Już miesiąc temu w supermarkecie zauważyłem...
.. i to nie były mandarynki lecz coś znacznie, znacznie większego.
Dzisiaj nie było już wątpliwości wyboru...
Ostatni wiersz na tablicy - A haunting we will go.
To parafraza popularnego wezwania angielskich myśliwych - a hunting we will go...
Czyli - pójdziemy na polowanie - czyli po staropolsku - na łów, na łów, towarzyszu mój...
Natomiast a haunting we will go - znaczy - pójdziemy straszyć...
To parafraza popularnego wezwania angielskich myśliwych - a hunting we will go...
Czyli - pójdziemy na polowanie - czyli po staropolsku - na łów, na łów, towarzyszu mój...
Natomiast a haunting we will go - znaczy - pójdziemy straszyć...
Więc poszedłem.
Ponieważ szedłem sam, to nikogo nie postraszyłem, za to spróbowano postraszyć mnie...
Ponieważ szedłem sam, to nikogo nie postraszyłem, za to spróbowano postraszyć mnie...
---
Wpatrywałem się w ten widok aby bardziej przesiąknąć strachem, ale z transu wyrwała mnie starsza pani chińskiego pochodzenia -
- Co tu się wyrabia? - zapytała po angielsku.
Magia prysła -
Jak jej to wytłumaczyć?
Co jej wytłumaczyć?
Odpowiedziałem - jak w tytule wpisu.
- Acha - odpowiedziała po angielsku i odeszła rzucając w moim kierunku podejrzliwe spojrzenia.
Multikulturalizm - nie rozumiem, ale szanuję (z pewną podejrzliwością).
Jedni straszą, inni oswajają się z nieznanym, a jeszcze inni śmieją z samych siebie? Snuć można wiele domysłów...a odświętny handel zaciera ręce ...
ReplyDeleteHandel zawsze znajdzie powód do zacierania rąk.
Deletelubię to święto, bo każdy może się w nim zrealizować po swojemu, choć w ramach pewnych bardzo luźnych kanonów... ja się w tym odnalazłem tak, że nikogo nie straszę i za nikogo się nie przebieram, tylko po prostu strugam dynie...
ReplyDeletep.jzns :)
Zaskoczyła mnie ta haloweenowa samorealizacja, na dodatek dla każdego. Życzę owocnego strugania.
DeleteTak się zastanawiamy... Może jutro przebierzemy się za siebie i będziemy wędrować po chałupach proponując: "Po kielichu albo psikus"! Ciekawe co by z tego wynikło?
ReplyDeleteMam słodycze
DeleteMam zapas "po kielichu"
Nic mi nie straszne 😁
wynalazłem halloweenowy drink: sok z dyni plus spirytus, proporcje dowolne, kwestia gustu, ale wersja po rycersku jest taka, że lejemy do rogu ten spirytus płucząc palce upaprane tymże sokiem...
DeleteWydaje mi się, że te wędrówki po chałupach już się u nas nie odbywają - poprawność polityczna a prócz tego to osoby odwiedzane mogą okazać się groźniejsze niż odwiedzający.
DeleteTego się trochę obawiamy. Gospodarz, zamiast ugościć, może nas oklepać obcesowo, a gospodyni pitbulem poszczuć. No ale kto nie ryzykuje ten dyniowego drinka nie pije...
DeletePitbullem poszczuć?
DeleteTy naprawdę masz jakieś prorocze wizje!
Dzisiaj rano spotkałem pana pogryzionego przez pitbulla, ale to nie zalicza się do kategorii Halloween, ale Compliance.
Gdyby niektórzy zdjęli maski, to dopiero by straszyli prawdziwym obliczem!
ReplyDeletejotka
Ale to chyba nie odnosi się szczególnie do Halloween'u
DeleteW zasadzie to pasuje całorocznie:-)
Deletejotka
Nie wierzę! Jest jeszcze na świecie osoba (poza mną) osoba, która zna "Pojedziemy na łów"! To była sztandarowa piosenka mojego dzieciństwa, nauczyła mnie jej babcia. Do dzisiaj pamiętam wszystkie zwrotki.
ReplyDeleteZnam nawet melodię, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jakbym to zaśpiewał, to dopiero byłby strach - ta pani uciekałaby jak zając, tylko nie wiem dokąd - tam gdzie pieprz rośnie czy tam gdzie sobole zimują?
DeleteStawiam na sobole.
DeleteTez pamiętam, nie wszystkie zwrotki, ale zawsze...
Deletejotka
@Frau Be - sądząc po pochodzeniu tej pani, to myślę że wybrałaby pieprz, ja tam uciekł bym tam gdzie cytryna dojrzewa... czyli wystarczy kilka kroków.
Delete@Jotka - szkoła, biblioteka - to pozostawia wiele dobrych wspomnień.
DeleteA ja strasznie lubię zupę z dyni:))
ReplyDeleteJa też strasznie lubię, dopiero teraz zdałem sobie, że zupa z dyni to chyba najlepsza celebracja tego święta.
DeleteSzczesciarzem jestes skoro tylko od miesiaca obrzucaja Cie dyniami i strachami - u nas zaczelo sie wczesniej.
ReplyDeleteTroche sie zmienilo dzieki poprawnej polityce ale glownie troske o bezpieczenstwo dzieci. Juz nie ma spontanicznego i powszechnego lazenia po domach, istnieje zorganizowane - w szkolach, kosciolach.
Nasze osiedla i pewnie wszystkie amerykanskie, na stronach komputerowych zamieszczaja mapy - na nich mozesz odznaczyc swoj dom jako ten ktory bedzie przyjmowal przebierancow. Odkad to wprowadzono nastal swiety spokoj dla niechetnych bo omijaja taki dom. Co za ulga bo swojego od lat nie zglaszam wiec nikt mi do drzwi co pare minut nie dzwoni. Urzadzalam gdy dzieci byly mlode ale z radoscia porzucilam ten zwyczaj.
A osiedle i miasto cale w szkieletach, nietoperzach, wiedzmach, pajeczynach, sklepu pelne strojow dla przebierancow.
Dynie beda u nas krolowac jeszcze jakis czas no bo i jesien i nadchodzacy Thanksgiving.
Widuje juz wystawione choinki i nie mowie o tych do sprzedazy tylko jako gotowa i oswietlona. U nas niektorzy domy i obejscie dekoruja tysiacami swiatelek a to nie latwa praca wiec istnieja firmy zajmujacy sie tym wiec wciaz widuje ogloszenia oferujaca ta usluge.
I tak sie to wszystko kreci z roku na rok.......
Jak już wspominałem, w Australii w ostatnich kilku latach mocno te obchody zredukowano, zresztą nigdy nie były przesadnie zauważane.
DeleteJedyny wyjątek to nasze centerko handlowe - tu ogłaszają coroczne obchody, ale w tym dzisiaj nie zajrzałem.
No i po wszystkim, juz po Halloweenie.
ReplyDeleteCo zauwazylam to z roku na rok jest mniej huczne. Pomimo iz przebierancy omijaja moj dom jako ze go nie wpisalam na mape to jednak widywalam wedrownikow krazacych po osiedlu - wczoraj widzialam dwie male grupki a przy tym bylo cicho, nie jak w inne lata ze auta ino jezdzily, oni spacerowali ze smiechem okazujac radosc i dobry humor. Rowniez wszyscy obslugujacy czy w restauracjach, czy bankach czy sklepach byli poprzebierani, w tym roku niewielu. Nie przeszkadza mi to tylko zauwazam roznice pomiedzy dawniej a teraz.
Mnie się te ceremonie nigdy nie podobały więc wolę jak ich nie muszę oglądać.
ReplyDelete