Wednesday, June 21, 2023

Świętojanskie wspomnienia

 Dzisiaj Noc Świętojańska...

21 czerwca - od dziecka wiedziałem, że to początek sezonu kąpieli i pływania.
W tym dniu otwierano basen w Kielcach - otwarty,  krytego jeszcze długo tam nie było.

Pamiętna Noc, a raczej wieczór były na wakacjach, jeszcze w wieku przedszkolnym, w małej miejscowości na Ziemiach Odzyskanych, mieszkańcy pobliskiej wsi puszczali wianki.

Następna pamiętna okazja przyszła dopiero w 2008 roku - Bieg Świętojański im Jana Marka w Pogórzu koło Skoczowa.

Jan Marek - pierwszy raz spotkałem go we Włoszech, podczas mojego pierwszego maratonu narciarskiego Marcialonga - znaczy długi marsz - rzeczywiście - 70 km.
Jan Marek stał za metą, palił papierosa i rozmawiał z dużo młodszym towarzyszem po polsku - dołączyłem do nich. Ten młodszy towarzysz nazywał się Wojtyła - bez skojarzeń proszę.
Przypadliśmy sobie jakoś z Janem M. do gustu i rozwinęła się listowna korespondencja.
O ile w naturze Jan Marek wyglądał trochę na chłopka roztropka, o tyle w korespondencji prezentował piękną polszczyznę i duże zasoby wiedzy historycznej.
Zapraszał mnie oczywiście do siebie, okazja nadarzyła się dopiero w 1998 roku.

W muzeum św Jana Sarkandra...


Odbyliśmy kilka sesji narciarskich w okolicach Wisły i Koniakowa.
Przy okazji Jan wspomniał, że zorganizował w swojej miejscowości, Pogórze, coroczny Bieg Świętojański.
- Lechu, jaką ty byś mi przyjemność sprawił gdybyś na ten bieg przyjechał.
Na to jednak się przez długie lata nie zanosiło, do Europy przyjeżdżałem tylko w zimie, na maratony narciarskie.

Czas znalazł się dopiero na emeryturze.
Rok 2008 - kilka lat wcześniej dostałem wiadomość o śmierci Jana w jakiejś bezsensownej katastrofie samochodowej.
To było dodatkowym bodźcem.

Czerwiec 2008 - tydzień spędziłem w Zakopanem szlifując kondycję.
Wreszcie przyszedł czas na wyjazd do Skoczowa.


Na słupach z ogłoszeniami plakaty biegu, który nazwano imieniem mojego przyjaciela - górski bieg terenowy, dystans 12.5 km.

Autobusem pojechałem do Pogórza na start.
Sporo uczestników, od razu zrzedła mi mina. Na szczęście zauważyłem kilka osób w mojej kategorii wiekowej w koszulkach z napisem - Klub Dreptaka. Przysiadłem się do nich dyskretnie i mina zrzedła mi jeszcze bardziej - te Dreptaki biegały w każdy weekend 21-kilometrowe półmaratony.

Start - stanąłem na samym końcu.
Wystrzał z armaty.
Dreptaki wyrwały do przodu.
Tuż przede mną stała jakaś para - młoda dziewczyna, to jej pierwszy bieg długodystansowy, jej sporo starszy towarzysz miał jej służyć radą.
Postanowiłem przykleić się do nich, może i mnie te rady coś pomogą.
Po może 300 m, klej stracił swoją przylepność, biegliśmy jeszcze ulicami Pogórza, niedaleko od stadionu - miejsca startu i mety.
Zwolniłem tempo do marszu i wtedy zauważyłem za moimi plecami trzech chłopców na rowerach.
Uśmiechnęli się do mnie.
- My jesteśmy straż tylna.
- Zaopiekujemy się panem, proszę się nie obawiać.
- Dlaczego pan zwolnił, proszę biec w tę stronę, tu bardzo łatwa część - tamy na stawach.

- Wiecie co? - wtrąciłem się - ja już widzę, że nie dam rady, przecież za chwilę zaczną się góry. Chyba tu jest najlepsze miejsce żeby się wycofać i nie narobić organizatorom kłopotu.
- Jakiego kłopotu?
- My będziemy z panem cały czas, nam się nie spieszy.
- Jaki pan daje przykład młodzieży? Bieg trzeba ukończyć.

Ruszyłem truchtem w stronę stawów,  mocny zapach świeżo skoszonej trawy.
Od czasu do czasu mijaliśmy gospodarstwa wiejskie, świeżo rozpalone ogniska, ludzie szykowali się do Nocy Świętojańskiej.
O dalszym ciągu biegu nie ma co opowiadać, poza tym, że tylna straż cały czas starała się dodać mi otuchy.
Wreszcie meta, byłem oczywiście ostatni, ale jednak zauważono mnie.
Okazało się, że kuzynka Jana Marka pełni ważną funkcję w lokalnym samorządzie. Pamiętała mnie z mojej wizyty 10 lat temu, wypiliśmy wspólnie po kieliszku wódki.

Skierowałem się w stronę przystanku autobusowego.
Po drodze mijałem miejscową szkołę, nosiła imię Jana Marka.
Na schodach przed wejściem siedziała grupka chłopców, spojrzeli na mnie badawczo:
- Ukończył pan bieg?
- Ukończyłem - odpowiedziałem i po raz pierwszy tego dnia poczułem zadowolenie.
- To w porządku, tak powinno być.

Dopiero wtedy zauważyłem tablicę nad ich głowami...



W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem... - w tym dniu nawet św Paweł był ze mną.

A tymczasem w Australii.
Winter Solstice czyli najdłuższa noc roku.
Nasza córka urządza w tym dniu ognisko na swojej farmie.

Migawka sprzed kilku lat.
Przed nocą jest jednak trochę dnia,  postanowiłem wpaść na chwilę na narty.
To jeszcze nie sezon, śnieg nietknięty ludzką nogą...


W lesie czekają bogato nakryte stoły...


Na farmie przygotowania w pełni.
Zięć zbiera drzewo na ognisko...



Wreszcie zapalamy ogień...


Goście przyjadą gdy zacznie zapadać zmrok.
A potem będzie dłuuuga noc.

A w tym roku - impreza odbędzie się w sobotę, córka spodziewa się około 30 gości, w tym połowa to młodzież, studenckie towarzystwo naszej wnuczki. Żona nastawiła ogromny gar bigosu, ale wyjazd na farmę to już dla nas trochę za daleko.
Pozostały wspomnienia.

P.S. Cross Świętojański ma się dobrze - link do tegorocznego biegu TUTAJ.

8 comments:

  1. Ja tez pamiętam z dzieciństwa ten dzień jako początek kąpieli w jeziorze, przed św.Janem nikt do wody nie wchodził.
    Piękne masz wspomnienia i podziwiam za takie wyczyny, każdy usportowiony senior zasługuje na podziw i naśladownictwo!
    A czy będą skoki przez ogień?
    jotka

    ReplyDelete
    Replies
    1. Skoki przez ogień, z obchodów w latach poprzednich nie pamiętam skoków. Inna rzecz, że przy tej okazji palone są gałezie z całego roku i przez długi czas ognisko jest ogromne i my szliśmy spać. Co się potem działo tego nie wiem. Zięć musiał doczekać momentu kiedy ognisko było na tyle małe, że można je było zasypać piaskiem.
      W tym roku, jak tyle młodzieży, to może poskaczą.

      Delete
  2. Nie pamietam bym kiedykolwiek brala udzial w swietojanskim dniu, prawde mowiac nawet nie slyszalam by ktos urzadzal. Mowie o czasie gdy mieszkalam w Polsce.
    Tutaj ten dzien oznacza kalendarzowy poczatek lata, skracanie sie dni, nawet poczatek wakacji pominiety bo zaczely sie z koncem maja.
    Szkoda ze masz daleko do corki, ze ominie Cie fajna impreza.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też nie pamiętam obchodów w Polsce, poza tymi z dzieciństwa. Ale słyszałem, że na wsiach były ogniska i wianki.
      A dojazd do córki plus późna impreza, to już dla nas zbyt męczące.

      Delete
  3. Bardzo mi sie podobaja suto zastawione stoly :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też często wracam do tego zdjęcia, najlepszy dowód, że pięknie nakryty stół nie znaczy, że się najesz.

      Delete
  4. Jaki cudowny śnieg! A tu tak gorąco...

    ReplyDelete
  5. Każda pora roku ma swoje uroki i trudności.
    U nas dzisiaj bardzo zimny dzień

    ReplyDelete