Już 7 listopada a tu dopiero pierwszy wtorek miesiąca.
Wprawdzie zdarza się to co miesiąc, siódmy dzień miesiąca MUSI być pierwszym wystąpieniem któregoś z 7 dni tygodnia, ale żeby akurat w listopadzie, pierwszy wtorek listopada?
W tym dniu rozgrywany jest Melbourne Cup - wyścig rozgrywany od 1861 roku, w naszym stanie Wiktoria jest to dzień wolny od pracy, w innych stanach praca wre, ale o godzinie 3 naszego czasu, kto może odkłada narzędzie pracy i ogląda The Race which stops the Nation - KLIK.
Pisałem o tej imprezie już kilka razy więc dzisiaj cofnę się do wspomnienia z dzieciństwa.
Gdy miałem 13 lat moja matka nie miała dokąd wysłać mnie na wakacje, zwróciła się o pomoc do moich stryjów, braci ojca, a ci zaproponowali wyjazd do Sopotu.
Brzmiało to dumnie i elegancko, rzeczywistość była chyba ciekawsza.
Na dworcu przywitał mnie stryj i zaprowadził do mojej wakacyjnej kwatery.
Znajdowała się ona na strychu eleganckiej poniemieckiej willi, stały tam dwa wsparte na cegłach łóżka, obok była niewielka łazienka.
Stryj zapoznał mnie z warunkami egzystencji -
- tu jest nasza sypialnia - ja pozostanę tu jeszcze tydzień, potem będziesz mieszkał sam,
- na posiłki chodzimy do baru mlecznego, pokażę ci jutro,
- dzisiaj wieczorem pójdziemy na kolację do stryja Władka, tam zawsze możesz liczyć na życzliwe przyjęcie.
- pojutrze zaczniesz pracę na polach Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin.
- masz tam załatwioną pracę na 3 tygodnie, musicie z mamą zdecydować czy zostaniesz tu dłużej.
Praca polegała na zapylaniu ziemniaków.
Polegało to na tym, że zrywaliśmy kwiaty z wyznaczonego pola ziemniaków, wkładaliśmy je do pudełka od zapałek a potem szliśmy na inne pole i tam - najpierw kastrowaliśmy ziemniaczane kwiaty czyli wykałaczką odcinaliśmy wszystkie pręciki a następnie posypywaliśmy paznokieć kciuka pyłkiem z kwiatu z pudełka od zapałek i smarowaliśmy tym pyłkiem czubek kwiatowego słupka - budowa kwiatu TUTAJ.
Praca trwała 5 godzin - od 7 rano do południa, tak że potem z łatwością zdążyłem jeszcze na kilka godzin plażowania.
Nie sposób było jednak nie zauważyć, że pola naszej pracy znajdywały się blisko stacji kolejowej Sopot-Wyścigi.
Wyścigi konne?
Jaskinia hazardu w PRL?
Wydawało mi się to nieprawdopodobne, ale jednak było prawdziwe.
W którąś sobotę włożyłem do portmonetki poważną kwotę prawie 40 zł i pojechałem na wyścigi.
Wszystko wokół było dla mnie nowe i nieznane i ani się spostrzegłem jak wylądowałem przy kasach.
- O, pan ma akurat drobne - zauważyła radośnie kasjerka - co pan obstawia? Proszę się zdecydować bo akurat nie mam czym wydać reszty.
Pan? Nikt jeszcze mnie tak nie tytułował, nie sądzę żebym wtedy tak poważnie wyglądał, może kasjerka chciała w ten sposób "upoważnić" mnie do gry na wyścigach.
Coś tam wybąkałem, położyłem banknot w okienku kasy i pospieszyłem obejrzeć gonitwę.
Oczywiście "mój" koń zajął dalsze miejsce.
W kilku kolejnych gonitwach wygrywały konie prowadzone przez dżokeja o mongolskich rysach i rosyjskim nazwisku, ale ja już nie miałem funduszy na dalszą grę.
Na marginesie dodam, że moja matka była ogromnie zaskoczona, że stryj wysłał mnie do pracy. W rezultacie mój pobyt w Sopocie potrwał do końca sierpnia a zarobione pieniądze starczyły na zakup materiału, z którego krawiec uszył matce zimowy płaszcz.
Mieszkając w Melbourne nie mogłem nie wiedzieć o Melbourne Cup, na dodatek w pewnym okresie nasz znajomy pracował w Victoria Racing Club i mógł nam załatwić bilety do loży członkowskiej a więc oglądaliśmy kilka razy tę imprezę na żywo a teraz co roku oglądamy w telewizji.
Dzisiaj - rano obejrzeliśmy informacje na temat koni, dżokei i trenerów.
Po pierwsze - ciekawe nazwy koni: Without the Fight (Bez Walki), Soulcombe (Grzebień Dusz), Interpretation, Absurde, True Marvel (Prawdziwy Cud), Vow and Declare (Ślubować i Deklarować), Military Mission, More Felons (Więcej Przestępców), Future History (Przyszła Historia), Serpentine, Right You Are (Masz Rację).
Po drugie - moja żona, nie patrząc na nazwy, postawiła na numery 6 i 9.
Po trzecie - ja kierowany blogowym sentymentem postawiłem na Serpentine - uwaga - to jest wałach.
Wczesnym popołudniem pojechałem do punktu TAB.
Wiele ekranów, na których wyświetlane są wyścigi rozgrywane w wielu miejscowościach w Australii. Wyścigi koni, psów, kłusaków.
Barowe stoły i stołki, mocny zapach piwa.
Przy stołach sporo typów o takim wyglądzie, że wolałbym ich nie spotkać na osobności.
3 popołudniu - START!
Po chwili prowadzenie obejmuje Serpentine i prowadzi przez około 3/4 wyścigu, niestety bardzo rzadko się zdarza żeby taki długotrwały lider wygrał wyścig, Serpentine ostatecznie zajął 18 miejsce.
Zwycięzcy - 1. Without the Fight, 2. Soulcombe (numer 6), 3. Sheraz.
A więc moja żona wygrała 10 x $3.40.
Tu pełna relacja...
A to ci wakacyjna historia z zapylaniem ziemniaków w tle 😂
ReplyDeleteWarunki spartańskie, a jeszcze do tego praca... Nie napisałeś, czy byłeś wdzięczny stryjowi za takie postawienie sprawy i załatwienie wypoczynku 😁 Z drugiej strony młody człowiek wszystko zniesie.
Ale gdy ja (nieco starsza, bo chyba 16-letnia) poszłam do pracy w wakacje, to nie dałam mamie zarobionych pieniędzy, tylko kupiłam sobie gramofon. Ty byłeś lepszym synem!
To było duże zaskoczenie, wydaje mi się, że w tamtych czasach praca nieletnich nie była częsta, prywatne byznesy były szczątkowe a do państwowych potrzebne było dojście - akurat mój stryj miał do tego Instytutu.Byłem dumny z zarobionych pieniędzy i za rok wróciłem w to samo miejsce.
DeleteNa marginesie - na tym strychu była cała składnica hitlerowskiej literatury z Mein Kampf na czele. Gospodarze strychu chyba o tym nie wiedzieli.
Pieniądze oddane matce - ja nie miałem żadnych potrzeb, jedzenie i ubranie załatwione, książki kupowaliśmy razem z matką, na bilet do kina zawsze dostałem. Raj.
Najbardziej spodobały mi się nazwy koni, niespotykane u nas.
ReplyDeleteKiedyś część wakacji poświęcało się na pracę, by mieć własne pieniądze lub pomóc rodzicom. Dziś różnie się do tego podchodzi...
jotka
Spróbowałem znaleźć nazwy koni z ostatniej Wielkiej Warszawskiej, znalazłem ledwie dwa, oba angielskie ale bez znaczenia.
DeleteTemat pracy wakacyjnej skomentowałem powyżej.
Zapylanie ziemniaków mnie zwaliło z krzesła :-)
ReplyDeleteMyślę, że to nadal robi się w ten sposób, chodzi oczywiście tylko o pola doświadczalne i próby nowych krzyżówek.
DeleteA może już wszystko skrzyżowali i zostawili robotę pszczołom?
Mnie tez to reczne zapylanie powalilo bo jak powszechnym w tamtych czasach bylo wybieranie stonki to o tym zapylaniu nigdy nie slyszalam.
ReplyDeleteWyscigi konne i psie - nie dla mnie, zwlaszcza psie. Te psy maja bardzo ciezkie i zdyscyplinowane zycie, zero przyjemnosci i wolnosci a to mi sie nie podoba. Na szczescie uczstnictwo w takich wyscigach jest dobrowolne wiec nie chodze, nie ogladam .
Moje oba dzieci zaczely pracowac wakacyjnie majac 13 lat, rok po przybyciu do USA. Syn zostal yardman-em opiekujac sie yardem osrodka kampingowego, corka dogladaniem malych dzieci gdy rodzice urzadzali sobie wychodne. I tak zostalo na pozniej tez bo przez cale studia dorabiali sobie, glownie kelnerowaniem. Patrzac na to z perspektywy i z przymruzeniem oka mieli gorzej niz ja, wyrastajaca w socjalistycznej Polsce bo nie musialam wakacyjnie pracowac.
Całkowicie zgadzam się w temacie wyścigów, bezsensowne okrucieństwo. Na dodatek te konie są faszerowane środkami dopingującymi.
DeleteCiekawe, że o ile wyniki sportowców w ciągu ostatnich 50 lat ogromnie się poprawiły, to wyniki koni - tylko minimalnie. Znaczy natura od początku zapewniła im odpowiednie fizyczne możliwości.
Inna sprawa, to myślałem, że w dobie internetu i ogromnej ilości maszyn do gier hazardowych, wyścigi stracą swoją rangę, tymczasem nadal, 7 dni w tygodniu, w kilku australijskich miastach , wyścigi trwają.
Wtorkowy Melbourne Cup miał 80,000 ludzi na trybunach, dzisiaj, czwartek - Oaks Day - czyli dzień dla kobiet, widzów będzie jeszcze więcej.
Niesamowicie piekne wspomnienia Lechu...
ReplyDeleteFajnie ze tak sie duzo pamieta z dziecinstwa...prawda?
Stokrotka
Zgoda, na dodatek ja mam taką selektywną pamięć, że pamietam tylko dobre wydarzenia, ale może to egoizm?
Delete