Thursday, October 28, 2021

Odcienie wolności - zwierząt

Ktoś jadący samochodem zaobserwował dziwne zjawisko.
Przed nim jechała spora ciężarówka tak załadowana towarem, że resory były obciążone do granic możliwości, opony całkiem płaskie.
W którymś momencie ciężarówka się zatrzymała, wysiadł z niej kierowca z kijem. Walnął kilka razy w ścianę ciężarówki i w magiczny sposób, opony się zaokrągliły, resory podniosły samochód w górę.
Ciężarówka ruszyła, ale za kilkanaście kilometrów sytuacja się powtórzyła - ciężarówka szoruje brzuchem po asfalcie, kierowca wali kijem...
Przy najblizszej okazji, obserwator tego zjawiska zagadnął kierowcę - panie, co tu się dzieje?
- Wiozę 10,000 kanarków. Jak one wszystkie usiądą, to samochód okropnie przeciążony. A jak walnę kijem, to podrywają się do lotu, ale na krótko.

Zasłyszane 50 lat temu

Kilka dni temu musiałem kupić jajka w supermarkecie, spojrzałem na półki...


Ponad tuzin różnych rodzajów jajek Free Range, czyli z chowu na wolnym wybiegu.

Na wolnym wybiegu - to było inspiracją tytułu wpisu.
Drugą, choć chronologicznie pierwszą, był wpis blogowy na temat weganizmu - KLIK.

Ceny za tuzin od około A$5 do A$10, to chyba proporcjonalne do wielkości tego wolnego wybiegu.

Z pierwszego zdania wpisu można wnioskować, że zakupy jajek to dla mnie rzadkość.
Zgadza się, generalnie dostawcą jajek jest nasza córka, która wraz z mężem prowadzi farmę, znaczy hobby-farmę, ale przy okazji może kupić jajka od sąsiadów.
Według relacji córki, kury na tej farmie mają bardzo dużą swobodę ruchu.

Przemysłową hodowlę kur widziałem tylko raz i wspomnienie tego widoku i zapachu mdli mnie do dzisiaj.

Natomiast na farmie córki...


Hobby-farma naszej córki jest zdominowane przez konie, wygląda to jak na powyższym obrazku. Konie w akcji - TU.

Kilka lat temu na farmie pojawiły się byczki - steers - czyli wykastrowane, hodowane na mięso.
Ich hodowla trwa trochę ponad rok. Nie jest ich więcej niż 4-6.


Cały ten czas żyją na świeżym powietrzu, mają swobodę poruszania się na kilku hektarach łąk,  przybierają na wadze około 400-500 kg.

Któregoś dnia na farmę przyjeżdża rzeźnik. Byczki bez większych obaw przychodzą do jego samochodu - KONIEC.

Co innego krowy na farmie sąsiada.
Jest to farma mleczna więc od czasu do czasu zdarza się cielak.

Tu przypomniała mi się wizyta ze znajomym na farmie bydła. 
Znajomy był z zawodu weterynarzem, w Melbourne, czyli ptaszki i kotki. 

Najbardziej zapamiętałem zapłodnienie krowy.
Weterynarz nałożył rękawicę, taką długą, na całą rękę. Wysmarował ją jakimś kremem, wziął w dłoń pojemnik z "nasieniem" i wcisnął całą rękę krowie pod ogonem. 
Krowa ruszała się niespokojnie...
- Trzeba bardzo uważać - tłumaczył nam weterynarz - jak krowa rzuci się gwałtownie, to może złamać weterynarzowi rękę.
Weterynarz wycisnął we wnętrze krowy to co miał do wyciśnięcia, a ja, kolejny raz stwierdziłem, że hodowla to nie jest zajęcie dla mnie.

Około 9 miesięcy później natura znowu pokazuje swoją pawdziwą naturę - poród.
Oglądałem go na farmie sąsiada naszej córki.
Farmer, dość siłowo, unieruchomił krowę, wcisnął w nią rękę i założył pętlę na nogę nienarodzonego jeszcze cielaka. Kopnął lekko krowę żeby ruszyła do przodu i... rodzimy...

Chwilę później krowa wylizała swoje dziecko poczym zjadła swoje łożysko - KLIK.

Smacznego...

Oooops, pospieszyłem się.
Farmer poinformował nas, że krowy karmiące cielęta musza być zaganiane na noc do obory.
Powód - świeżo ssane krowie sutki to ulubiony smakołyk lisów.
Niestety po takiej degustacji, krowę trzeba zabić żeby zaoszczędzić jej cierpień

Na zakończenie - sielanka.

Córka kupiła kilka owieczek, do ścinania trawy, potem dokupiła barana, ani się spostrzegliśmy, a tu rodzina się rozwija...

33 comments:

  1. Przyszlo mi do glowy ze powinien istniec jakis mechaniczny sposob do samoczynnego ploszenia kanarkow w tym trucku - cos uruchamiajace sie co pare minut i zmuszajece je do lotu - bo inaczej podroz z wieloma przystankami moze trwac bardzo dlugo, meczyc kanarki i kierowce.
    Gdzie i dlaczego przewoza te kanarki?
    Okropne te opisy zaplodnien i porodow, brrrr.
    U mnie tez jest wiele rodzajow i rozmiarow jaj ale nie rozczulam sie nad nimi, kupuje te co zawsze.
    Poza tym melduje ze od wczoraj mamy wreszcie chlodna, jesienna pogode a nawet deszcze!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pobudka dla kanarków...
      Przypominam, historię słyszałem 50 lat temu, czyli musiała być sporo starsza. W tamtych czasach kij był generalnie akceptowaną technologią.
      Życzę, aby pogoda sprawiała przyjemność.
      U mnie ostatniej nocy wichura, na ulicy trzeba wymijac połamane gałęzie, sporo sklepów nieczynnych z powodu braku elektrycznosci.

      Delete
    2. Nadal nie wiem dokad i dlaczego przewozono kanarki?

      Delete
    3. Dokąd i dlaczego?
      Wydaje mi się, że tylko na potrzeby tej anegdoty.
      Jak to wyliczył DeLu w dalszym komentarzu, 10,000 kanarków waży zbyt mało żeby przeciążyć ciężarówkę. Z drugiej strony wydaje mi się, że wymagałyby skrzyni zbyt dużej na mozliwości samochodu.
      A więc... włożyć to między bajki.

      Delete
  2. Nie mogłem uwierzyć, więc sobie policzyłem. Dorosły kanarek waży przeciętnie 20 g. Przy dziesięciu tysiącach sztuk to ledwie dwie tony. Pytanie: co to była za ciężarówka? ;) Niemniej jako anegdotka, całość doskonała.

    Mieszkając na wsi miałem kury i to był dopiero prawdziwie wolny wybieg, bo do dyspozycji miały kilka hektarów łąk. Mieszkańcy pobliskiej wsi pukali się znacząco w głowę na taką hodowlę ;) Ale co mi tam, skoro z całego powiatu ludzie ustawiali się w kolejce po tej jajka.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zgadza się, mam na myśli wagę kanarków.
      Kury na kilku hektarach - jak znaleźć te jajka?

      Delete
    2. To były kury z zamiłowaniem do porządku. Jajka znosiły tylko w kurniku. Za cały okres tylko jedna się wyłamała. Wróciła wraz ze stadkiem piskląt... ;)

      Delete
  3. "...ludzie stawali w kolejce po te jajka".
    Uśmiałem się kiedyś, pojadając czerninkę z kaczorka, zapijając samogonem, u swojego ziomka ze wsi. Handlował jajami wsiowymi...
    Kolejki, zamówienia itd.
    Spożywamy, zakąszamy i palimy, a jakże, jest miło i serdeczność czuć wokoło.
    Na podwórzu doliczyłem się raptem trzech kur...
    Pytam zatem gospodarza, skąd tyle jajec ma do sprzedaży? Rozbroił mnie odpowiedzią: kupuje z fermy, a te trzy chowam ze względu na guano, stara patykiem tylko rozsmaruje i wio..., potrójnej cenie.
    Psia kostka, zawsze u tych wieśniaków smakowało mi każde jadło. Towarzystwo robi swoje. Naturalna bycza kuśka, to jednak nie to samo, co drętwa ręka zapładniacza. Jak to się ma do in vitro...., nie wiem. Znany przebój sprzed lat: " Mój koń, mój koń polubił ....woń", te wiejskie klimaty.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czerninka... ze smutkiem wyznam, że była to potrawa, której bardzo nie lubiłem. A na dodatek była to potrawa, z której moja tesciowa była bardzo dumna.
      Samogon... też nie mam dobrych wspomnień. Inna rzecz, że spróbowałem go w Norwegii, produkowali Polacy, którzy zostali w Norwegii po wojnie. Oni spedzili wojne w niemieckich obozach pracy, Polskę opuścili jako dzieci, no to jak mieli się nauczyć?

      Delete
    2. Czerninka, mam nadzieję, że autorowi poprzedniego komentarza chodzi o czerninę - zupę bazowaną na kaczej krwi.
      To jest ta czarna polewka, którą zaserwowali Jackowi Soplicy.

      Delete
    3. Tak, jest zasadnicza różnica między polewką a zupą. W polskiej kuchni powinny dominować polewki..., zdrowsze.
      Ugotować czerninę to sztuka, nad sztukami. Nie można dopuścić do "zważenia" krwi. Taką teściową, to bym na rękach nosił, a z teściem pił.
      Bez krwi ani rusz, może być z zająca, ale fajansiarze w Polsce sprzedają w marketach wieprzową. Odradzam, chyba, że do kaszany, czarnego( w Kongresówce nazwany fiutem), czy salcesonu.
      Swoją drogą, z wielką ciekawością( a mam okazję!) zapytam, jest jakaś szczególnie oryginalna potrawa w Australii, gdzie nieodzowna jest krew? Jedzą tam kaszankę?

      Delete
    4. Moja teściowa pewnie gotowała doskonałą czerninę.
      Na szczęście bardzo rzadko, bo to jedna z bardzo niewielu potraw, ktorej bardzo nie lubię.
      Czy w Australii jedzą kaszankę?
      Tak, to znaczy my jemy, kupioną w polskim sklepie.

      Delete
  4. Super hobby taka farma ( wg. mnie)Ciekawostka -z tym zjedzonym łożyskiem. Czyżby zastosowanie znalazła zasada "zero odpadów" ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zjedzone łożysko... jak widac na filmie, krowa zjada je z własnej woli i ochoty. Na internecie znalazłem informacje, że jest to bardzo wartosciowa "potrawa". Między innymi zapobiega depresji poporodowej. Więcej tu
      https://www.whattoexpect.com/pregnancy/ask-heidi/eating-the-placenta.aspx

      Delete
    2. Placenta podobno wykorzystywana jest do kosmetyków. Ale do których i czy nadal- nie wiem.
      Śmieję się, z tym " zero waste" bo to stosunkowo nowa moda. Zresztą bardzo potrzebna tym, którzy lubią być modni, a brak im innej motywacji do dbania o żywność.
      Dowcip o kanarkach - super. :)

      Delete
    3. Zastanawiałem się czy to wykorzystanie ludzkiego łożyska nie kwalifikuje się do kanibalizmu.
      Inna sprawa - to przypomniało mi książke K. Brandysa - Wariacje pocztowe, w której jeden z bohaterów, podczas odwrotu wojsk Napoleona w 1812 r, dostaje gangreny i amputuja mu nogę. Kilka dni potem grozi mu smierć głodowa więc troszkę tej nogi zjada. Najgorsze, że spowiada się z tego i wprowadza władze kościelne w duże zakłopotanie.

      Delete
    4. A tak w kwestii hobyy...proponuję zerknąć np.tu :https://www.youtube.com/channel/UCInCLY6vIM38x0wMFHBUKMw

      Delete
    5. Dziękuję za link... dostałem zawrotu głowy.

      Delete
    6. Drobiazg. Nie ma za co. :)Mam nadzieję, że to pozytywny zawrót głowy.

      Delete
  5. Pojechałem dziś do tego wieśniaka od kur, w kwestii jajec z hektarów łąk ( odnośnie byłego handlarza jajców , The Looy'a?, z miasta?). Chłop prosty, chciał mi wypalić w lampę, ale tylko się zaśmiał, jak mu ćwierkłem w czym stanowi tekst. Po piwku, kurzymy se na spoko. On.
    Pyta mnie, a kto zbierał te jajca z tych hektarów? Jedna nioska potrafi składać jajca w kilku stanowiskach, a są i takie, że przysypią piaskiem. Ja: No, chyba miał zbieraczy jajec i latali po tych hektarach z koszykami. On: Synek, mam dwadzieścia kurek( i bandytę koguta- Jasiu, na niego woła) i bacikiem muszę ich zaganiać do kurnika ... .
    Hektary łąk, ile ziół, ile owiec można by, kozów i tylko jeden baran.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję za kolejną migawkę w polskiej wsi.
      Mnie też zastanowiło jak znaleźć te jajka na tak duzym terenie.

      Delete
  6. o kurach...
    miałem sąsiadkę ze wsi, trzymała kury w piwnicy. W bloku mieszkalnym, lata sześćdziesiąte, średnio-bidnie się żyło, ludzie dawali se radę, jak potrafili. Babina wypuszczając o poranku swoją kurzęcą watahę najsamprzód palcem grzebalcem naruszała intymność każdej z niosek. Jak wyczuła, że będzie poród, to zostawiała w piwnicy. Wieczorem każdej jednej obmacała gory, czy dziewczyny w dzień się porządnie nadziobały. Nowicjuszki przywiązywała do drzewek i sypała im ziarka. Nikomu to nie przeszkadzało, nawet starym ormowcom z osiedla, widać byli bardziej za jajkami niż rosołkiem... Teraz tym miastowym, którzy uciekają na wieś( chociaż w większości to wiochmeni) przeszkadza chłopski gnój na polach. Co inszego, jak zaleci smród z ferm hodowlanych, wtedy odór przeszkadza wieśniakom. Precz z dyktaturą drobiu hodowlanego, niech żyje wolność ptaszęca, wolny wybieg i zdrowe jaja. Australijskie, strusiowe...
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
  7. Historia z kanarkami zabrzmiała jak żart prima aprilisowy.
    Wielokrotnie obserwowałam postępowanie naszych rolników ze zwierzętami hodowlanymi, żaden powód do dumy, nawet psy w budach były i chyba są traktowane po macoszemu...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Psy w budach, znaczy na łańcuchu - już to wystarczy za macosze traktowanie.

      Delete
  8. o byku prowadzonym na rzeź....
    historia jest b. okrutna, bardziej niż kanarkowa.
    Czyjeś opowiadanie sprzed wielu lat, może Hemingwaya, a może wieśniaka spod Ciechocinka? Ludziska patrzyli, jak knypek, chłoptaś kilkunastoletni prowadził na kijaszku potężnego byka do rzeźni. Oczywiście, na drugim końcu kijka było stalowe kółeczko, zwierz był bowiem zakolczykowany nozdrzowo, żeby się nie rzucał zbytnio. Ten fakt jednak nie tłumaczył gapiom sytuacji, dlaczego byk tak grzecznie idzie pod topór. Zwierzęta wyczuwają podobno.... . Spytano chłopaczynę, jaki to ma sposób na ujarzmienie takiego potwora. Ten z nieśmiałym uśmiechem ćwierknął, że( ostrzeżenie: tylko dla dorosłych!!!) przed tą wycieczką tato bykowi wykuł oczy. Nie chciał jednak zdradzić jakim sprzętem tato operował. Sam fakt o utracie wzroku przez byka przyjęto bez większych emocji, ale sprzęt...
    Co dziennie jadąc do swojego obozowiska oglądam z zachwytem amazonki, pięknie prezentują się na koniach, co prawda nie jest to Szał, ale latem może... . przepraszam za tendencje grafomańskie i do wybaczenia. Pozdrawiam.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Historia o byku zbyt okrutna.
      Byczek na farmie córki jest zwabiany do samochodu-rzeźni kubełkiem z paszą. Rzeźnik z karabinkiem pozostaje ukryty. Zawsze wystarcza jeden strzał. Byczki są tak zsynchronizowane wiekowo, że ubój jednego byczka następuje co 4-5 miesięcy.
      Amazonki - rekreacyjna jazda konna jest absolutnie zdominowana przez kobiety.
      Pozdrawiam.

      Delete
    2. Bardziej optymistycznie....
      Odcienie wolności.
      Pszczoły, a jak o pszczołach, to Cezary Kruk. Dostępny i prawdomówny( łąki, hektary i ule), miód. U nas pszczoły ostro pracują na marcinkach, pogoda piękna, skończyły się zapasy.... susza.
      Emeryt z Jasła

      Delete
    3. taa, generalnie(po wojskowemu!) technika zabijania zwierząt, czy ludzi bardzo się udoskonaliła. Jeden strzał, jeden zastrzyk, jeden sztych itd. ale
      Jeszcze bardziej optymistycznie...
      Mnie szczególnie radują ośrodki, w których konie są przyjaciółmi niepełnosprawnych dzieci. Na stare lata szukam u ludzi (i zwierząt,haha) uśmiechu i szczęścia. W oczach. Czasami wspomnienia z dzieciństwa prowokują do remanentów, teraz, czy kiedyś były bardziej okrutne czasy? Za dużo mięczaków ..... .
      O wolności:
      "Obywatele! Gdybyśmy mogli żyć bez żon, bylibyśmy wolni od wszelkich kłopotów. Ale natura tak ustanowiła, że z żonami żyć trudno, a bez nich nie sposób, trzeba raczej myśleć o utrwalaniu gatunku niż o krótkiej, indywidualnej rozkoszy". Sto lat przed Augustem (którym?).
      Co żony mają wspólnego z wolnością zwierząt?
      Emeryt z Jasła

      Delete
  9. Na zakończenie wizyty ....
    ucieszyła mnie informacja z dalekiej Australii, że przyszły na świat młode diabły tasmańskie...., hurra po tylu latach zapomnienia, JEST POTOMSTWO DIADŁA!
    Do tej pory widziałem jedynie jakiś wyleniały, spreparowany i wypchany gipsem egzemplarz w Muzeum Przyrody.
    Słońce, dziś kolejna wędrówka z wnukiem, wzdłuż malowniczej Pasłęki. Może ujrzymy jakąś łososiowatą, dziadek tak lubił kłusować. Pozdrowienia z Mazur. Z gąskami średnio, ale na rosołek styknie, chudzieńki wywarek, oczka olejku zliczyć można na palcach. Za to smażone na patelce, rajrytas niemożebny. Chlebek starosławiańskij z odrobiną masełka.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyjaśnię jedną sprawę - na Tasmanii żyły dwa mięsażerne torbacze - Tasmański Tygrys i Tasmański Diabeł.
      Tygrys wyginął na dobre ( a raczej na złe) około roku 1930.
      Tasmański Diabeł w latach 1990-ych stał się ofiarą zakaźnego raka pyska i wpisano go na listę gatunków zagrozonych wyginięciem. W 2017 roku wynaleziono szczepionkę na raka pyska. Obecnie populację Diabłów ocenia sie na około 17,000.

      Delete
  10. z podniecenia pomyliłem diadła z diabłem.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete