Wednesday, March 3, 2021

Super Tuesday

 Wczoraj pierwszy wtorek miesiąca, a więc, jak co roku, poranne liczenie rowerzystów.

Robię to już od ponad 10 lat, ale wyznam, że w tym roku było ciężej niż przedtem -
Obudzenie się o 6:15 bolało.
Słońce jeszcze nie wstało.
Do tego strasznie zimno - brrr.

W Australii to był już drugi dzień jesieni, ale przecież 2 dni wcześniej, w ostatnim dniu lata, mieliśmy całkiem gorące 29C.
Nie przypuszcałem, że natura zwraca taką uwagę na przepisy.

Przypomnę, że jest to t.zw. Super Tuesday - liczenie rowerzystów jadących do pracy.
Organizatorem jest Bicycle Victoria a zebrane dane służą do planowania ścieżek rowerowych.

Zajrzałem do mojego wpisu sprzed roku, Covid był już wtedy w Australii, ale nie zwracano na to wielkiej uwagi, ruch rowerowy miał się bardzo dobrze.

Teraz przypadków Covid-u mamy nawet mniej niż przed rokiem, aktualnie 10 osób chorych.
To jest jednak już inny świat. 
Jeśli chodzi o ilość rowerzystów jadących do pracy, to przede wszystkim bardzo zmalała ilość osób, które pracują w miejscu pracy, wiele robi to w swoim domu.

Nie mając wiele do liczenia rozglądałem się po okolicy...

Moje stanowisko pracy. Za płotem, na górce, tory kolejowe.


Przede mną główna ulica w tym rejonie. Samochodów kilka razy mniej niż przed Covidem.


Za moimi plecami wjazd na ścieżkę rowerową, która prowadzi wzdłuż torów.


Zauważam jednak, że żaden z rowerzystów nie przejeżdża obok mnie.
Okazje się, że wybierają niewielki, ale jednak skrót.


To wygląda całkiem sympatycznie, ale mnie uderza okropny smród.


No tak, dwie mini-restauracyjki. Jak ludzie mogą w takim otoczeniu jeść?
Najwidoczniej mogą.

Wracam na stanowisko liczenia, mam nadzieję, że spaliny samochodów nieco dezynfekują powietrze

Moją uwagę zwraca nazwa salonu fryzjerskiego...


Zanik stylizacji fryzur?

Tego zupełnie nie zauważyłem, raczej przeciwnie..

Przez dwie godziny naliczyłem mniej niż 30 rowerzystów, główną część stanowili uczniowie jadący do pobliskiej szkoły. 
Zgadza się, szkoły funkcjonują normalnie.

Przyglądając się użytkownikom ścieżki rowerowej zastanawiałem się czy można ich określić jakimś skrótem. Równie chwytliwym jak LGBT.

Na początek wymyśliłem EBSP, po polsku ERHP - e-rower, rower, hulajnoga, pieszy.

20 comments:

  1. Ciekawe obserwacje.
    Jak widać ze wszystkiego można wyciągnąć wnioski.
    pozdrawiam Cię serdecznie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję za pozdrowienia i zazdrosczę pomysłowości w pisaniu bloga.
      Pozdrawiam.

      Delete
  2. Interesuje mnie popularność e-rowerów w Australii.
    W Szwarcwaldzie już średnio co drugi rower ma elektryczny napęd, Może jest to związane z górami? Łatwiej pokonywać różnicę poziomów;-)
    Jak przyjęły się u was e-bike`i? Ile ich naliczyłeś w Super Tuesday? Serdeczne pozdrowienia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. e-rowery to przede wszystkim dostarczyciele żywności. Jest ich wielu na ulicach, ścieżek rowerowych nie uzywają bo przy nich nie ma domów.
      Natomiast rowerzyści amatorzy - całkiem popularne wsród starszych osób więc o tak wczesnej porze naliczyłem tylko 2 i sądząc po stroju oni nie jechali do pracy.
      Pozdrawiam.

      Delete
  3. to liczenie skojarzyło mi się z trainspottingiem... wiem, że gęstość ruchu aut mierzy się kładąc w poprzek szosy taki czuły kabel i "samo" się liczy...
    ...
    faktycznie, barek przy śmietniku... fuj... co na to miejscowy SANEPID?...
    ...
    co do skrótów to można krócej: UWR i UTO...
    detale tu:
    https://www.prawodrogowe.pl/informacje/kronika-legislacyjna/nowy-projekt-tzw-ustawy-uto-pojawily-sie-urzadzenia-wspomagajace
    wczytując się w ten projekt odkryłem, że operator monocykla elektrycznego nie może mieć np. plecaczka, bo jakby nie było "bagaż", ciekawe...
    p.jzns :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak jest, u nas też tak liczą samochody.
      Na ścieżce rowerowej to niepraktyczne bo piesi by te kable zadeptali.
      Operatorzy motocykli i e-bików. Większość to dostawcy zywności do domów. Mają spore pudła, naogół na bagażniku, czasem są tto plecaki.

      Delete
    2. jasne, metoda "kablowa" w przypadku rowerów nie ma za bardzo sensu...
      u nas jedzonko wożą do domów i firm przeważnie na rowerach lub czasem na skuterach, głównie w ramach firmy "Uber", ale są też inne, zwykle dostawcami są imigranci, bo dla Polaków nie jest to zbyt atrakcyjne (płacowo) zajęcie... zwykle mają takie graniaste plecaki - termosy, a z trasami różnie bywa, jak jest ścieżka rowerowa, to ścieżką, a jak nie, to inaczej, tak jak inni rowerzyści zresztą... samoobsługowe wypożyczalnie rowerów niekoniecznie są w pobliżu ścieżek rowerowych na przykład...

      Delete
    3. Rozbawiło mnie to wyróżnienie "imigranci".
      W Australii, po pierwsze zasadniczo wszyscy jesteśmy imigrantami. Jeśli chodzi o rozróżnienie o podłozu rasowym - Azjata, Afrykanin, to jest to bardzo poważny procent stałego społeczeństwa, chociaż większość to imigranci w pierwszym pokoleniu.
      Jeśli chodzi o wypożyczalnie rowerów, to w Melbourne była, ale zbankrutowała po kilku latach działania.

      Delete
    4. mnie za to skojarzył się film "Romper Stomper" /akcja dzieje się w Melbeurne/, w którym ekipa Białasów uważających się za autochtonów zwalcza napływowych Azjatów /Wietnamczyków/... ale to "tylko film" i nie wątpię, że lepiej wiesz, jak sprawy wyglądają...
      ...
      jeżdżę na własnym rowerze, ale jak widzę, to uliczne wypożyczalnie /Warszawa, nie wiem jak w innych miastach/ mają się nieźle... wiem, że na początku był pewien problem z traktowaniem sprzętu, ludzie odkręcali sobie czasem to lub tamto, ale obecnie sprawa jest ponoć marginalna... osobiście nie testowałem tego sprzętu, więc ogranicza to moją zdolność do oceny: komfort jazdy etc...

      Delete
    5. Romper Stomper - wyznam, że nie oglądałem gdy dowiedziałem się jak wiele tam brutalności.
      Z opisu widzę, że Białasy to Neo-Nazi czyli jednak ekskluzywna, fanatyczna grupa.
      Ja jednak ograniczam się tylko (może aż) do przeciętnych ludzi.
      Zauważyłem informację, że uliczne wypozyczalnie mają być znowu uruchomione.
      Ciekawostka - kilka lat temu firma z Singapuru wprowadziła do Melbourne o-bike - rowery do wypozyczenia, które znajdowało się i wypozyczało z przypadkowych miejsc na ulicy.
      Kto chciał wypozyczyć - podawał na telefonie gdzie jest i dostawał informację gdzie może znaleźć najblizszy rower. Znajdował, skanował telefonem nr roweru i rower się odblokowywał. Jak dojechał do celu to podawał miejsce i rower się zablokowtwał. Cena chyba $2 za godzinę.
      Miasto kazało firmie wycofać te rowery bo ludzie zostawiali je w niewłaściwych miejscach - na prywatnych trawnikach, ścieżkach dla pieszych, itp. Wiele tak pozostawionych rowerów było z kolei wrzucane do rzeki.
      Podobno w innych krajach gdzie wprowadzono ten system, było tak samo.
      A mogłoby być tak pięknie :(((

      Delete
    6. niedokładnie napisałem, faktycznie w filmie chodzi o pewną wyróżnioną grupkę Białasów: skinów neo-nazi... jak teraz czytam w necie, film nieoczekiwanie stał się kultowy w tych środowiskach na całym świecie, podczas gdy zamierzenia autorów były inne: chcieli pokazać te grupy jako pewną patologię, a także rodzaj marginalizującego się folkloru /taki w sumie jest przekaz sceny finałowej/, a wyszło jak wyszło...
      ...
      jeżdżę własnym rowerem i do tej pory nie korzystałem z wypożyczalni, więc dokładnie nie znam systemu, ale rowery wracają do "baz", tyle że można je zwracać w innym miejscu, niż się wzięło...
      natomiast byle gdzie walają się hulajnogi elektryczne... też nie znam dokładnie systemu, ale z grubsza to jest tak, że bierze się hulajnogę z dowolnego miejsca, płaci z telefonu za ileś minut i po tym czasie hulajnoga przestaje działać... ponoć firma zbiera te hulajnogi co jakiś czas, ale na przykład pod moim domem przy ogrodzeniu stoi sobie jedna już od kilku dni...
      w zeszłym roku było trochę szumu na ten temat, bo dzieciaki jeździły jak szalone po chodnikach i zdarzały się kolizje z pieszymi, stąd też projekt nowelizacji przepisów...

      Delete
  4. Zastanawilam sie jak to mozliwe, ze u Was tylko 10 osob zlapalo wirusa:)) Luksusowa sytuacja, ale przeciez ow wirus wymiera w cieple, a skoro macie u siebie do plus 29 stopni to... nie ma zmiluj sie. Pokonacie wirusa pogoda:)) Ech i te cieple kraje znowu do przodu:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. SYtuacja luksusowa. Klimat na pewno pomaga, ale do tego RESTRYKCJE.
      Tak surowych jakie były u nas gdy ilość zakażeń przekroczyła 15 nie było chyba nigdzie na świecie.

      Delete
    2. A ja im dluzej zyje w Niemczech tym bardziej zaczynam chyba doceniac ten rodzaj ich demokracji. Oczywiscie, ze restrykcje sa i daj sie we znaki, ale na codzien da sie zyc... jakby to nazwac(?). Jakos tak to zycie sie tu toczy, ze pomimo restrykcji , braku dostepu do rozrywek one jakos tak nie przytlaczaja.
      Nie wiem na czym to polega? Na zdyscyplinowaniu ludzi? Ze nie trzeba wlaczyc o oczywistosci w stylu: "maski musza byc tak, a nie inaczej noszone" i jakos nikt tego nie podwaza. Niby restrykcje, ale jest latwiej:)) Trudno mi to ujac.
      Mi chyba pomaga tez i to, ze pomimo tego swojego zdyscyplinowania i restrykcji, oni nie sa az tacy ponadrestrykcyjni.

      Delete
    3. Sporo czasu mieszkam w Niemczech (17 lat). Składam to „zdyscyplinowanie”, o którym mowa na ...niemiecką mentalność. Mieszkając w Badenii-Wirtembergii, przebywam i wśród miejscowych (Badeńczyków i Szwabów - ci „autochtoni” mają swoją kulturę, dialekt, religię) i wśród przyjezdnych. W tej drugiej grupie oprócz całej rzeszy imigrantów (z całego biednego świata) są też przybysze ze wschodnich landów (Turyngia, Saksonia) - kiedyś byłe NRD. I o dziwo ci (też Niemcy) są mniej „zdyscyplinowani”;-). Na pewno wiesz, że największe protesty w Niemczech były właśnie tam, na Wschodzie - Lipsk, Erfurt. Może w sprawie większego buntu wpływ ma ...komunistyczna przeszłość i walka z systemem;-)?
      Co do tego „zdyscyplinowania” wydaje mi się, że miało swoje swoje znaczenie np w czasach nazizmu, kiedy (prawie) wszyscy hurmem poszli za Führerem. „Poszanowanie dla władzy” mają we krwi:-) Pozdrowienia ze Szwarcwaldu.

      Delete
    4. Ania, Ceramik,
      Zdyscyplinowanie Niemców jest legendarne.
      Pewne tego dowody mam w rodzinie - mój zięć jest z pochodzenia Niemcem, oboje jego rodzice pochodzą z Królewca czyli Konigsbergu ( a może Kaliningradu), to już chyba Prusacy do kwadratu :)
      Jego zamiłowanie do porządku poraża. Zdarzało się, że razem z naszą córką wracali z jakiejś wycieczki, grubo po północy i zięć uprzejmie mówił - idź spać a ja jeszcze umyję samochód.
      Muszę przyznać, że przy tym zdyscyplinowaniu zawsze to było fair play.

      Delete
    5. Przypomniał mi się pewien ...nieprzyzwoity kawał dla dorosłych. Proszę, Lechu, nie kojarz ze swoim zięciem!
      Wieczorem po Abendessen Getrud proponuje w takich słowach seks swojemu Hansowi: „Hans, zrobię ci dobrze, jeśli umyjesz swój najcenniejszy skarb”. Na to Hans pobiegł w podskokach umyć swój samochód.
      Jeśli kogoś uraziłem, bardzo przepraszam.

      Delete
    6. Nie mam doswiadczenia w zyciu z Polakiem, ale maz Niemiec nie jest najgorszy. Pamietam, ze kiedy poznalam mojego malzonka to akurat po paru dniach zwiezli mi zamowiony opal na chate. W Polsce to bylo. Zrzucicli mi dzrewo przed skladzikiem , skasowali i se pojechali a ja chcialm to drzewo jeszcze przed zrokiem do skladziku schowac coby mi sasiedzi noca taczkami drzewa nie wywiezli ( eh... polskie realia)- nie zabraliby mi calego, ale skoro bezpansko lezy to czemu nie wykombinowac sobie dwoch taczek? Szykowala sie robota taka na tempo, bo godziny wieczorne szybko nadchodzily. I moj maz wymiekl , kiedy zobaczyl co ja chce zrobic. Nie zgodzil sie - wolal stracic ( tzn zebym ja stracila ) niz zrobic byle jak. Trzy dni przy tej robocie siedzial, ale ulozyl drzewo tip top.
      Wtedy sobie pomyslalam, ze chyba nie pasujemy do siebie, bo ja na pewno nie bede w zyciu niczego pod linijke robic, albo sie moj przyszly popisuje. No i teraz mam tak, ze potrafi niezle sprzatac, ale robie to ja. On zajmuje sie technika w domu i niczego nie trzeba mu dwa razy powtarzac- czyli zdyscyplinowany. W garazu jest specjalna deska na narzedzia, ulozone wszystko jak nalezy. Samochod technicznie musi chodzic bez zarzutu- jakby choc lampka wysiadla to nie ma ze boli, nie wyjezdza sie takim wozem na ulice. Ale... wykurzaja mnie jego srubokrety zostawiane na parapetach okien, kiedy cos robi i zapomina zebrac. I kiedy sie zapalam, wtedy zwraca mi uwage na moje ksiazki. Zebym przyjrzala sie gdzie leza. No i fakt. Ostatnio z calej chalupy zbieralam. Poczynajac od sypialni a na salonie konczac- zebralam 11 sztuk.
      To zdyscyplinowanie mnie zniechecalo, kiedy jeszcze nie bylismy malzenstwem, ale potem, kiedy przyszlo zycie rodzinne z obowiazkami ( a staje malzonek w grafiki wszelakie jak nalezy) to uwazam, ze owe zdyscyplinowanie i obowiazkowosc bardzo ulatwiaja.

      Delete
    7. Ania@Tym bardziej przepraszam i przyznam się, że trochę mi głupio...
      Bardzo ciekawa historia:-) Znam parę polsko-niemieckich małżeństw i wszystkie są bardzo udane... Widocznie jesteśmy bardziej podobni niż nam się wydaje... A różnice i przeciwieństwa? Do wielu można się po prostu z czasem przyzwyczaić;-)
      W ramach rewanżu obiecuję odwiedziny Twojego bloga i zostawienie tam śladu:-) Pozdrawiam

      Delete
  5. 10 zakazonych !!!!!!
    Trudno uwierzyc - ale faktycznie bardzo sumiennie i na dlugo sie zamkneliscie co daje wlasnie ten cudny rezultat. Niewatpliwie wasza geografia tez byla w tym pomocna.
    Mocno zazdroszcze.
    U nas poniekad na odwrot - jako ze liczby odrobine lzejsze, szczepienia w toku, niektorym gubernatorom, w tym mojemu, zachcialo sie rozluznienia zarzadzen, poczynajac od calkowitego otwarcia restauracji, to znaczy pozwolenia pojemnosci powrocic do 100 %, kazdy stolik czynny. Niektore odmowily i nadal stosuja 50%. Poza tym przemysliwaja czy tym podwojnie zaszczepionym pozwolic chodziec bez maseczek. To jest nie tylko glupie ale niebezpieczne bo wiekszosc by przestala nosic jako ze niemozliwe sprawdzac kazda osobe czy zaszczepiona, a to spowodowaloby nowy nawrot duzych zachorowan.
    Ludzie sami mowia wladzom ze za wczesnie, ze wytrzymalismy tyle to bez problemu wytrzymamy nastepne pol roku......
    U mnie podobnie jak napisala Anka - na ogol bez protestow czy stresow, depresji, przestrzegamy i stosujemy sie a styl zycia nie jest az tak uciazliwy by go nie mozna bylo zniesc.
    Hihi - moze mam w sobie troszke niemieckiech DNA bo tez jestem niezmiernie zdyscyplinowana i pedantyczna.

    ReplyDelete