Wrócił Mojżesz i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: «Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy». Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: «Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni». Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: «Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów».
Księga Wyjścia 24: 3-8
W ostatni czwartek wypadało święto Bożego Ciała.
Komu wypadało, temu wypadało.
Wiadomości tv z Polski były zdominowane informacjami o długim weekendzie, wyjazdach, rozluźnieniu obostrzeń.
Pokazano też procesję Bożego Ciała.
W Australii czwartkowe obchody Bożego Ciała nie są znane/praktykowane, dzisiejsza niedziela nosi nazwę Corpus Christi i do tego dostosowane są czytania liturgiczne.
Wyznam, że pierwsze czytanie - wstęp do tego wpisu - zmroziło mnie.
Ofiara biesiadna z cielców - połową krwi skropiono ołtarze, połową - wierny lud.
Jak wiemy religia żydowska zakazuje spożywania krwi. Jedną z podstawowych czynności w przygotowaniu koszernego posiłku jest koszerny ubój - odprowadzenie całej krwi jeszcze przed ostatecznym uśmierceniem zwierzęcia.
Dzisiejsza Ewangelia w australijskim kościele katolickim, to Ewangelia św Marka opisująca Ostatnią Wieczerzę.
A tam:
A gdy jedli , wziął chleb , odmówił błogosławieństwo , połamał i dał im mówiąc : « Bierzcie , to jest Ciało moje ». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im , i pili z niego wszyscy . I rzekł do nich : « To jest moja Krew Przymierza , która za wielu będzie wylana...
Zastanowiłem się - czy możliwe żeby Żydzi (choćby nawet z Galilei) przyjęli to bez sprzeciwu?
Inna rzecz, że w powyższej scenie, Jezus wspomina o krwi dopiero po wypiciu wina przez uczniów.
Trudna sprawa.
Na moim podwórku nieco uproszczona gdyż od tygodnia mamy surowy lockdown i msze tylko na youtube.
Zamiast procesji odbyłem spacer bocznymi uliczkami, które osłaniały mnie od lodowatego wiatru. Przecież u nas już oficjalnie zima.
W tej sytuacji ogrzałem się wspomnieniem sprzed 65 lat.
Boże Ciało 1956 roku.
Przypomnę, że podczas najbardziej stalinowskich lat PRL, Boże Ciało było dniem wolnym od pracy i w centrum miasta odbywały się bardzo uroczyste procesje - 4 ołtarze, dziewczęta sypiące płatki kwiatów.
Jednak zauważyłem zmianę.
W szkole, zamiast dnia wolnego, zorganizowano wycieczkę.
Atrakcyjną wycieczkę na Słowik pod Kielcami, nad rzeczkę. Występy artystyczne, posiłki.
Obecność obowiązkowa - to podkreślono kilka razy.
Gdy wspomniałem o tym matce, podsumowała to krótko - ale my idziemy jutro na procesję.
Wyznam, że nie byłem zadowolony.
Procesja była piękna, pogoda też - praktycznie upał, zazdrościłem kolegom cienia i szumu drzew na Słowiku.
Nagle zauważyłem w procesji kolegę - Ryśka C. Też był z matką i też miał niewyraźną minę.
Za to jego matka była pełna energii. Podeszła do mojej matki, skinęła głową z uznaniem -
- Pani wie, mój mąż jest lekarzem, może Leszkowi wystawić świadectwo lekarskie.
- Ależ pani mąż bardzo się naraża - oponowała moja matka - przecież tu się roi kapusiów, którzy notują obecnych na procesji.
- Wiem o tym, ale wie pani... oni nie są tacy zawzięci. Im wystarczy jak my skłamiemy, to już dla nich sukces, znaczy ze się boimy.
Te słowa utwierdziły moją matkę w pierwotnej decyzji. Stanowczo podziękowała i odmówiła przyjęcia świadectwa.
Następnego dnia, widząc moje opory w wychodzeniu do szkoły, przypomniała mi:
- Pamiętaj, jak się spytają dlaczego nie byłeś na wycieczce, to masz powiedzieć: bo matka kazała mi iść na procesję Bożego Ciała.
Oczywiście już przy wyjściu z szatni stał Andrzej G. aktywista ZMP i zadawał sakramentalne pytanie.
Moja odpowiedź nieco go zaszokowała, chwilę pomyślał, wreszcie powiedział:
- To ty powiedz swojej matce żeby cię przeniosła do szkoły technicznej albo zawodowej, bo tutaj jest liceum, które przygotowuje do matury i na studia. A MY już dopilnujemy żebyś ty na żadne studia się nie dostał.
To był celny strzał.
Wiedziałem jakie marzenia, ambicje miała moja matka. Jak ja mam to jej powiedzieć?
Po szkole kręciłem się długo po miejskim parku i okolicach, bojąc się wrócić do domu.
Jak ja to powiem matce?
Oczywiscie w końcu wróciłem.
Powiedziałem.
Matka w milczeniu przygotowała obiado-kolację.
Po posiłku siedzieliśmy trochę w milczeniu, wreszcie matka uklękła i zaczęła się modlić.
Dołączyłem do niej - chyba bez przekonania.
Do tematu nie wracaliśmy.
Minęły wakacje, zaczął się nowy rok szkolny, przyszedł Październik 1956, Gomułka, zmiany.
Kolega Andrzej G zmienił barwy i został aktywistą w harcerstwie.
2 lata później zdawałem na studia, nikt mi nie przeszkadzał.
Twoje wspomnienia sprawily ze z ciekawosci sprawdzilam na internecie jeszcze wczesniejsze lata i znalazlam wspominki z procesji Bozego Ciala z roku 1947 w Warszawie i zdjecie z procesji na ktorym obok biskupa jest sam wiceminister obrony narodowej general Piotr Jaroszewicz.
ReplyDeleteCieszę się, że temat tak Cię zainteresował.
DeleteTak, lata PRL miały wiele zaskakujących akcentów i wydarzeń.
Teraz to wszystko poszło do kosza na śmieci z napisem - historia słusznie zapomiana.
Bardzo ciekawe wspomnienie:)
ReplyDeleteU nas w domu opowiadano o wujku zawodowym zolnierzu. Byl kapitanem i zdecydowal sie ochrzcic drugiego syna. Oczywiscie chrzest byl planowany w jakiejs Koziej Wolce- totalnym zadupiu, rodzice i rodzice chrzestni i ... dupa blada - wydalo sie. Utracono wuja w awansach na ponad 5 lat. Odechcialo mu sie koscielnych rytualow. Choc on nigdy wierzacym zbytnio nie byl ( dla zony chyba to czynil).
Potem czasy sie zmienily i odwilz przyszla.
Calkiem mozliwe, ze wymodliliscie z matka te Twoje studia. Ow spokoj aby nikt Ci nie przeszkodzil:)
A z Ewangelia. Zmieniamy sie mentalnie, wraz ze zmiana nas, zmieniaja sie tez rytualy i ich postrzeganie. Nasze zmiany wewnetrzne, nasze dojrzewanie jako ludzkosci ma, miedzy innymi, wyraz w zmianach na innych polach ludzkiego funkcjonowania ( chociazby w religii).
Przed Jezusem kropiono wszystko "brutalnie" prawdziwa krwia. Jezus wniosl pokoj. Chleb i wino- minimum jakie nawet biedota posiadala na stole.
Tak czcijcie pamiatke po mistrzu. Oddal siebie za wszytkie baranki ( ofiary dawane przez ludzi Bogu) i wylane "krwie".
"Przed Jezusem kropiono wszystko "brutalnie" prawdziwa krwia.."
DeleteNo, nie całkiem. Ofiarę z krwi można było tylko składać w Świątyni co ograniczało rozmiar imprezy. Z chwilą zburzenia II Świątyni przez Rzymian, rok 70 n.e. zabroniono krwawych ofiar. Ten przywilej przywróci dopiero Mesjasz, który odbuduje Świątynię.
W menu wieczerzy paschalnej, trudno było mi znaleźć potrawę mięsną.
Co innego Muzułmanie, muszę lepiej zbadać ten temat, bo widzę że interesujący.
Dochodzę do wniosku, że „komuna” pomogła mi dostać się na studia;-)
ReplyDeleteOd pierwszej klasy liceum wiedziałem, że muszę o wiele bardziej się uczyć niż moi koledzy, bo nie dostanę punktów za „pochodzenie”. Rodzice mieli gospodarstwo, więc byli kułakami... Ciekawe, bo koledzy - dzieci rolników z RSP i PGR - byli oczywiście traktowani zupełnie inaczej - dostawali punkty za „chłopskie” pochodzenie, podobnie jak dzieci robotników. Więc się sprężałem, podobnie jak dzieci „inteligentów”;-) A w 1987 r. punkty za pochodzenie zniesiono. Zresztą wtedy nikt mi o tym nie powiedział;-) I dzięki temu chyba bez trudu na studia się dostałem. Albo raczej „z trudem” rozłożonym na cztery lata;-)
Punkty za pochodzenie, w czasach "mojej" komuny niczego takiego nie było. To wprowadzono dopiero w 1968 roku, po wydarzeniach marcowych - to chyba nie przypadkowe.
DeleteW każdym razie, skoro zadziałało jako bodziec do nauki, to chyba dobrze.