Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
Ewangelia św Łukasza 14: 25-33
Już od dość dawna, w moich niedzielnych wpisach, sygnalizuję sprzeczności jakie znajduję w kolejnych Ewangeliach.
Do tego doszły wydarzenia ostatniego tygodnia wspomiane w poprzednim wpisie.
Istotną pociechą jest fakt, że wszystkie te frustracje owocują przedłużonym snem.
Dzięki temu nie zdążyłem na mszę w moim kościele parafialnym i pojechałem do sąsiedniej parafii.
Parafia św Scholastyki - na pierwszy rzut oka prezentuje się bardzo dobrze.
W środku jest trochę gorzej, mam na myśli ilość wiernych.
Kościół jest całkiem przestrzenny, ławki ustawione raczej ciasno. W rezultacie większość ławek zajęta przez jedną osobę.
Wyjątkiem była ławka tuż za mną. Siedziała tam 7 osobowa rodzina, rodzice i 5 dzieci.
Najmłodsza dziewczynka od razu zgarnęła mój egzemplarz biuletynu parafialnego i zaczęła nim mocno hałasować w związku z czym nie dosłyszałem większości kazania.
Na szczęście, po mszy odzyskałem mocno pogięty biuletyn i w domowym zaciszu przeczytałem refleksje przepisane na dzisiejszy dzień.
Słuchając dzisiejszej Ewangelii nie widziałem w niej ładu ni składu - nienawiść do własnej rodziny a zaraz potem nakaz starannego planowania rodzinnego budżetu i na koniec - asekuracyjność w przypadku szykującego się konfliktu.
W ustach księdza, z pochodzenia Chińczyka, który odczytał tekst z biuletynu wszystko to nabrało sensu.
Po pierwsze - stosunek do rodziny i do Boga.
Według księdza użycie słowa nienawiść wynika z ubóstwa języka hebrajskiego, w którym brak jest stopniowania odcieni miłości. Co do tego to nie mam takiej pewności, ale generalnie chodzi o to, że podobnie jak w Dekalogu - Bóg ma być na pierwszej pozycji a rodzice pojawiaja się dopiero w 4 przykazaniu.
Na marginesie wspomnę, że w Dekalogu nie ma wzmianki o miłości, zamiast tego są nakazy uznania pierwszeństwa Boga i oddania szacunku rodzicom.
Po drugie - w kilku poprzednich wystąpieniach Jezus nakłaniał ludzi do oddania wszystkiego biednym. Tym razem nadaje temu właściwą perspektywę - tak jest, pomagajcie biednym, kochajcie ludzi jak siebie samego, ale przecież nie aż tak żeby zabrakło wam środków materialnych na tę miłość.
Tu Jezus używa bardzo przekonującego argumentu - przecież jak roztrwonicie wszystko i nie będzie was stać na porządną egzystencję to staniecie się pośmiewiskiem.
Po trzecie - wiszący nad głową konflikt, siłowa konfrontacja.
W tym momencie chińskie pochodzenie księdza nadały tej sprawie konkretny wymiar.
Przecież on pewnie ma rodzinę w Hong-Kongu.
Przecież chrześcijanie, i inne religie w Chinach, muszą cały czas pilnować żeby nie narazić się władzy.
Przecież w ostatnich miesiącach zaostrzyła się polityka Chin w stosunku do Taiwanu.
Wyznam, że podbudowany na duchu przekazałem swoim sąsiadom w kościele znak pokoju.
Zastosowałeś bardzo szeroki kontekst dla wyjaśnienia sensu kazania.
ReplyDeleteRodzice na 4 pozycji? Ciekawe...
Faktycznie, nawet w tym krótkim fragmencie widać wiele sprzeczności, jeśli oddam wszystko biednym, to sama będę biedna i tak w kółko.
jotka
4 pozycja - tak to wypada w Dekalogu. Te 10 przykazań to 4 nakazy i 6 zakazów - mój wniosek - Autor nie miał zbyt wysokiego mniemania o rodzaju ludzkim.
Deletesprzeczności w religijnych tekstach przez wyznawców uznawanych za "święte" /Biblia, Bhagawadgita, Koran, etc/ to chyba raczej normalna rzecz, w końcu żadna religia nie jest nauką... może nieco więcej logiki można znaleźć w buddyjskich sutrach, ale tu trzeba wziąć pod uwagę, że buddyzm (pierwotny) to właśnie nauka (psychologia), a potem dopiero część ludzi zrobiła zeń religię, wbrew wyraźnym życzeniom Buddhy zresztą...
ReplyDeleteno, i jeszcze dochodzi kwestia tłumaczeń, które co nieco gubią po drodze z pierwotnego zamysłu...
p.jzns :)
W przypadku chrześcijaństwa podstawy są bardzo kruche - ewanagelie i apokryfy nie do końca wyjaśnionego autorstwa. A i one są głównie oparte na relacjach przypadkowych osób. Jednak, dzięki staraniom św Pawła, przypadły do gustu rzymskiemu i greckiemu proletariatowi i po 300 latach stały się religią państwową.
DeleteJak inni blogowicze podchodze do tego realnie - chcacy rozdawac musi sie miec. Przy tym istnieje takie cos jak odpowiedzialnosc za byt wlasnej rodziny.
ReplyDeleteNigdy to rozdawanie nie mialo takiego oblicza jak obecnie - chce zaznaczyc ze nie neguje istnienia rodzin potrzebujacych - iluz zebrzacych u nas na skrzyzowaniach! I na ogol mlodych ludzi, na oko zdrowych i zdolnych do pracy. A miejsca wciaz prosza i informuja o przyjeciach do pracy.
Daje ale nie jestem w tym pochopna, najczesciej zawoze rzeczy do uzywanego sklepu gdzie to ci w zlej sytuacji finansowej moga je kupic za centy. Tym na rogach nie daje bo na ogol jest tak ze pieniedze na zycie dostaja od rzadu a uzebrana gotowke uzywaja na alkohol lub drugs. Tego wspierac nie bede.
Myślę, że w obecnych czasach nikomu nie przychodzą takie pomysły do głowy. Wygłaszający kazanie sugerował, że Jezus zreflektował się, że jego kilkakrotne wezwania żeby wszystko rozdać biednym, mogą przynieść fatalne rezultaty i tym razem chciał to skorygować.
DeleteW obecnych czasach funkcjonuje bardzo rozbudowana opieka społeczna i powody biedy są bardzo różnorodne.
" «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem."
ReplyDeleteTen fragment Nowego Testamentu nigdy mi się nie podobał.
Bo jak można mieć w nienawiści najbliższych
Ale na przykład w Biblii Poznańskiej mamy
"Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a swego ojca i matkę, i żonę, i dzieci, i braci, i siostry, a nawet siebie samego kocha bardziej niż Mnie, nie może być moim uczniem."
Tu już nie ma mowy o nienawiści.
Jest tylko różnicowanie "kochania"
I to jestem w stanie zaakceptować
Zgoda - wezwanie do nienawiści brzmi bardzo nienaturalnie.
DeleteZajrzałem do wikipedii, wymienia 30 angielskich i ponad 15 polskich tłumaczeń Biblii, nie wiem czy któreś (poza Biblią Poznańską) z nich zawiera słowa inne niż nienawiść.
Kwestia akceptacji przez współczesnego czytelnika to już delikatna sprawa gdyż współcześni ludzie potrafią być bardzo kapryśni.
Kapryśni?
DeleteMoże raczej bardziej dociekliwi.
Biblia EiB (chyba przekład literacki)
Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ceni Mnie bardziej niż swego ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, a także bardziej niż swoją duszę, nie może być moim uczniem."
Biblia Ekumeniczna
""Jeżeli ktoś przychodzi do Mnie, a bardziej kocha swojego ojca i matkę, swoją żonę i dzieci, siostry i braci, i swoje życie, nie może być Moim uczniem."
Biblia Lubelska
"Jeżeli kto przychodzi do mnie, a swojego ojca i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, a nawet swojego życia nie miłuje mniej niż mnie, nie może być moim uczniem."
Biblia Paulistów
„Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, lecz bardziej miłuje swego ojca i matkę, żonę i dzieci, braci i siostry, a także swoje życie, nie może być moim uczniem."
" - Jesli ktos przychodzi do Mnie, a swego ojca i matke, i zone, i dzieci, i braci, i siostry, a nawet siebie samego kocha bardziej niz Mnie , nie moze byc moim uczniem. Kto nie dziwga swego krzyza a idzie ze Mna, nie moze byc moim uczniem."
DeleteKsiegarnia Sw. Wojciecha.
Opracowanie ks. Michal Petera i ks. Marian Wolniewicz.
Slowo Boze , to Slowo Boze, ale ... wedlug mnie trzeba patrzec tez na realia zycia Jezusa. Przeciez on nie zyl w jakiejs bance mydlanej. Podlegal obyczajowosci i mowil oraz komunikowal sie z ludzmi o mentalnosci ponad 2000 lat temu. ´
W mentalmosci czlowieka bliskowschodniego rodzina to niesamowita wiez. Co ojciec ( starszyzna) powiedzial to powiedzial i reszta rodziny do starszyzny rodowej musiala sie nagiac. Nie bylo, ze boli- starsi byli wowczas traktowani jak zyciowi medrcy.
Jezus ( o jego Ojcu nie ma wiele w Biblii) wymyka sie z domu. Chodzi i naucza. Staje na rozstajach i glosi cos o Bozej milosci... dolaczaja do niego ludzie, a tu kury gdacza, terminy ciesielskie gonia, pole trzeba obrobic, a on se poszedl... na domiar zlego sasiedzi podsmiewuja sie, ze temu ich Jezusowi, ktorego od malenkosci znali, odbilo. Staje sie przydroznym nauczycielem ( dosc powszechna sprawa w tamtych czasach i tamtejszej kulturze owi nauczyciele wedrujacy od miasta do miasta i prorokujacy- wyglaszajacy swoje swiete nauki). Klub rodzinny przedyskutowal i oglosil, ze nalezy Go do domu zapowrocic. Wysylaja matke Jezusa i starszych kuzynow, czy tez braci aby Jezusa do domu przyprowadzili. Przychodza. Widza tlumy luda, Ktos donosi Jezusowi, ze matka i bracia stoja na zewnatrz, a on (?). A on wyglosil wtedy nauke, ze : "Ktoz jest moja matka, ktoz jest moimi bracmi..."
Totalnie ich , mowiac wspolczesnie, olal. Niepojete, zachowanie bez szacunku wobec starszyzny. Kto kocha bardziej ojca i matke, i braci i ... nie moze byc Jezusowy. Nauczyciel podniosl range wiezow duchowych - powiazania duchowego pomiedzy ludzmi, a nie wiezow krwi. Wspolnota duchowa wazniejsza, niz wspolnota powiazan biologicznych.
Bardzo przemawia do mnie ta interpretacja, dziękuję.
DeleteTak jest, Jezus porzucił swoją rodzinę i otoczenie.
Przypomnę, że gdy odwiedził Nazater żeby tam nauczać to miejscowi chcieli Go zrzucić z występu góry (Łukasz 4: 28-30).
W tym wystąpieniu Jezus ostrzega swoich ewentualnych naśladowców przed konsekwencjami.
Dokladnie Lechu, bo nie bylo latwym ( na tamte realia) odciac sie od wiezow rodzinnych. Od zobowiazan wobec bliskich. Musialo sie zyc pod dyktando rodziny, a tu ups... Jezus i ci idacy za nim to porzucaja. Rozczarowuja rodziny. Przynosza jej zaklopotanie ,albo wstyd. Jak teraz powiedziec na wiosce, ze syn stal sie filozofem ( wedrownym nauczycielem... fifarafa) skoro to prosty rybak byl ?
DeleteTo tak, jak wspolczesnie ojciec marzy aby corka zostala lekarzem, a ona idzie na akademie sztuk pieknych.
Teraz to owe dylematy i wybory dzieci nie sa az tak bolesne i byc moze nie druzgocza rodzinnych planow, ale bywa ze tez rozczarowuja i zawodza starszych.
A to co zrobil Jezus to niewatpliwie zlamalo serca jego bliskich.
Moze nie na skalen Jezusa, ale... przechodzilam cos podobnego we wlasnym domu. Matka myslala, ze poprzez to, iz sie nawrocilam i zaczelam chodzic do kosciola straci mnie. I walczyla o swoje. Bala sie jak nic... a w ogole powiedzenie w domu cos niezgodnego z ich sposobem pojmowania spraw powodowalo lawine oburzen, ze nie bedzie tu ktos komu ona ( matka) gila pod nosem wycierala, ktos komu ona pieluchy zmieniala i wie , ze to nie byly swiete odchody mowil jej cokolwiek o zyciu i wierze.
Mysle, ze podobnie mial Jezus w swej drodze. W tamtych czasach bylo jeszcze ostrzej na lini rodzina i wlasne wybory.
Chcieli go ze skaly zrzucic bo we wlasnym domu ( wspolnocie wioskowej) nikt nie bedzie pouczal ojca , jak dzieci ma robic.
Przeciez to ten Jezus, ktory beczal jako maluch kiedy sie przewrocil... ktoremu matka nie raz nos obcierala rabkiem sukni bo byl zakatarzony... i on nagle gawedzi swoim nauki o Bozej milosci zamiast zabrac sie za porzadna robote?
To ja tak ogólnie napiszę....
ReplyDeleteNie jest dobrze jak się za bardzo myśli i roztrząsa ważne sprawy....
Hmmm... pewnie masz rację, ale z drugiej strony - w obecnych czasach, dla kogo ważną sprawą są nauki Jezusa? Ci, którzy mocno wierzą, raczej takich kwestii nie roztrząsają.
DeleteW literaturze żydowskiej bardzo często spotyka się figurę literacką zwaną hiperbolą. Ewangeliczny fragment o "nienawiści rodziców" to moim zdaniem typowy jej przykład. Czyż nie ma tego także np w "Opowieściach chasydów" Martina Bubera?
ReplyDeleteDzisiejszy człowiek tej semickiej figury niestety nie rozumie. Wszystko chciałby traktować dosłownie. Zbyt dosłownie;-)
Bardzo ucieszyło mnie, że jeszcze tu zaglądasz, a jeszcze bardziej, że po długiej przerwie można również zajrzeć na Twoje podwórko, a raczej taras.
DeleteHiperbola literacka... nie jestem pewien czy to się odnosi do publicznych występów Jezusa, wszak on przemawiał do przypadkowego tłumu prostych ludzi.
Bardzo podoba mi się wyjaśnienie Ani w komentarzu nieco wyżej - Jezus porzucił swoich rodziców, zyskał sobie przez to niechęć swoich byłych sąsiadów i znajomych, tutaj dzieli się ze słuchaczami swoim własnym doświadczeniem.
Ania tłumaczy to w sposób bardzo interesujący i właściwie opowiada dokładnie o ...hiperboli;-) Zwłaszcza gdy pisze o "podnoszeniu rangi więzów duchowych".
DeletePrawda, Jezus mówił do prostych ludzi, jednak wówczas oni świetnie go rozumieli. Znali ten sposób obrazowania i argumentacji. Tym posługiwali się na co dzień ich rabini. Zresztą jeszcze w średniowieczu u nas byli też bardowie, którzy w poetycki (bardzo niedosłowny) sposób przedstawiali rzeczywistość. To dzisiejszy człowiek ma z tym problem;-)
Ceramik
DeleteWspolczesny czlowiek ma z tym problem bo bierze Slowo jako Slowo i bach... a przeciez to nie byly slowa wypowiadane w proznie tylko te wypowiedzi byly sprowokowane konkretnymi sytuacjami zyciowymi i tym jak owi ludzie dawniej byli zorganizowani w zyciu codziennym. Mowiac prosciej tym, jak zyli. Nie da sie wspolczesnemu zrozumiec w pelni Slow Jezusa bez interpretacji jego realiow, codziennosci, w ktorej wzrastal.
A ja miewalam tak, ze z kims z kim duchowo bylo mi po drodze czulam blizsza wiez, niz z kuzynami, czy z siostrami, z ktorymi wiazalo mnie pokrewienstwo biologiczne.
@Asenata - dziękuję za tak bogaty zbiór cytatów. Na marginesie wyznam, że nieco przestraszyła mnie ta ilość tłumaczeń - kto za to płaci?
ReplyDeleteJakoś trudno mi uwierzyć żeby ludzie masowo kupowali coraz to nowsze tłuaczenia Biblii.