Wednesday, August 24, 2022

Szkoła dam i polityka

 W ostatni poniedziałek oglądaliśmy galowy koncert szkoły, w której uczy się nasza wnuczka.

PLC - Presbyterian Ladies College - KLIK. Internetowa strona szkoły - KLIK.

Jest to jedna z najlepszych szkół w Melbourne.
Klasyfikacja odbywa się na podstawie wyników egzaminów maturalnych, dla PLC wynik środkowy (median) to 95.95%.
Oczywiście nic nie ma za darmo.
Roczna opłata to około A$35,000. Do tego dochodzi wiele opłat dodatkowych, ale to już zmartwienie rodziców.
Szkoła oferuje wyjątkowo bogaty program zajęć dodatkowych - sporty, zajęcia artystyczne.
Odbywają się na doskonale wyposażonych boiskach, halach sportowych, pływalni, salach koncertowych i teatralnych.

Owoce tego ostatniego mogliśmy oglądać na poniedziałkowym koncercie.
Jak przystało na rangę szkoły, koncert odbył się w Hamer Hall, największej sali koncertowej Melbourne.


Wystąpiły dwa chóry i 3 orkiestry. Nasza wnuczka gra na trąbce w orkiestrze instrumentów dętych.

Nie to jest jednak głównym tematem tego wpisu.

Po pierwsze - tytułowe Damy - Ladies.
To już najwyraźniej zmurszała tradycja. We wszystkich przemówieniach były tylko dziewczyny - girls, girls, girls.

Po drugie - Presbyterian.
Chyba wiele uczennic, a na pewno większość rodziców, nie wie co tak dokładnie to słowo znaczy.
Ja zresztą też, ale wiem przynajmniej, że jest to nazwa protestanckiego kościoła, który kilkanaście lat temu stwierdził, że ze względów finansowych lepiej zapomnieć o różnicach doktrynalnych i połączył się z kościołem metodystów w jeden kościół - Uniting Church.
W tym miejscu wspomnę, że zaskoczyło mnie jak wiele razy oficjalni mówcy wspomnieli o chrześcijańskim charakterze szkoły.
Wydaje mi się, że jest to delikatna sugestia, że szkoła jest Żeńska, znaczy dla dziewcząt - kropka.
Myślę że zadowala to oczekiwania rodziców, którzy posyłają do tej szkoły swoje córki.

Po trzecie - rodzice.
Według mnie 75% to osoby pochodzenia chińskiego, 15% - hinduskiego.
Jeśli chodzi o tę pierwszą grupę, to widzę dodatkową motywację - w języku chińskim literę L wymawia się jako R. Czyli jeśli takiego rodzica spyta jego rodak - do jakiej szkoły chodzi twoja córka?
Ten z patriotyczną dumą odpowie - P-R-C - który to skrót oznacza - People's Republic of China (Chińska Republika Ludowa).

Po czwarte - polityka.
Jednym z trzech mówców na koncercie była School Captain - Kapitan Szkoły.
Spojrzałem na nazwisko i...
Przecież to jest córka byłego ministra oświaty, który trzy lata temu rozszedł się z żoną z powodu romansowej afery w pracy. 
Afera nabrała rozgłosu na początku tego roku gdy jego partnerka i podwładna wykonywała służbowy telefon o 5 rano, w łóżku.
Minister tak się zdenerował, że kopnął ją - tak mocno, że wypadła na podłogę.
Córka ministra prezentowała się bardzo dobrze.
Ona nikomu nie pozwoli się wykopać!

Po piąte - Finlandia.
Co ma Finlandia do wiatraka?
To piękny utwór Sibeliusa, który wykonała szkolna orkiestra symfoniczna.
To jest naprawdę wymagający utwór i jestem pod wrażeniem jak dobrze został zagrany.
Tu wykonanie w ramach Promenade Concerts -


Mnie w sposób oczywisty skojarzyło się z głośną sprawą pani Sanny Marin - premiery Finlandii, którą sfilmowano jak uczestniczyła w wykonaniu innego utworu muzycznego.

Kiedyś mówiło się kobieta wino i śpiew, teraz polityka zastąpiła wino.

P.S. Podkreśliłem fakt jednolitej orientacji seksualnej szkoły, ale...
Kilka lat temu absolwentka tej szkoły a wnuczka naszej dobrej znajomej, stwierdziła, że jest mężczyzną.
Na szczęście ukończyła już szkołę co zapewne oszczędziło jej sporo rozterek.
Z drugiej strony zastanawiam się, czy atmosfera szkoły miała jakiś wpływ na jej (dez)orientację.
Odpowiedzi na to pytanie raczej nie poznam.

13 comments:

  1. Podoba mi się ta zasada, za dobre wykształcenie trzeba odpowiednio zapłacić!
    Wisienka na torcie, teraz wystarczy stwierdzić, że jest się tym, kim chce się być(wybór płci).
    W Internecie furorę zrobił film "What is a Woman?" Matta Walsha i prawde mówiąc nikt nie potrafił odpowiedzieć na tak proste pytanie...
    Paradoksalnie duża kasa nie idzie jednak w parze z solidną wiedzą zdobywaną na zachodnich uczelniach. Tam naukowcy nie zajmują się rzeczywistością, tylko bujają w sferach magicznego myślenia-szczęśliwe studenckie lata...
    szczepan

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kosztowne wykształcenie.
      Nie jestem przekonany.
      Dwójka naszych dzieci ukończyła szkoły państwowe.
      Bezpłatne, ale na początku był egzamin wstępny.
      Obie te szkoły (żeńska i męska) osiągały wyniki nauczania w czołówce, bijąc większość kosztownych szkół.
      Ciekawostka, nauczyciel w szkole naszego syna stwierdził - ja w tej szkole mogę nareszcie dzieci uczyć a nie wykonywać zadane instrukcje. W szkole prywatnej główna troska to informować na bieżąco rodziców o wynikach dziecka. Żeby nie mogli mieć pretensji, że nie wiedzieli na co poszły ich pieniądze. Stąd - ciągłe testy i program nauczania nastawiony wyłącznie na zdanie tyych testów.
      W szkole państwowej ja mogę poświęcić czasem całą lekcję na dyskusję z klasą, pozwolić uczniom wypowiedzieć ich opinię.

      Delete
    2. Lechu
      Ja piszę o polskiej rzeczywistości, utalentowani, młodzi ludzie wyjeżdżają na studia zagraniczne. Polskie uczelnie zajmują miejsca w trzeciej setce wg ustalonych światowych rankingów. Jest też niewiele prestiżowych państwowych szkół średnich....
      Jak kogoś stać(w Polsce) to pośle swoje dziecko do szkoły prywatnej. (Za komuny znałem takową, dla dziewcząt- w Elżbietowie k. Niepokalanowa). Nie będę się rozwodził na temat innych możliwości indywidualnej nauki nastolatków, ale cyrk jaki dzieje się wokół wykształcenia(wychowania?) młodego pokolenia, to raczej rozgrywki między politykami, którym najmniej zależy na nauczaniu, a bardziej na rzeźbieniu mentalności, w tym ważną rolę spełnia postkomunistyczny ZNP, itd. Żeby nie rozwijać dalej tematów politycznych, ale głośne były przypadki, gdzie sami studenci decydują czego mają się uczyć, a niewygodnych wykładowców(niepoprawnie myślących) mogli wyrzucać na zbity łeb z uczelni, nie patrząc na ich dorobek naukowy.
      Praktycznie każdy po maturze może iść na studia stacjonarne(np.humanistyczne) bez egzaminów wstępnych, nawet 70-latek, jak mu się nudzi na emeryturze. Dostanie stypendium(za niepełnosprawność), a jak się postara -to i przyznają mu miejsce w akademiku. Tylko się uczyć! Ale, gdzie znaleźć pracę po tych kursach "gotowania na gazie"(młodzi), to już inna historia. To sprawa polityczna.
      szczepan

      Delete
    3. Nie wiem jak jest obecnie, ale polscy studenci niezle sobie radzili na zagranicznych uczelniach. Zawsze bylismy zasciankiem swiata ( uczelnie na 300 pozycji) a jak do czegos dochodzilo to studenciaki pierwsza klasa. Chyba w wiki doczytalam, ze pomiedzy naszym tytulem mgr a zachodnim dr mozna postawic znak rownosci.
      Calkiem mozliwe, ze teraz sie wszystko spierniczylo.

      Delete
    4. @Szczepan - szkoła w Elżbietanowie.
      Ja, w czasach najtwadszego PRL, uczęszczałem do prywatnej szkoły Nazaretanek w Kielcach. Szkoła podstawowa była dla dziewcząt i chłopców chociaż od klasy 4 już w osobnych klasach. Szkoła średnia - tylko dla dziewcząt.
      Ciekawe, że w wyniku "odwilzy" roku 1956, szkołę upaństwowiono.

      Delete
    5. @Ania.
      Nie wiem jak to jest teraz, gdy w roku 1981 zapisywałem córkę do angielskiej szkoły w Kuwejcie (córka nie znała angielskiego, ukończyła 4 klasy podstawówki w Polsce) to powiedzieli mi, że normalnie trzeba 4-6 miesięcy żeby takie dziecko przestawiło się na naukę w angielskojęzycznej szkole, ale z ich doświadczenia z dziećmi z Polski wynika, że już po 6 tygodniach radzą sobie tak samo jak rodowici Anglicy. I tak własnie było.

      Delete
  2. Bardzo ciekawe rzeczy, nie znałam w ogóle specyfiki takiej szkoły, ale skoro Twoja wnuczka pobiera tam edukację, to na pewno jest wszechstronnie uzdolniona, gratulacje!
    jotka

    ReplyDelete
  3. Od poczatku moje wnuki uczeszczaja do prywatnych szkol, tyle ze koedukacyjnych i laickich. U nas jest ich pelno i tez kosztuja majatek. Niemniej warto bo zapewniaja bardzo solidne programy wylapujac przy okazji "talenty" co pozwala danego ucznia docierac w danym uzdolnieniu. Nasz Starszy to komputerowiec wiec siedzi w tym po uszy w dodatku nalezac do kol mlodych programowcow.
    Mlodszy z kolei to artysta i w tym sie doskonali na co mowimy ze kiedys stworza do spolki dobrana pare - jeden bedzie programowal a drugi tworzyl do tego grafike :)
    Przy tym nie przeszkadzaja mi szkoly dla Ladies - gdy patrze na wspolczesne dziewczyny to przydalaby sie im taka szkola. U nas szkoly publiczne to cos nad czym nalezy zalamywac rece, niestety.
    Wnuczce zycze sukcesow.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Trochę zazdroszczę, że wnuki już mają określone konkretne zainteresowania. Nasze jeszcze tego nie wiedzą.

      Delete
  4. Zapomnialam dodac cos co pomoze Ci zrozumiec wysoki procent chinczykow u Was - przygotowywuje na weekend wpis troche spokrewniony tematem i bedzie w nim o Tobie tez.

    ReplyDelete
  5. Jak dla mnie podzial na zenskie i meskie szkoly to tak, jakbym czytala ( ogladala) "Anie z Zielonego Wzgorza", albo "PollyAnne". Sprawa jak z przeszlosci, do tego zmiany plci...
    Znajoma w pracy opowiadala, ze jej corka po nieudanych zwiazkach z mezczyznami wchodzi teraz w zwiazki z kobietami- probuje spelnienia sie na plaszczyznie zwiazku kobieta-kobieta:)
    Teraz wszystko jest mozliwe.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Szkoły żeńskie, sprawa z przeszłości.
      Jednak całkiem aktualna. Badania wykazują, że dziewczęta w takich szkołach osiągają znacznie lepsze wyniki niż w szkołach mieszanych.
      Nie wiem czy ma to wpływ na późniejszy wybór życiowej partnerki/partnera.
      Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że związki jednopłciowe to właściwy kierunek.

      Delete
  6. Wydaje mi się, że Azjaci stawiają edukację ponad wszystko inne i chętnie zaciągną kredyty na edukację dzieci (po czym będą maltretować dzieci w domu godzinami, by się uczyły, grały na instrumentach, chodziły na sztuki walki, malowały i uczyły się trzech języków na raz). To pewnie uwarunkowania kulturowe. Plus większość z tych osób to emigranci i wiedzą, że to właśnie edukacja zapeniła im lepsze życie.
    Co do szkół tylko żeńskich lub tylko męskich, to nie rozumiem tego fenomenu. Dla mnie uczęszczanie do takiej szkoły byłoby najokropniejszą karą na świecie. Byłabym w takiej szkole głęboko nieszczęśliwa. Nawet pracowanie w zespole, gdzie przeważają ilościowo kobiety jest dla mnie męcząca na dłuższą metę. Gdzieś chyba czytałam, że chłopcy lepiej uczą się w szkołach mieszanych, bo chcą zaimponować dziewczynom. Dziewczyny z kolei może lepiej uczą się w szkołach żeńskich- bo z nudów po prostu kują książki na pamięć. Ale czy to przekłąda się na konkretne umiejętności? Nie wiem. Mam wrażenie, że takie izolowanie chłopaków od dziewczyn wzbudza w nich niezdrowe poczucie do buntu i ciekawość tego, co zakazane. Gdyby połączyć wszystkich w jednej szkole, to byliby mniej skłonni sięgać po zakazany owoc, bo po prostu nie byłby zakazany.

    ReplyDelete