...tryczności
Tak wypadło nam we wtorek.
No, powiedzmy - przez część wtorku.
Dostawca elektryczności powiadomił nas na wszelkie sposoby, że nie będzie prądu przez 8 godzin - od 8 - 16.
Kilka dni wcześniej przeanalizowaliśmy sytuację.
O 8-mej rano nie będzie prądu!!!
Toż my dopiero wygrzebujemy się z łóżek a tu nie będzie ogrzewania!!?!
Na szczęście mamy kuchnię gazową (w nowobudowanych domach nie ma już instalacji gazowych), to będzie można zagotować wodę na herbatę.
Oooo i chyba warto poprzedniego wieczora wyprowadzić samochód z garażu, bo niby można ręcznie podnieść rolety w drzwiach, ale ostatnio miałem z tym trudności.
Na szczęście w pobliżu mieszka nasza córka i spędza większość dnia w pracy a więc możemy sprowadzić się do niej na kilka godzin i postukać w laptopy w ogrzanym domu.
Ta okazja skłoniła mnie do wspomnień... jak to było z tą elektrycznością kiedy jej nie było.
Najwcześniejsze wspomnienie to... pobyty w piwnicy podczas nalotów (rok 1944).
Matka urządzała mi legowisko na węglu, wokół paliły się świece, słyszałem przytłumione głosy innych lokatorów.
A potem już była elektryczność - światło i maszynka elektryczna, z której korzystaliśmy często gdyż alternatywą była kuchnia węglowa a ta wymagała sporo czasu na rozgrzanie.
Przez długie lata dostawy prądu były dość kapryśne, zawsze pod ręką były świece i oczywiście lampa naftowa.
Swoją drogą nadal uważam elektryczność za cud - pstryk i jest - światło, nadmuch, ogrzewanie, chłodzenie.
Na lekcjach fizyki poznałem podstawy elektryczności i zapragnąłem zostać inżynierem - elektrykiem - wyobrażałem sobie, że to nie jest zwykła praca, ale jakaś misja dobroczynna.
Wyjątkowo zafascynował mnie łuk Volty - chciałem znaleźć w internecie ilustrację i.... klapa????
A zatem opowiem -
Pani Piekielniakowa (jakże stosowne nazwisko) - nauczycielka fizyki - umieściła w dwóch uchwytach węglowe pręty, włączyła prąd i ostrożnie zbliżała je do siebie, prawie zetknęła je a tu coś błysnęło - rozsunęła je na kilka milimetrów - między prętami jarzył się łuk białego światła, w powietrzu czuliśmy dziwny zapach - ozon.
Takie węgłowe pręty znajdowały się w bateriach, których używaliśmy w latarkach.
Oczywiście spróbowałem powtórzyć to w domu - chyba wszyscy święci uratowali mnie od ciężkiego porażenia prądem bo lekkie przytrafiało się bardzo często.
Wyjaśnienie - węglowe pręty nie mogą być podłączone bezpośrednio do sieci - krótkie spięcie murowane - łączyłem te pręty drutem z drutem żarowym maszynki elektrycznej.
Nie byłem osamotniony w swoich eksperymentach, kolega z klasy poinformował mnie że dużo ładniejszy łuk Volty można zapalić na grafitach z ołówków - zgadza się.
Inżynierem elektrykiem nie zostałem -
Odwiedziłem kiedyś mojego stryja (brat ojca), przed wojną prowadził firmę elektrotechniczną. Traktowałem go z podziwem, pochwaliłem się wiedzą... amper razy volt to jest wat, a amper razy ohm to volt.
Ale stryjek pokręcił sceptycznie głową i spytał czy wiem jakie są grubości drutów w instalacjach elektrycznych.
W tym momencie moja wizja elektryka-zbawcy ludzkości prysła - reszty dokonało szczęście albo wstawiennictwo świętych...
Wracam na ziemię....
Kilkanaście lat temu odwiedziła nas blogerka z Polski, bardzo dociekliwa i spostrzegawcza osoba.
Zaskoczyły ją australijskie kontakty elektryczne...
Nie wystarczy włożyć wtyczkę do gniazdka, trzeba jeszcze włączyć prąd - ten wciśnięty kontakt w środku to włącznik światła w łazience.
Znajoma uważała to za nonsens, nie zgadzam się - często wtyczka nie wchodzi/wychodzi łatwo do/z gniazdka - człowiek szarpie się z nią a tam wewnątrz mocno się iskrzy...
A jakie są teraz wtyczki (elektryczne) w Polsce i innych krajach EU?
P.S. Sprawozdanie z wtorku...
Obudziłem się już parę minut po 7, było bardzo zimno, w domu 14C, włączyłem ogrzewanie.
Zdołałem sobie przygotować śniadanie i nawet obejrzeć trochę dziennika TV - w wiadomościach wspominali, że temperatura spadła do +1C i pokazywali samochody ze szronem na szybie.
Nasz samochód stał grzecznie na słońcu i nawet zdołał się trochę nagrzać.
O 8:20 telewizor zgasł.
Pojechałem po drobne zakupy.
Wróciłem, znalazłem najcieplejsze miejsce w domu, nałożyłem na głowę narciarską czapkę i zacząłem czytać książkę...
Godzina 11:40 - włączyli prąd.
Tak mnie to rozzuchwaliło, że pojechałem do parku na bosonogi spacer.
Migawka z okolicy...
To frontowy ogródek w domku niezbyt daleko od nas.
Aż się prosi żeby tu posiedzieć wieczorem z kawką...
...niestety, trzy metry w prawo jest bardzo ruchliwa ulica :(
Na szczęście, całkiem szybko włączyli Wam prąd :)
ReplyDeleteObecnie tak się przyzwyczailiśmy do elektryczności, że jej brak wywołuje ogromne poruszenie, a czasami panikę "co to będzie!?". Kiedyś łatwiej było poradzić sobie z jej brakiem, choć trzeba przyznać, że teraz korzystamy z ogromnej liczby urządzeń, bez których nie wyobrażamy sobie codziennego życia, a które działają na prąd.
Ja co prawda nie z UE, ale napiszę jakie mamy kontakty. Hmm, zwykłe, chyba takie jak w USA. U mnie prąd ma 110V, wtyczki są małe, z dwoma cienkimi pionowymi płytkami, a gniazdka mają dwie poziome szparki. Nie mają dodatkowych guziczków włączających/wyłączających prąd. Uziemienie, jeśli jest konieczne, to jest w postaci dodatkowego przewodu, który podłącza się do dodatkowej dziurki w kontakcie. Przepraszam za ten opis, ale laik ze mnie i choć podłączyć sama potrafię, to ze słownictwem nie jestem zbyt obeznana ;-)
Dziękuję za przypomnienie Japonii, odwiedziłem Japonię w roku 1997 - Sapporo Ski Marathon. Przed wyjazdem kupiłem w sklepie odpowiedni "konwerter" gdyż wziąłem ze sobą 2 urządzenia elektryczne - żelazko do smarowania nart i grzałkę do wody.
DeleteWtyczki pasowały, ale napięcie nie tak bardzo - żelazko nie mogło osiągnąć odpowiedniej temperatury.
Ale do zdjęcia wybrałeś całkiem przytulny kadr... Zawsze liczę się z tym, że prąd mogą wyłączyć, może paść elektrownia itp. Dlatego mam w domu stara kuchnię węglową, której nie usuwam
ReplyDeleteTa ławka we frontowym ogródku bardzo mi się spodobała, wszedłem dość daleko na prywatny teren żeby pstryknąć zdjęcie. Na szczęście na zdjęciu nie zarejestrowałem hałasu dochodzącego z ulicy.
DeleteZawodność elektryczności... jakoś o tym zapominamy, mamy w szafie zapas świeczek, ale jakoś tak coraz bardziej z tyłu.
Kuchni węglowej nie mieliśmy już w PRL-owskich mieszkaniach w blokach.
stary suchar z czasów PRL-u:
ReplyDeleteP: jaki jest dwudziesty stopień zasilania?...
O: milicja chodzi po domach i świeczki zabiera...
od czterech lat nie jestem już z wielkiego miasta /wielkiego na polską skalę/, tylko ze wsi, co /jak mówi poeta/ widać, słychać i czuć, wręcz z wiochy, gdzie psy szczekają zakrystiami i czasem prąd pada, ale to zwykle chwilowy kryzysik... nie warte zwracania na to zbytniej uwagi... zanim dojdę do tablicy z domowymi bezpiecznikami, żeby sprawdzić, czy to nie u mnie awaria, to wszystko zdanża :) wrócić do normy...
p.jzns :)
Tego kawału nie znałem - dziękuję.
DeleteKilka lat temu, w sąsiedniej dzielnicy, była awaria elektryczności i przez kilka godzin nie działały światła na skrzyżowaniach.
Akurat przejeżdżałem tam samochodem i byłem pełen uznania dla kierowców, którzy jakoś potrafili się zsynchronizować na ruchliwych skrzyżowaniach.
Spodobał mi się ten kontakt i bardzo praktyczne rozwiązanie, my mamy przedłużacze do prądu z wyłącznikiem, nie musze wyłączać wszystkich urządzeń gdy wyjeżdżamy, wystarczy jeden pstryk.
ReplyDeletePamiętam problemy nie tylko z dostawami prądu, ale i wody. Trzeba było robić zapasy w wannie, przez co ta nie nadawała się wkrótce do użytku, a czasami wożono wodę beczkowozami.
Brak wody... to poważniejsza sprawa, chyba trafiła nam się raz czy dwa razy, ale z wcześniejszym uprzedzeniem i na krótko.
DeleteFajne wspomnienia. Pokazują, że kiedyś codzienne czynności wymagały więcej sprytu i cierpliwości. A dziś włączamy prąd i wszystko działa, jakby za sprawą magii.
ReplyDeleteTak, przez długie lata zapalenie światła w domu wywoływało we mnie pozytywne emocje... tak mało a tak wiele :)
DeleteOj tak, od energii elektrycznej jesteśmy wszyscy uzależnieni. Jak na ironię dziś nasz Prezydent zawetował ustawę o wiatrakach. Jakiś nowy Don Kichot!
ReplyDeleteW Australii chyba najekonomiczniejsze są elektrownie węglowe, ale to raczej przegrana sprawa.
DeleteWiatraki wchodzą ze sporymi oporami, najlepiej mają się panele słoneczne, ale nie wiem czy ktoś zaplanował co robić gdy zużyte panele trzeba będzie wyrzucać na śmieci.
Lepiej mi sie spi w chlodniejszych temperaturach ale 14 st byloby mi zbyt malo.
ReplyDeleteNie oszczedzam na pradzie, uzywam jak mi pasuje i potrzebuje.
Jednego roku gdy jescze mieszkalam w Little Rock mielismy akurat w Boze Narodzenie gdy to na swieto zjechaly sie dzieci wielka sniezyce i oblodzenie ktore spowodowalo zerwanie sie linii z racji oblodzenia i powiadomino nas ze pradu nie bedzie pare dni. Wiec w domu zimno i brak moznosci gotowania. Co prawda ogrzewanie bylo gazowe ale bez pradu nie wlaczal sie pilot ktory by je uruchomil. Ogrzewalismy kominkiem ktory byl gazowy ale dawalo odrobine ciepla gdy sie przy nim siedzialo. Szybko kupilismy dwupalnikowa butanowa kuchenke by bodaj moc miec goraca kawe i herbate a pichcilismy na grillu. Duza czesc miasta miala prad wiec na duze posilki jezdzilismy na miasto ale ogolnie bylismy nie dokapani no bo grzejnik wody tez nie dzialal. To bylo pare meczacych dni ale pozniej i tak wspominalismy mile bo wszystko co sie dzieje rodzinnie ma swoj urok.
Ja boje sie gazu slyszac czesto o wybuchach czy zaczadzeniach wiec preferuje kuchenki elektryczne.
Na pewno przyjemniej spać w chłodzie niż w upale.
DeleteNa przełomie roku 1999/2000 krążyły przepowiednie, że systemy komputerowe nie dadzą rady przestawić się na nowy format daty i że będą zakłócenia w dostawie elektryczności.
Wtedy kupiliśmy gazowe BBQ, elektryczność była w porządku, BBQ też się przydało.
Pamiętam 20 stopień zasilania z czasów studenckich. Wyłączali światło, ale na krótko. A my tak usprawiedliwialiśmy się na zajęciach następnego dnia, że wyłączyli światło. Jeden z moich ulubionych wykładowców, pan od łaciny, nazywany przez nas ancilla, bo ciągle odmienialiśmy to słowo 🤣 mówił do nas: państwo są tacy infantylni.
ReplyDeleteW razie jakichś klęsk, mieszkańcy bloków przeżyliby tragedię. Brak Elektryczności gazu wody i nie potrzeba wojny. Swój dom na wsi lubię tylko w lecie, bo najbardziej brakuje mi tam ciepła w pozostałych porach roku.
Moja pamięć sięga połowy lat 60. i pamiętam domy znajomych rodziców, gdzie jeździliśmy podczas świąt, a tam były świeczki na choince i piece.
W Islandii w każdym domu było pełno różnych świec, to rzucało się w oczy.
Wykładowca łaciny... wygląda na to, że ja miałem podobnego nauczyciela, mnie akurat uczył niemieckiego, ale w równoległej klasie uczył łaciny.
DeleteBardzo elegancki, bardzo starannie się wysławiał, co najważniejsze - ugruntował we mnie sentyment do muzyki klasycznej.
Brak eletryczności w bloku mieszkalnym - przeżyliśmy kilka razy, mieszkaliśmy na 10 piętrze i trzeba było targać dziecko w wózku po schodach.
Nie wiem jak to jest w 30-piętrowych blokach. Może mają generatory?
Tym postem przypomniałeś mi czasy wielkiego kryzysu na początku lat osiemdziesiątych. Któryś tam (-nasty?) stopień zasilania i pyk! - niespodziewanie gasło światło i tyle. Wiele razy uczyłam się do szkoły przy świeczce i marzliśmy okropnie, bo wraz z brakiem prądu automatycznie przestawały grzać kaloryfery. Dogrzewaliśmy mieszkanie otwartym piekarnikiem, więc życie toczyło się raczej w kuchni. To były czasy! Mamie pozostał z zapasów jeszcze jeden komplet świec z tamtego okresu.
ReplyDeleteDogrzewanie mieszkania otwartym piekarnikiem - oooo - pamiętam :)
DeleteDzień dobry. Australię czeka prawdziwa rewolucja? Ma powstać największa elektrownia słoneczna na świecie! Za 20 mld dol. austr. Kabel pociągną aż do Singapuru. Ale...
ReplyDeleteAustralia nie ma elektrowni jądrowych, z 16 elektr. węglowych zamknięto 4, a ile jest jeszcze do likwidacji?
Ameryka odchodzi ponoć od wiatraków i fotowoltaiki, ale Chiny może znajdą zbyt w Australii, a w austr. kopalniach węgla fedrunek ruszy pełną parą. Eksport, barter, handel to handel...Nie znam zasobów gazu...
Ciekawy eksperyment...
gaśnicowy
Kabel do Singapuru...
DeleteNo właśnie, jak poskrobać to okazuje się, że nasze główne firmy energetyczne i telekomunikacyjne mają centrale jak nie w Singapurze to w Pekinie itp.
Zapasy gazu - mamy bardzo duże, ale kilkanaście lat temu zostały sprzedane na pniu Chinom.
Co rok mamy awanturę żeby zmusić firmy eksportujące gaz żeby najpierw zaspokoiły potrzeby rynku wewnętrznego.
Braki prądu, czy wody w mieszkaniu doświadczałem.
ReplyDeleteWieś.
Lato.
Po tygodniu życie codzienne stawało dość uciążliwe. Wodę ze studni trzeba było nosić ok. 200 m. , a do plaży jest 400. Higiena i gotowanie w plenerze było największym problemem.
Suchy prowiant, napoje(różne)w butelkach i przetwory, zapasy ograniczone, wiadomo.
Sprzęt turystyczny zdawał egzamin; namiot, wc i prysznic turystyczny( wiszący na drzewie) i"kuchnia polowa"zmontowana z trzech felg(śred. 30 cm). Opał - drewno i szyszki. Po paru dniach zaczyna się szanować każdą kroplę wody i okruszek chleba(suchara haha)...,
stare radyjko tranzystorowe(baterie, dynamo, słońce)z latarką i alarmem wracało do łask na 15 min dziennie - wiadomości o pogodzie.
z gazu zrezygnowałem ze 20 lat temu, bo mi śmierdział...
planuję próbę pod wpływem sugestywnych ...., oczy odpoczną...
lato jeszcze, prowiant rośnie...
gaśnicowy
Wakacje po I klasie spędziłem w wiejskiej osadzie gdzie nie było elektryczności. Woda była - ze studni.
DeleteNie przypominam sobie żadnych niewygód :)
Mam podobne wspomnienia.
ReplyDeleteWoda ze studni a w niej bańka z mlekiem...
i lampy naftowe w obejściu i przy furmankach obowiązkowe.
Fajnie było-nie doiłem krów, nie kosiłem, zrywałem jabłka i piłem wodę ze studni. I nic.
Nie pamiętam dokładnie, ale nie było radia, żelazka..., ani telefonu.
gaśnicowy