziwiam matkę z pierwszej historii, że wieczorem jeszcze chce się jej piec ciasto. a gdzie tu czas dla siebie i swoich potrzeb?
ReplyDeleteMoja sąsiadka wychowuje swoje wnuki, bo jej córka wolała narkotyki i życie z młodym partnerem...
My działamy tylko na doskok tak że nasze wizyty nie angażują nas w całokształt życia tych osób a tu nowe czasy stawiają starsze osoby w sytuacjach, które w ich czasach się nie zdarzały.
Deletejeśli matka jest samodzielna, czyli żyje sama tylko z dziećmi bez partnera, to wcale nie znaczy, że jest samotna... w powszechnym uzusie i oficjalnym nazewnictwie przyjęło się jednak, że w takiej sytuacji musi czuć się źle, tymczasem to często nie jest prawdą...
ReplyDeletep.jzns :)
Z taką ilością dzieci to na pewno nigdy nie jest samotna chociaż taki ciągły stan gotowości na pewno jest wyczerpujący.
Delete"Małe kiełki" - urocze określenie!
ReplyDeleteZadowolona matka gromadki szczęśliwych dzieci zajadających domowe ciasto każdego dnia to "miód na serce" i nie dziwię się, że miło taką rodzinę odwiedzać.
Zadowolona matka - rzeczywiście, podczas ostatniej wizyty właśnie tak było.
DeleteWyznam jednak, że myślę o tej rodzinie z dużą troską. Wydaje mi się, że obecne czasy są dla takich rodzin bardzo trudne - te dzieci będą coraz bardziej wystawione na liczne bodźce zewnętrzne i nie mają szansy tego skonfrontować z inną rodziną podobną do swojej bo... taka nie istnieje.
W tej chwili zasmuciła mnie wiadomość, że starsza dwójka nie dotrwała do klasy maturalnej, poszły do pracy. To też może być dobre, ale jednak uświadomiło mi liczne ograniczenia.
Jestem pełna uznania dla matek które mają tak dużo dzieci. Wyobrażam sobie ich zmęczenie i ciągłą troskę o to aby dzieciom było dobrze. Moja koleżanka ma 7 dzieci / ale urodziła 10... troje odeszło zaraz po urodzeniu/. Nigdy nie pracowała zawodowo chociaż ukończyła socjologię.
ReplyDeleteKażda matka jest bohaterką... A co dopiero ta która ma tak dużo dzieci./Nie mam oczywiście na mysli tych wyrodnych matek/.
Stokrotka
Pełna zgoda. Wydaje mi się, że obecny świat celowo deprecjonuje rolę matki, rodziny, małżeństwa - ot prywatny wybór taki sam jak kariera zawodowa czy specyficzny styl życia.
Deletea co z ojcami?
ReplyDeleteNo, może są to dane zbyt osobiste.
Jak to jest w Australii, czy samotne matki mają jakieś wsparcie finansowe od państwa?
Bardzo dobrze, że poszły do pracy, zamiast zbijać bąki i niepotrzebnie tracić czas( w ich mniemaniu) w szkole.
Praca "uszlachetnia". Usamodzielnią się. Widać, że nie zeszły na złą drogę, jak rodzice.
Jakiś nowoczesny ołtarz w tym kościele, jakby pozłacane lustro, mównica...co kraj to obyczaj.
Jasiu
Ojcowie, tak to zdecydowane zbyt osobiste pytanie. Klientka z własnej woli wspominała kiedyś, że ojciec dwójki dzieci opiekował się nimi w swoim domu 2 dni w tygodniu.
DeleteWsparcie finansowe od państwa - otrzymuje każdy według potrzeb - osoba której dochody są poniżej pewnej granicy otrzymuje wsparcie zależnie od wieku i stanu rodzinnego. Krytyczna sprawa to oczywiście mieszkanie - tu kolejka jest długa. Klientka z wielką rodziną dostała domek z dużą dobudówką, nawet nie wiemy ile tam jest sypialni.
Nie jestem pewien, czy odwiedziłem ten kościółek o którym piszesz.
ReplyDeleteCzy proboszczem( parish priest) jest nadal Fr. Daniel Serratore?
Jak się zorientowałem, parafianie pochodzą z rożnych stron świata.
Dla mnie to egzotyka. Fajnie inspirujesz do poszukiwań...
i za to też -dzięki!
Jasiu
Tak proboszczem jest Father Dan, z komentarza wnioskuję, że odwiedziłeś ten kościół, przed kolejną wizytą powiadom mnie to miło byłoby się spotkać.
DeleteLechu
ReplyDeletenigdy nie byłem w Australii i pewnie już nie będę...
ale lubię poszukiwać...
dzięki
Jasiu
Miło mi, że poszukałeś informacji o mojej parafii, dodam więc kilka informacji.
DeleteKościół Św Benedykta w mojej dzielnicy istnieje od 1931 roku, w 1941 roku powstała też szkoła przykościelna, parafia w 1952 r. Kościół był bardzo nieefektowny, jak szopa. Jakieś 10 lat temu został przebudowany, ale ogólny kształt się nie zmienił. Tylko ołtarz jest całkiem efektowny. Parafianie - 40 lat temu byli to tylko Australijczycy, sporo pochodzenia włoskiego. Teraz zdecydowanie przeważają Azjaci. Odnoszę wrażenie, że ilość osób przychodzących na mszę stale rośnie, od kilku lat bardzo wyraźnie rośnie udział młodzieży.