Inspiracją wpisu jest mocno ilustrowany wpis na temat drogi na blogu Ambasada Ducha - KLIK.
Droga... czyż nie jest nią nasze życie?
Wprawdzie większość popularnych powiedzeń sugeruje, że droga jest tylko po to żeby osiągnąć CEL, ale ja już jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że cel to sprawa przejściowa a droga... trwa... do czasu.
Te ostatnie dwa słowa dodałem w tej chwili gdyż właśnie wróciliśmy z pogrzebu znajomej osoby - czyjaś droga dobiegła końca.
W czytanej z tej okazji Ewangelii pojawił się również motyw drogi...
Jezus mówi: "Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?..."
Bardzo mi się to wędrowanie nieznaną drogą spodobało.
Jako tło muzyczne przypomniała mi się radziecka piosenka sprzed wielu, wielu lat - ze względów historycznych i politycznych nie namawiam do słuchania, ale sam sobie pozwolę - KLIK.
Dzisiaj jednak nie zamierzam filozofować, przypomniał mi się wyścig narciarski rozgrywany pod hasłem - journey is more important - podróż jest ważniejsza.
Format wyścigu uzasadniał takie hasło - wyścig odbywał się na dystansie około 25 km, w nieoznakowanym terenie. Oczywiście ktoś przejmował prowadzenie, ale trafiały się spore przerwy i co roku ktoś się zgubił, na szczęście tylko na krótko.
Brałem udział w tym wyścigu kilka razy, czasem towarzyszyły mi dzieci natomiast stałym filarem wyścigu był jego organizator - Alan Ferrari...
On wymyślił format wyścigu:
- śniadanie w hotelu w Harrietsville,
- przejazd autobusem do resortu narciarskiego Mt Hotham,
- Start - narciarze ruszali na 25-kilometrową trasę z przesłaniem - przegoń autobus,
- autobus miał do pokonania 80 km, na ogół bardzo niewiele osób zdołało go przegonić,
- mniej więcej w połowie drogi, przy słupie 333, był punkt "odżywczy", winiarnia Brown Brothers serwowała szampana (na powyższej fotografii widać ich transparent).
Tu na chwilę zamilknę i zaprezentuję scenerię w jakiej wyścig (czasami) był rozgrywany...
- Słup 333, po angielsku - Pole 333 - to się nawet pięknie tłumaczy na - Polak 333 - ale idea jest inna.
Na śnieżnych płaskowyżach nie ma drzew ani żadnych punktów orientacyjnych więc zainstalowano Snow Pole Line (linia śnieżnych słupów). Słupy są umieszczone co 40m i mają 2 metry wysokości. Bardzo istotne jest zalecenie aby podczas wędrówki śnieżnej mieć ze sobą sznurek o długości 40m aby w przypadku gęstej mgły lub śnieżycy mieć dobrą szansę na dotarcie do sąsiedniego słupa.
- Kieliszki do szampana... normalnie szampana nalewali elegancko ubrani pracownicy firmy Brown Brothers, ale tym razem... zmyliłem trasę, nadrobiłem sporo kilometrów więc panowie z B.B. nie mogli już czekać, ale przecież o mnie nie zapomnieli.
Tego roku zgubiło się kilka osób, ale nagrodę wygrałem ja.
Po sezonie, czyli czasem na bardzo wątpliwym śniegu.
Rok 1998 - pogoda była tak zła, że wyścig przesunięto na inną trasę.
Była to 21 rocznica wyścigu, na mój strój złożyły się numery startowe z 21 wyścigów narciarskich w których wziąłem udział, tu zdjęcie z finiszu do mety...
Zima była tak kiepska, że organizatorzy nie wymagali nawet zakładania nart, ale niektórzy dźwigali ze sobą narty tylko po to żeby przypiąć je na ostatnie metry przed metą...
Na zakończenie jeszcze zdjęcie z kolejnego wyścigu, towarzyszyli mi wtedy córka i zięć i nawet wygrali jakiś puchar...
Wlasnie dlatego, ze te obrane drogi sa czesto krete i pelne przeszkod lecz ostatecznie widace do celu, nazwalam sie Serpentyna .
ReplyDeleteImponujace osiagniecia Lechu, ladne wspomnienia i zdjecia.
Z nami cos nie tak - nie wspominamy, nie ogladamy starych zdjec czy video a co dziwne stalo sie spontanicznie, bez wspolnego uzgadniania, samo dopadlo kazdego z nas.
Ciekawy wybór nicku.
ReplyDeleteNie wspominacie, to chyba oznaka energii i patrzenia w przyszłość, życzę pomyślności.
Dzieci idą w ślady Rodziców. Budujące.
ReplyDeleteMłot
W ślady rodziców - trochę za mocno powiedziane. Narciarstwo, do tego w Australii, to bardzo efemeryczna działalność. W tej chwili dzieci mają co innego na głowie, może wrócą na śnieżne trasy, może nie, nie uważam tego za istotną sprawę.
DeleteRóżne są drogi
ReplyDeleteBywają drogie drogi
Są też bezpłatne
Wszystkim przewodzi droga
Chyba na Ostrołękę
p.jzns :)
Zgubiłem się w tych drogach przed wyborami w Polsce.
DeleteA czy ktoś wybiera się do Pół-Tuska?
"Tyle dróg budują, a nie ma dokąd iść" /J.Himilsbach, ponoć/, więc ja wybieram się objazdem w lewo :)
DeleteHimilsbach - dobry na wiele okazji.
DeleteObjazd w lewo - słusznie, żeby tylko Cię za to nie objechali.
Dla mnie droga jest równie ważna, jak cel, a w czasie podróży wiele się może wydarzyć. Zawsze planujemy drogę do celu, by była ciekawa i z przystankami wartymi zwiedzania.
ReplyDeleteZimowe krajobrazy, jakie pokazujesz, to droga niemal w chmurach, podobne widywałam na zdjęciach ze Szwajcarii, bo tam mieszka mój bratanek.
Podziwiam Twoją kondycję i sportowe zacięcie!
jotka
Szwajcaria w Australii - takie warunki narciarskie są coraz rzadsze, ale gdy są, to ciekawsze niż w Szwajcarii - lasy eukaliptusowe a nad głową potrafią narciarzom latać bajeczne papugi rosella.
DeletePrześliczne krajobrazy.
ReplyDeleteDroga do celu może i jest ważna, ale to zależy do celu. Przy niektórych celach, jeśli droga była zbyt trudna, to osiągnięty cel mnie nie cieszy, bo wiem, jak dużo musiałam poświęcić, by go osiągnąć. Przy celach, które desperacko muszę osiągnąć, nie lubię gdy droga się dłuży, bo naprawdę potrzebuję osiągnąć cel jak najszybciej. Przy celach, w któych również droga nam pomaga osiągnąć dodatkowe cele, lub droga jest po prostu przyjemna sama w sobie- wtedy tak, wtedy droga jest fajnym dodatkiem do osiągniętego celu.
Bardzo praktyczne podejście. Moje drogi do konkretnych celów pozostały już tylko w pamięci a pamięć je upiększa.
DeleteJa to co nazywasz drogą zwę podróżą. Podróżą jest nasze życie, a więc nie cel jest dla mnie ważny, a jej trwanie. Oczywiście przyjdzie jego kres (usłyszałam takie zdanie iż czyjeś życie się dopełniło) i z tym nie ma dyskusji, ale to co do niego prowadzi jest dla mnie istotniejsze, te wszystkie zakręty, za którymi nie wiemy co nas czeka, czasem dobrego, czasem złego i te odcinki proste na których widzimy trasę wiodącą aż po horyzont. Uwielbiam podróże - poznawanie, odkrywanie i jeszcze mam trochę siły, aby je prowadzić. Ale skoro życie jest podróżą to nie trzeba nawet przemieszczać się w przestrzeni, bo przemieszczamy się w czasie, albo to on nas mija. Podziwiam wszelką aktywność, bo sama jedynie idę przed siebie, wciąż i wciąż. Pozdrawiam. Miałam problem z zamieszczaniem komentarza nawet jako anonim. Zmieniłam przeglądarkę i chwilowo problem się rozwiązał.
ReplyDeletePodróż drogą życia - wydaje mi się że lepiej wyraziłaś to o co mi chodziło :)
DeleteNo właśnie, komentarze były i są nadal niemożliwe na moim laptopie. Telefon okazał się bardziej tolerancyjny😉 Opowieść o wyścigu jest bardzo interesująca a zdjęcia jak zawsze wspaniałe!
ReplyDeleteNa tym i na innych blogach bardzo częste są komentarze o trudnościach z komentowaniem, nie wiem dlaczego działa to jakoś wybiórczo i ja nie mam tych problemów, ale cicho... żeby nie zapeszyć.
DeleteDziwne. Śnieg, zimno i mrożony szampan... Bardziej pasowałby termos wypełniony gorącą herbatą z rumem!
ReplyDeleteSzampan na śniegu, to nie było wcale złe a poza tym to była specjalność firmy sponsorującej wyścig.
DeleteHerbata z rumem - absolutna racja, inna rzecz, że taki napój nieco usypia i na pewno nie zachęca do wysiłku a tu przed nami było jeszcze sporo kilometrów do przebiegnięcia.
Do tego rum - to mi się jednak kojarzy w piratami a nie narciarzami.
Drogi zawodowych narciarzy kojarzą mi się z astmą i dopingiem, czyli chorobą. Sponsorami są potęgi farmaceutyczne. Amatorom pozostaje alkohol i pasja, czyli zdrowy tryb życia.
ReplyDeleteMłot
Wydaje mi się, że łączenie narciarstwa biegowego z astmą i dopingiem mocno rozpropagowała Justyna Kowalczyk, media inne niż polskie nie przywiązują do tego tak wielkiej uwagi.
DeleteAmatorzy - różnie w różnych krajach, na włoskim maratonie Marcialonga trasa biegnie przez wiele małych miejscowości które prześcigają się w goszczeniu narciarzy - rzeczywiście na wielu food stations serwują wino. Na szwedzkim Vasaloppet - zupa jagodowa, największe wrażenie zrobił na mnie norweski Birkebeiner - na środku trasy stał starszy pan w gumowcach i serwował chętnym czubatą łyżkę cukru, jakoś się nie skusiłem.
To ja tak górnolotnie...
ReplyDeleteKażde życie jest drogą albo podróżą...
Stokrotka
Tak właśnie ja to widzę
Delete