Dzisiaj oficjalnie mamy Australia Day - KLIK - Dzień Australii.
26 czerwca 1788 roku kapitan Phillip wylądował wraz w Pierwszą Flotą w okolicy dzisiejszego Sydney.
Brytyjczycy uprzątnęli nieco teren, postawili maszt, wciągnęli na niego brytyjską flagę i wypili toast za zdrowie króla i pomyślność swojej misji - zorganizowanie kolonii karnej dla około 800 skazańców, którzy nie mogli już się pomiescić w przepełnionych londyńskich więzieniach,
30 lat później, w 1818, kolonia Nowa Południowa Walia na tyle się ustabilizowała, że jej gubernator uznał, że jest co celebrować - ogłosił dzień wolny od pracy plus przydział 1 funta świeżego mięsa dla wszystkich pracowników państwowych. Oddano salut armatni z 30 armat.
Nazwa święta - Foundation Day.
W następnych latach powstały w Australii kolejne stany, ale Foundation Day celebrowała tylko Nowa Południowa Walia.
W roku 1837, gdy organizowano regaty żeglarskie w porcie w Sydney, ktoś wpadł na pomysł żeby nazwać je Australia Day Regatta.
To stało się zalążkiem idei ustalenia państwowego święta.
Trzeba było jednak 99 lat ustaleń i przepychanek zanim idea stała się faktem.
Patrząc na to co się wyrabia z tym świętem obecnie dochodzę do wniosku, że trzeba będzie czekać następne 99 lat zanim sprawa ostatecznie się ustabilizuje.
Dokładnie 3 lata temu, przy tej samej okazji, opisywałem (ostrzegam - bardzo rozwlekle) tę sprawę - KLIK.
Chodzi o to, że dla Aborygenów przybycie brytyjskiej floty nie przyniosło niczego dobrego.
Coraz więcej grup nazywa 26 stycznia dniem inwazji - Invasion Day.
To jest niezaprzeczalny fakt - trwająca 40,000 lat, niektórzy twierdzą, że 60,000 lat, era wspólnoty pierwotnej skończyła się.
Powstaje pytanie - jakie było inne rozwiązanie?
Widzę dwie możliwości -
- Australia pozostaje nieodkryta przez obcych dotąd dopóki Aborygeni nie zaproszą ich na swoje tereny.
- Australię skolonizowało inne państwo.
Druga opcje wydaje się bardziej prawdopodobna, kłopot w tym, że nie było chętnego.
Pierwsi kandydaci to Portugalia lub Hiszpania, ale oni odkryli takie złote jabłko w Ameryce, że nie mieli już sił.
Kolejna była Holandia, ale oni nie znaleźli tu niczego wartościowego, oczywistym wyborem była Indonezja.
Patrząc na jej los pod holenderską dominacją wolałbym Anglików.
Francja - to wyglądało obiecująco.
Pierwsi w te strony przybyli botanicy, prawdopodobnie czekano na ich opinię. ale wybuchła rewolucja i przez następne kilkadziesiąt lat Francuzi działali na europejskiej scenie.
Patrząc na dzieje francuskiej kolonizacji Wietnamu i krajów afrykańskich, wolałbym Anglików.
Ostatnim kandydatem, już teoretycznym, była Japonia, ale ona zainteresowała się ekspansją terytorialną o wiele za późno.
No i mamy jak mamy.
W ostatnich latach ogromnego rozmachu nabrały próby legalnego unormowania pozycji Aborygenów w Australii.
Od chyba 5 lat największe nadzieje wiąże się z przyznaniem Aborygenom specjalnego statusu w konstytucji.
Jaki miałby to być status?
Jakie wnikałyby z tego uprawnienia?
Sporo lat minęło, pewnie setki osób ciężko pracowało w licznych komisjach i zespołach doradczych aż kilka miesięcy temu rząd ogłosił oficjalnie, że pod koniec tego roku odbędzie się referendum na ten temat,
Wzbudziło to entuzjazm wśród licznych organizacji społecznych, w partii Zielonych, wśród niezależnych parlamentarzystów.
Rząd wykorzystał to do niemiłosiernej krytyki głównej partii opozycyjnej - Liberałów - jak można tak długo nie zadeklarować poparcia dla takiej inicjatywy?
Liberałowie wreszcie odpowiedzieli - jakie konkretnie będą to uprawnienia? Jakie będą pytania w referendum? A przy okazji - kto zostanie zaliczony do Aborygenów?
Wygląda na to, że nikt nadal nie wie, ale jak prawa zostaną przyznane, to już będą wiedzieć.
Opozycja odpowiedziała bardzo prowokująco - zaprosiła premiera żeby odwiedził Alice Springs, miasteczko w samym centrum Australii, które od kilku tygodni jest terroryzowane przez bandy Aborygenów, którzy przebywają w stanie ciągłego upojenia alkoholowego i demolują co się nawinie.
Opozycja wzywa do interwencje wojska podobnie jak to miało miejsce w 2007 roku.
Premier odwiedził, odrzucił opcję użycia wojska - KLIK.
W poniedziałek dowiemy się co zrobią.
No i jak tu świętować?
No wlasnie “jak prawa zostana przyznane, to juz beda wiedziec” tylko ze bedzie juz za pozno dla obywatela zmienic zdanie, a przeciez premier wie tylko nie chce powiedziec.
ReplyDeleteJa nawet nie sadze zeby premier czy ktokolwiek wiedzial,to jest krok w nieznane.
DeleteLech
Ktoś świętuje, by smucić się miał kto...
ReplyDeleteTo paradoksalne, że trzeba przyznawać specjalne prawa dla rdzennych mieszkańców kontynentu, gdy goście panoszą się jak u siebie...
Goscie wprowadzili demokratyczne prawa, podobne do tych w wielu krajach. Aborygeni, jako normalni obywatele moga w pelni z tych praw korzystac. Rzecz w tym, ze referendum bedzie o to zeby ich uznac za ponadnormalnych obywateli.
DeleteLech
I czy to nie bedzie wtedy tak ze Aborygenie beda miec cos na wzor liberum veto ?
DeleteUdalo sie jak nie wiem ze to Anglicy skolonizowali Australie, az ciarki po mnie przebiegly gdyby to byli Hiszpanie, Holendrzy czy Francuzi nie lepsi. No mozna pomarzyc ze nikt by nie przybyl, zyliby sobie spokojnie, ciekawe czy by cos wymyslili, byle nie alkohol.
ReplyDeletejuż dawno odkryto jak mało odporne na alkohol są różne ludy i jaką ten narkotyk może być bronią przeciwko tubylcom... gdyby kolonizatorami były takie nacje NAPRAWDĘ lubiące wypić, jak Rosjanie, Skandynawowie, czy w dalszej kolejności nawet Polacy, to po Aborygenach śladu by już nie było, LOL...
Deletep.jzns :)
Zgadzam sie z tym co piszesz. Tylko tak marzylam ze gdyby nie byli skolonizowani to by alkoholu nie wynalezli, bo slabo im szlo wynalezc cokolwiek. Teraz alkohol maja i pija w nadmiarze, a ze z natury sa waleczni to zle sie dzieje.
DeleteNiestety, alkohol to silna bron.
DeleteJesli chodzi o inne scenariusze, to mnie roi sie nastepujacy.
Chiny - one nie napadaja, one proponuja, ze wejda i wybuduja drogi, mosty, wszystko co trzeba, a w zamian dostana dostep do mineralow, z uranem wlacznie. Alkohol tez moga dostarczyc.
Ta opcja ma nadal szanse, jesli Aborygeni beda mieli specjany status, to kto im zabroni?
Lech
No tak myslalam o Chinczykach, tylko nie polaczylam tego tak dobrze jak Ty. Koniec Australii, cos strasznego. Wiadomo Aborygenie za alkohol zgodza sie na wszystko.
Deleteprzyznam, że ciekawe rozważania na temat alternatywnych kolonizatorów... bo prędzej, czy później jacyś by się pojawili, a ze względu na różnice rozwoju technologicznego skutek byłby z grubsza podobny... mnie zaś przy okazji naszła myśl, że za rozwojem technologicznym wcale nie idzie rozwój moralny i jaki by nie był ten alternatywny kolonizator, to z Aborygenami by się nie pieścił w każdym przypadku...
ReplyDelete...
kto jest Aborygenem?... dobre pytanie z uwagi na "mieszańców" /brzydkie słowo, ale najlepiej oddające stan rzeczy/, których w miarę upływu czasu przybywa, a do tego rozmaitość ich odmian...
p.jzns :)
Jedna z alternatyw podalem powyzej.
DeleteJesli chodzi o bycie Aborygenem, to czystosc rasowa nie jest problemem. W internecie znalazlem informacje, ze podstawowa sprawa, to zostac uznanym za czlonka ktoregos z Aborygenskich plemion. Znam 2 Polakow, ktorzy sobie to za latwili.
Szkoda, że wszyscy przodkowie Mikołaja Miki czuli abominację do wody, także do takiej falującej. Gdyby nie ta przypadłość - zapewne oni skolonizowali by Australię. Wtedy każde święto byłyby tam bez znaku zapytania!
ReplyDeleteSzkoda. Przypomnę, że ludzie, którzy zaludnili Australię też nie lubili falującej wody, przyszli tu na piechotę
DeleteWcale sie Aborygenom nie dziwię ... Nie chciałabym aby w moim domu najeźdźcy czuli się lepiej ode mnie, rządzili mną i mówili mi co mam robić....
ReplyDeleteZgoda, ale nie do końca.
DeleteŻaden z istniejących krajów nie zachował praw i obyczajów sprzed 10,000 lat.
Rzecz w tym, że na terenie Australii konfrontacja kultur nastąpiła tak późno.
Na dodatek Aborygeni, w przeciwieństwie do Maorysów w sąsiedniej Nowej Zelandii, nie tworzyli żadnej jednolitej społeczności. To jest nadal wiele plemion, porozumiewających się 600 różnymi językami.
Anglicy próbowali porozumieć się z plemieniem zamieszkującym tereny wokół dzisiejszego Sydney lecz druga strona unikała kontaktu.
Opcję pozostawienia Australii w spokoju już rozważałem - danie szansy Japończykom i Chińczykom.