Sunday, October 3, 2021

Niedzielna tolerancja

 Faryzeusze przystąpili do Jezusa i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę.

Odpowiadając zapytał ich: „Co wam nakazał Mojżesz?”
Oni rzekli: „Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić”.

Wówczas Jezus rzekł do nich: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg «stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem». A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”.

W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: „Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo”.

Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego”.

I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.

Ewangelia św Marka 10: 2-16

Dzisiaj zmienili nam czas na letni.
Znaczy sen krótszy o godzinę.

Żeby to jeszcze był dzień powszedni...
I tak nie mam nic do roboty więc nie jest istotne o której wstanę.

Ale niedziela - na internetową mszę o 10 trzeba zdążyć.

Dlatego ujęły mnie słowa: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie.

Znaczy z władzami kościelnymi można sporo utargować. Tylko trzeba być twardym.

Poza tym treść Ewangelii jest tak bezkompromisowa, że dyskutować trudno.

Wspomnę więc miły drobiazg - dostałem dzisiaj email z Wiednia!
Email z Wiednia?
Od prawie 2 lat Australia jest krajem zamkniętym.
Oczywiście, sportowcy pojechali na olimpiadę, premier jeździ na spotkania z politykami.
Wyjaśnię więc, że ta osoba pojechała do Wiednia z USA...czyli nic nadzwyczajnego, nawet za Stalina/Bieruta obywatele USA mogli latać do Wiednia.
Jednak email przywołał miłe wspomnienia

Rok 1963 - wycieczka studencka.
Rok 2006 - przystanek podczas powrotu z wakacji w Polsce.

Obie wizyty są pamiętne, zrelacjonuję przypadek z tej drugiej...

To był pobyt wypełniony muzyką - Don Giovanni w Volksoper, Coppelia w StaatsOper, koncert kameralny w jakimś pałacu i Wiener Sanger Knaben na mszy w pałacowej kaplicy.

Z Coppelią było śmiesznie... szedłem do kasy kupić bilet, ciemno, zimno, zacina deszcz (początek listopada) a tu z bramy wysuwa się jakiś ciemny typ.
- Chcesz bilet do opery ? - po angielsku z rosyjskim akcentem.
- Chcę, na Coppelię.
- Coppelia, to jest balet, to trzeba mieć dobre miejsce.
- Wiem.
- A wiesz ile taki bilet kosztuje?
- Wiem, 160 EU.
- O, dobrze się przygotowałeś.... ja ci sprzedam bilet, miejsce w 8 rzędzie, w środku, za 80 EU.
- Świetnie... ale ja nie mam tyle gotówki.
Może i miałem, ale bałem się, że on mnie zaciągnie do bramy i okradnie.
- Nie szkodzi, ja przyjmuję karty kredytowe.
Zastanowiłem się, to były czasy tranzakcji papierowych. Jeśli mnie oszuka to zdążę zablokować wypłatę w banku.

Nabyłem bilet i wtedy następny dylemat - jeśli jest sfałszowany to najem się wiele wstydu.
No trudno, to jest cena kupowania w bramie.

Bilet był dobry, przedstawienie też - już w pierwszych minutach tańczą mazura - KLIK.

Pozostało jeszcze wyjaśnić, dlaczego on sprzedał mi dobry bilet za pół ceny?
Wyjaśnienie było podane drobnym druczkiem na odwrocie biletu - to był "complimentary ticket" dla sponsora Opery.

14 comments:

  1. Chociaz rozsadek mowi ze rozwody sa czesto koniecznoscia i nie potepiam ich to dla mnie malzenstwo zawsze bylo widziane jako cos na zawsze, do smierci. A gdy slysze o czwartym czy n-tym slubie to tylko przekrecam oczami i nie wroze mu stalosci.
    Dla mnie Wieden byl zawsze przepieknym i nastrojowym miastem, nie tylko z racji swej muzykalnosci. Co wiecej Austria moze jedynym poza USA i Kanada panstwem w ktorym moglabym mieszkac - gdyby nie jezyk. Nie lubie niemieckiego i jemu pokrewnych a takze sztywnosci mieszkancow.
    Bez zastanowienia kupilabym tym sposobem bilet na balet czy koncert bo w sumie niewiele do stracenia a tak duzo do zyskania. W Twoim wypadku owca byla cala a wilk syty tez :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co do małżeństwa/rozwodu, zgadzam się z Twoim poglądem.
      Kiedyś była duża presja społeczna, która utrudniała rozwód.
      Czy to w sumie wychodziło ludziom na dobre, czy na złe?
      Trudno rozsądzić.
      Zaś Wiedeń, tak to specjalne miasto, może to wpływ wielokulturowości Austrii, może walców rodziny Straussów.
      Przy zakupie biletu od konika istotna była sceneria - ciemność, brama - to byłoby dobre do zakupu biletu na Requiem Mozarta.
      Ale nie żałuję że skończyło się na Coppelii.

      Delete
  2. a już miałem nadzieję, że to jakiś emerytowany konik spod kina Moskwa...
    niestety, ani internetowe modlitwy, ani filharmonie mi nie "leżą".
    Niedziela, dzień odpoczynku i refleksji, ale w terenie.
    Cały tydzień hasania (pani Jeżowska hulała, my hasamy) po łąkach, lasach i krzakach, trzeba troszku pospać.
    Myślimy, czy nie zabierać ze sobą Biblii..., pozdrawiam z koczowiska.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Konik spod kina Moskwa.
      Wygląda na to, że koniki pochodzące z Moskwy mają lepszy gust.
      Biblia na koczowisku - bardzo dobre zestawienie.
      Pozdrawiam.

      Delete
  3. Przednia historia z ciekawym wiedeńskim „konikiem”;-)
    Zawsze zastanawiał mnie klimat Wiednia. Nie wiem, dlaczego zwłaszcza Amerykanie lubią to miasto... Czytam powieści Irvinga i tam prawie w każdej jest nawiązanie do stolicy Austrii. Może chodzi o pewne „zmaksymalizowanie” kultury w jednym miejscu... Może tu jest jakaś esencja „europejskości... Trudno powiedzieć. Pamiętam spotkaną przez nas parę Kanadyjczyków w Rzymie. Siedzieliśmy razem przy stoliku w jakieś trattorii. Następny miastem, do którego podążali miał być właśnie Wiedeń i nie mogli się go doczekać. Oczywiście punktem obowiązkowym było przedstawienie w Wiener Staatsoper.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiedziałem, że Amerykanie tak faworyzują Wiedeń, w każdym razie ja miałem zawsze sentyment do tego miasta.
      Mniej podoba mi się obowiązkowe zaliczanie obiektów i imprez kulturalnych.

      Delete
  4. No tak - znów ta mazurka. Nawet u Rosjan.
    Czy wiesz i możesz mnie oświecić - kto, gdzie, kiedy i dlaczego zaczął tę demaskulinizację naszego pięknego i energicznego MAZURA?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obawiam się, ze to - wina Chopina - nawet się rymuje :)
      F Chopin spopularyzował na świecie mazurki, które w jego rękach były dość swobodną interpretacją polskich melodii ludowych.
      Wydaje mi się, że gdy cudzoziemcy usłyszeli termin - mazur - to uznali, że to musi być to samo.
      Inna sprawa, że nasz hymn państwowy to również Mazurek. Zdecydowanie to nie jest mazur.

      Delete
  5. Ceramiku - nie wiem jak u innych amerykanow ale ja poznalam i pokochalam Wieden jeszcze przed emigracja.
    Ma jakas swoista atmosfere spokoju, dystynkcji, plus piekna architekture, smaczne kawiarenki - i choc to istnieje w wielu europejskich miastach wiedenskiej atmosfery im brak. Np Berlin niby ma a nie wzbudza we mnie zadnych uczuc, zadnego sentymentalizmu, bedac zimny i nieprzytulny, jakis betonowy, nie rodzi checi zamieszkania w nim. Juz predzej Praga.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Berlin... mnie też nie kojarzy się z niczym sympatycznym.
      Natomiast Praga - to jak Wiedeń, ale lepszy od oryginalnego.

      Delete
  6. amerykany, australiany ...., nemce..rany koguta!
    od ilu pokoleń?
    Rzuć bracie blagie i chodź na Pragie, weź grubą lagie i melonik tyż.
    Kurza stopka, czy ktoś pamięta do licha ciężkiego, jak smakowało świńskie ucho ze chrzanem?
    Kochałem to miasto, gdzie piwello piło się z kufelka na ulycy, a jak smakowały flaki u Flisa, czy "zimne nóżki" i żytnia w Domu Chłopa.... i te poranki na kacu-gigancie na Mokotowie, Skra, kino Lotnik i słodka dziurka na Banacha. Berlin, Praha, Wiedeń -a do Żelazowej Woli nie łaska....
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyznam ze smutkiem, że z Pragi, tej prawobrzeżnej, nie mam żadnych wspomnień, poza wizytami w teatrze Powszechnym i praktyką studencką w fabryce WFM.
      Szkoda.

      Delete
  7. tak na marginesie (Warszawa)...
    trwa konkurs szopenowski, zawsze to jakieś wydarzenie muzyczne, co prawda nie we Wiedniu, czy Paryżu, ale zawsze ważne dla ...
    no właśnie.Pozdrowienia. Na żywo w tvp cultura.
    Emeryt z Jasła

    ReplyDelete
    Replies
    1. Konkurs Chopinowski - google podsyła mi wiadomosci na ten temat już od 2 tygodni.
      Wyznam, że konkursy bardziej kojarzą mi się ze sportem niż ze sztuką. To wyjaśnia dlaczego wyniki konkursu pasjonowały mnie w latach 1949 i 1955, a potem już mniej.
      Pozdrawiam.

      Delete