Tuesday, August 5, 2025

Pożegnanie

W ostatnią środę dzień rozpoczął się zimno. 
Najpierw pojechałem zobaczyć jak to wygląda na pobliskim polu golfowym...


Biała zasłona...
Podniosła się już za pół godziny i mieliśmy piękny, słoneczny dzień.
Gdy wróciłem po zakupach do domu znalazłem powiadomienie o ceremonii pogrzebowej mojego kolegi z dobrych czasów narciarstwa biegowego i orienteeringu.

Poniedziałek...
Pogrzeb w dzielnicy na obrzeżach Melbourne, niby po tej samej stronie miasta, ale odległość - 34 km.
Włączyłem nawigację w Google-Maps, usłyszałem znajomy głos. Tak się złożyło, że poprzedniego dnia też korzystałem z usług tej pani. Wyznam, że trochę mnie rozczarowało, że nie wspomniała wczorajszej podróży :(

Długa jazda, zauważam drogowskaz - Lilydale Crematorium - 6 km - konkretna informacja.

U celu miłe zaskoczenie - ogromny teren, zielone wzgórza...


Podchodzę do budynku i słyszę szum potężnych maszyn/pomp/klimatyzacji/kremacji. 
To chyba dopiero rozgrzewka, z kominów nie leci żaden dym...


Wchodzę do środka i jestem w kręgu przyjaciół z dawnych lat...


Pani prowadząca ceremonię czyta życiorys Allana, jest w nim fragment, w którym miałem przyjemność uczestniczyć - Worldloppet - cykl maratonów narciarskich w wielu krajach, również w Australii.
Narciarz, który ukończy 10 maratonów z tej serii, otrzymuje medal i tytuł Worldloppet Master.

Na początku 1996 roku miałem już na koncie 5 wyścigów i pojechałem do Europy zaliczyć brakującą piątkę.
Allan i jego żona - Pat - mieli na koncie jeden - Kangaroo Hoppet - i pojechali do Europy na 9 tygodni zaliczyć wszystkie europejskie maratony.

Kilka miesięcy później zorganizowałem okolicznościowy obiad - oto medaliści...


Za naszymi plecami mapa Europy z zaznaczoną trasą podróży:
Austria - Włochy - Niemcy - Estonia - Francja - Finlandia - Szwecja - Szwajcaria - Norwegia.
Pogrubiłem swoją trasę - tylko 5 maratonów, ale wystarczy - 1 dzień to podróż - lotnisko, dojazd do hotelu. Potem aklimatyzacja, lekki trening, maraton -- i od nowa.
Już po 3 wyścigach, w Finlandii, przeżyłem poważny kryzys... ale przeżyłem :)
A Pat i Allan wykonali prawie dwa razy większy program.

Pat i Allan - wszyscy tak o nich mówili - nierozłączna para.
Tym razem miałem okazję poznać część ich życiorysu.
Allan urodził się w kiepskiej rodzinie, despotyczny ojciec, przemoc.  Allan w dość młodym wieku opuścił dom i pokazał, że można inaczej.
Skończył kursy nauczycielskie, zaczął pracować, wybudował dom. Ukończył studia, pracował na wielu uczelniach jako wykładowca rachunkowości i ekonomii. Założył rodzinę, wybudował kolejny dom...
Razem z Pat mają dwójkę dzieci - czytały wspomnienia o ojcu - syn nie był w stanie czytać swoich, wspomogła go żona.

W tle narciarstwo i przygoda.
Oprócz maratonów narciarskich - podróże, biegi, orienteering.
Przez kilkanaście lat spotykałem ich regularnie na śnieżnych trasach, na biegach w lesie i po parkach i ulicach Melbourne.
Dowiedziałem się, że podobnie jak ja, obeszli dookoła Mt Blanc, podróżowali po Wietnamie i dużo, dużo więcej.

Sala domu pogrzebowego była pełna, w większości znajome twarze i kolejna refleksja - starzy narciarze trzymają się dobrze i starzeją się w dobrym stylu.

P.S.
Zajrzałem do archiwum blogu, siedem lat temu opublikowałem wpis na temat orienteeringu ulicznego... i wtedy też było wspomnienie śmierci mojego kolegi - KLIK.
Kangaroo Hoppet - KLIK.
Worldloppet - KLIK.

A trasy narciarskie w Australii czekają na narciarzy - zima w pełnej krasie...

23 comments:

  1. Wspaniały życiorys, piękni ludzie!
    W styczniu byłam na podobnym pogrzebie, wzruszające wspomnienia rodziny, mnóstwo ludzi.
    Odległości u Was spore, cała wyprawa. Jedna uroczystość, a ile wspomnień!

    ReplyDelete
  2. A jaki ty przystojny jesteś na tym zdjęciu 👍
    Podobają mi się takie pogrzeby- pożegnania, gdzie wspomina się Drogiego Zmarłego. To jest bardzo wzruszający moment dla rodziny i przyjaciół.
    U nas na niektórych pogrzebach nawet słówka nie powie się o zmarłym, tylko mszę się odprawia. Rodzina na ogół nigdy nie jest przygotowana na śmierć i nie potrafi przygotować odpowiedniej przemowy, wspomnienia, pożegnania.
    To bardzo przyjacielski gest z twojej strony, że pożegnałeś swojego kolegę i opowiedziałeś nam o tym. W twoich postach zawsze dostrzegam pewną głębię, ogromne doświadczenie życiowe, pasję i dobre pióro, chociaż tyle lat już jesteś za granicą.
    Twoje życie, zamiłowania sportowe są dla mnie doskonała inspiracją. Według łacińskiego przysłowia mens sana in corpore sano🤣👏♥️

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przystojny na zdjęciu -- mam nadzieję, że nie tylko na zdjęciu :))
      Ceremonia pogrzebowa - wydaje mi się, że o przebiegu decyduje rodzina. Uczestniczymy w wielu takich ceremoniach, również w kościele, i jest tam miejsce na wspomnienia i pokaz slajdów.
      Dziękuję za komplementy - mam chyba lepszy charakter pisma niż charakter osobisty.

      Delete
  3. Jeżeli ostateczne pożegnania mogą być piękne to opisane przez Ciebie właśnie takim było. To nic, że główny Bohater nieobecny, takie ceremonie mają wartość dla tych co zostali.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Główny Bohater nieobecny -- podczas spotkania dowiedziałem się, że ostatnie miesiące jego życia to już było stopniowe wyłączanie funkcji życiowych, tak że w jakimś sensie był z nami bardziej niż kilka miesięcy wcześniej.

      Delete
  4. Mgła na zdjęciu uświadomiła mi, że sierpień idzie już pełną parą i niebawem będziemy spodziewać się jesieni. Makabra.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jesień w Polsce jest piękna... przynajmniej połowa.

      Delete
    2. Nie, nie. Jesienią zawsze bardzo cierpię.

      Delete
    3. Współczuję... z uwzględnieniem niezgodności pór roku.

      Delete
  5. Kosztowny sport, można by rzec, elitarny..., kiedyś, za moich szczeniackich lat.
    Zazdrościłem koledze z podstawówki, gdy mi mówił; jadę na narty do Zakopca. Ja lepiłem bałwana na podwórku, zjeżdżałem na butach, czy na sankach z góry zamkowej.
    Nie miałem takich szans, ale podziwiałem/podziwiam narciarzy we wszelakich konkurencjach startujących...., nawet na jednej desce.
    gaśnicowy

    ReplyDelete
    Replies
    1. Elitarny sport - Matka kupiła mi narty gdy miałem 8-9 lat, reszta była za darmo.
      Co innego Australia - trzeba jechać ponad 300 km i spore opłaty za parking.
      Wyjazdy zagraniczne - byłem na zebraniu i jakaś pani opowiadała o swoich wyścigach narciarskich w Europie, spytałem sąsiada jaki jest jej zawód - nauczycielka na pół etatu i dorabia roznosząc broszurki reklamowe.
      No to i ja dałem radę.

      Delete
    2. Góry, śnieg, mróz to nie moje klimaty. Nawet na darmowe zimowiska szkolne nie chciałem jeździć, ale tego Zakopca mu zazdrościłem - może dlatego, że jeździł razem z rodzicami samochodem?
      Z Warszawy do Zakopanego pociągiem nie mniej, nawet toaleta była zapakowana, a do przedziału wchodziło się przez okna. Najlepiej po przeciwnej stronie peronu. Haha, to był sport, a jeszcze narty...
      gaśnicowy

      Delete
    3. Zgadzam się, nie każdy musi lubić spędzanie czasu na mrozie, a do tego jeszcze kłopotliwe dojazdy.

      Delete
  6. Ależ te Twoje wspomnienia są bogate...
    Gratuluję Lechu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och Stokrotko - daleko mi do Twoich wspomnień z rodzinnych wycieczek :)

      Delete
  7. Piękne wspomnienia! To wspaniałe, że pasja - jakakolwiek - zbliża ludzi i zacieśnia więzi

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pasja zbliża - niewątpliwie - kłopot w tym, że sportowe pasje mają ograniczony czas trwania.

      Delete
  8. Smutna okazja choc dajaca szanse na wspomnienia a sa tak bogate i pozytywne - bardzo ladne pozegnanie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niestety zdałem sobie sprawę, że relacje oparte na czymś tak kruchym jak sprawność fizyczna, są też kruche.
      Pozostają tylko pożegnania.

      Delete
  9. Kilka lat temu pożegnałam mojego kolegę z czasów dzieciństwa. Kiedy przyszłyśmy na pogrzeb (wraz z mamą, bo nasi rodzice byli zaprzyjaźnieni) zadziwiła mnie ogromna ilość osób. Kazik nie miał rodziny (w sensie żona, dzieci, rodzice odeszli, siostra też) ale miał tak ogromne grono przyjaciół i znajomych, że jakkolwiek głupio to nie zabrzmi, ale pozazdrościłam mu i powiedziałam sobie, że jeśli tyle osób chce cię pożegnać to znaczy, że miałeś dobre życie. I chyba tego można by sobie życzyć. To też była jedyna ceremonia w której na zakończenie zabrzmiała ulubiona piosenka Kazika. I to pożegnanie było "miłe" (znowu głupio to brzmi, bo mój kolega odszedł zbyt wcześnie w wieku 50 plus, wydawałoby się, że niemal całkiem zdrowy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wielu znajomych nieboszczyka na pogrzebie...
      To chyba wynika z dość młodego wieku i aktywnego trybu życia.
      A potem jest już z górki - uczestniczę w kolejnych pogrzebach i mam świadomość, że oto ubyła kolejna osoba, która być może przyszłaby na mój pogrzeb.

      Delete
  10. Wyrazy współczucia.
    Wieczne odpoczywanie racz dać im Panie, ...
    gaśnicowy

    ReplyDelete