Blogowałem już na ten temat ale sporo lat temu, mam nadzieję że jeśli ktoś czyta to drugi raz to mi wybaczy tę powtórkę.
Dzisiaj niedziela - 8 minut 37 sekund - to za krótko na kazanie, ale wynalazłem dwie inne okazje: projekcję filmu Oppenheimer oraz rocznicę (78) zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę - KLIK.
8' 37" to tytuł utworu muzycznego skomponowanego przez Krzysztofa Pendereckiego w 1960 roku.
Tytuł utworu nie był nowatorski. 8 lat wcześniej John Cage "skomponował" utwór pod tytułem 4'33'' (4 minuty 33 sekundy). Słowo skomponował napisałem w cudzysłowie gdyż utwór ten to absolutna cisza.
Jest to więc muzyczna wersja bajki Nowe szaty króla. Jednak jak dotąd nikt nie zawołał w trakcie wykonywania utworu - król jest nagi!
Być może działa maksyma Jerzego Waldorfa - muzyka łagodzi obyczaje.
Utwór można obejrzeć TUTAJ.
John Cage nie jest jednak hochsztaplerem, jego rozważania na temat muzyki są ciekawe i poważne, patrz TUTAJ, ale dziś będzie o Pendereckim.
Krzysztof Penderecki darzył Johna Cage dużym uznaniem i chyba zgadzał się z jego wypowiedzią: muzyka jest bezcelową zabawą, afirmacją życia. Nie jest usiłowaniem wprowadzenia porządku w chaosie czy naprawy dzieła stworzenia. Jest po prostu sposobem przebudzenia się na życie, którym żyjemy.
W praktyce oznaczało to eksperymenty muzyczne, między innymi sonoryzm - wymyślony przez polskich kompozytorów kierunek muzyczny, w którym istotą jest dźwięk. Nie ma rytmu, melodii, tylko dźwięk, jak kolorowe plamy na abstrakcyjnym obrazie. Więcej na ten temat tutaj - KLIK.
Właśnie takim eksperymentem miał być utwór 8'37''.
Krzysztof Penderecki komponował go w laboratorium, na sprzęcie elektronicznym. Na szczęście w tamtych czasach działalność twórcza nie była zbyt ograniczana limitami finansowymi w związku z czym Penderecki miał możliwość wysłuchania swojego utworu w wykonaniu orkiestry symfonicznej - 52 instrumenty smyczkowe.
Wysłuchał i był wstrząśnięty. Zmienił tytuł utworu na Tren pamięci ofiar Hiroszimy.
Moja niedzielna refleksja:
Doświadczenie Pendereckiego wydało mi się bardzo znamienne. Pomyślałem, że może właśnie tak samo dzieje się we wszechświecie.
Bóg robi eksperymenty w swoim niebiańskim laboratorium a na Ziemi orkiestra licząca ponad 7 miliardów artystów wykonuje ten utwór.
Efekt jest rzeczywiście wstrząsający.
Wróćmy lepiej do K. Pendereckiego. Tren pamięci ofiar Hiroszimy został po raz pierwszy wykonany w 1960 roku i zapoczątkował błyskotliwą karierę kompozytora.
Ja wysłuchałem tego utworu w roku 1962. Było to moje pierwsze spotkanie z muzyka awangardową i z jednej strony było szokiem - czy to jest muzyka? Z drugiej jednak strony dotykało to znanych mi strun - alarm przeciwbombowy, tupot stóp ludzi zdążających do schronu, daleki odgłos zbliżającego się samolotu. Pamiętałem jak przez mglę noce spędzone w schronie, pamiętałem wyraźnie opowieści mojej matki o bombardowaniach.
Jeszcze jedno...
Wspomniałem, że w muzyce sonorycznej nie ma rytmu, melodii. Zapis muzyczny przypomina techniczne wykresy.
Dlatego załączam tutaj animację Trenu.
Mnie kojarzy się ona nie tyle z bombą atomowa, ale z atakiem wirusów. - KLIK.
Czyli temat wciąż aktualny.
John Cage nie jest jednak hochsztaplerem, jego rozważania na temat muzyki są ciekawe i poważne, patrz TUTAJ, ale dziś będzie o Pendereckim.
Krzysztof Penderecki darzył Johna Cage dużym uznaniem i chyba zgadzał się z jego wypowiedzią: muzyka jest bezcelową zabawą, afirmacją życia. Nie jest usiłowaniem wprowadzenia porządku w chaosie czy naprawy dzieła stworzenia. Jest po prostu sposobem przebudzenia się na życie, którym żyjemy.
W praktyce oznaczało to eksperymenty muzyczne, między innymi sonoryzm - wymyślony przez polskich kompozytorów kierunek muzyczny, w którym istotą jest dźwięk. Nie ma rytmu, melodii, tylko dźwięk, jak kolorowe plamy na abstrakcyjnym obrazie. Więcej na ten temat tutaj - KLIK.
Właśnie takim eksperymentem miał być utwór 8'37''.
Krzysztof Penderecki komponował go w laboratorium, na sprzęcie elektronicznym. Na szczęście w tamtych czasach działalność twórcza nie była zbyt ograniczana limitami finansowymi w związku z czym Penderecki miał możliwość wysłuchania swojego utworu w wykonaniu orkiestry symfonicznej - 52 instrumenty smyczkowe.
Wysłuchał i był wstrząśnięty. Zmienił tytuł utworu na Tren pamięci ofiar Hiroszimy.
Moja niedzielna refleksja:
Doświadczenie Pendereckiego wydało mi się bardzo znamienne. Pomyślałem, że może właśnie tak samo dzieje się we wszechświecie.
Bóg robi eksperymenty w swoim niebiańskim laboratorium a na Ziemi orkiestra licząca ponad 7 miliardów artystów wykonuje ten utwór.
Efekt jest rzeczywiście wstrząsający.
Wróćmy lepiej do K. Pendereckiego. Tren pamięci ofiar Hiroszimy został po raz pierwszy wykonany w 1960 roku i zapoczątkował błyskotliwą karierę kompozytora.
Ja wysłuchałem tego utworu w roku 1962. Było to moje pierwsze spotkanie z muzyka awangardową i z jednej strony było szokiem - czy to jest muzyka? Z drugiej jednak strony dotykało to znanych mi strun - alarm przeciwbombowy, tupot stóp ludzi zdążających do schronu, daleki odgłos zbliżającego się samolotu. Pamiętałem jak przez mglę noce spędzone w schronie, pamiętałem wyraźnie opowieści mojej matki o bombardowaniach.
Jeszcze jedno...
Wspomniałem, że w muzyce sonorycznej nie ma rytmu, melodii. Zapis muzyczny przypomina techniczne wykresy.
Dlatego załączam tutaj animację Trenu.
Mnie kojarzy się ona nie tyle z bombą atomowa, ale z atakiem wirusów. - KLIK.
Czyli temat wciąż aktualny.
Witaj Lechu!
ReplyDeletePrzede wszystkim wyrazy uznania za tak wspaniałe "kazanie".
Przeczytałam je uważnie włącznie z "klikami" I wysłuchalam słynnego utworu Krxysztofa Pendereckiego.
Nie był mi ten utwór obcy bo tak się składa że ten muzyk o ktorym Ci wspominałam /czyli mój szwagier/ wręcz zmuszał mnie do jego wysłuchania. Wtedy mi się ten utwór nie bardzo podobał.Byl dla mnie po prostu za trudny podobnie jak cała muzyka Pendereckiego.
Ale teraz uważam że jest genialny
A ten sonsoryzm - jak wiesz najlepiej i co zostało potwierdzone - uprawiało wielu polskich wybitnych kompozytorów.
A sam utwór i mnie kojarzy się z atakiem wirusów ...ale to chyba tylko pobożne życzenie. Bo jednak wirusy wydają mi się łatwiejsze do pokonania.
A może się mylę?
Stokrotka
Cieszę się że muzyka Ci się podobała.
DeleteWirusy, jak większość zjawisk natury, dają przynajmniej człowiekowi jakąś szansę. Broń nuklearna, wymysł człowieka, już nie.
Trudno mi ten wpis i poprzedni tez, komentowac gdyz nie znam wspomnianych kompozytorow i iich utworow. Pandereckiego slyszalam kilka razy ale okazal sie nie w moim guscie wiec omijam. Doceniam wszelka muzyke, kompozycje ale nie kazda lubie. Ona musi sie jakos zgrywac z psychika danego czlowieka a nie kazda jedna to czyni.
ReplyDeleteNatomiast po wieloletnich walkach z sama soba wreszcie zdecydowalam kto jest lepszy ( z dwoch najwspanialszych wedlug mnie) - Mozart czy Beethoven ? Duzo mnie kosztowalo ale stanelo na Beethovenie o czym przewazyl fakt iz zyl troszke wczesniej co zrobilo go prekursorem wspanialych koncertow i symfonii. To byla ciezka decyzja , jakby ktos mi kazal wybrac miedzy jednym dzieckiem a drugim. Dlaczego mi przyszlo do glowy to nie wiem :(
Zgadzam się, że odbiór muzyki to sprawa bardzo indywidualna.
DeleteZ tego samego względu z dystansem traktuję wszelkie klasyfikacje - który kompozytor, który utwór, lepszy.
Jednak jest to życzliwy dystans, wszak sam to donoszę jak biorę udział w coraz to nowym plebiscycie na ulubiony instrument/utwór/kompozytora.
Jeśli chodzi o rywalizację Mozart - Beethoven, to po pierwsze drobne sprostowanie - Beethoven żył ponad 20 lat później z czego wynika częściowo jego większa popularność. Gdyż, po drugie, komponował w czasach gdy styl symfonii klasycznej zapoczątkowany przez Stamitza został ostatecznie ugruntowany przez Haydna i Mozarta. A po trzecie - Beethoven miał wreszcie do dyspozycji fortepian o możliwościach jakich oczekuje dzisiejszy słuchacz. Mozart musiał borykać się z wieloma ograniczeniami.
Przy okazji - dawno, dawno temu, na plakacie anonsującym jakiś koncert symfoniczny ktoś dopisał:
Trzy wielkie B - Bach, Beethoven, Berlioz. Wszyscy inni są kretynami.
A ktoś inny dopisał:
Trzy wielkie M - Mendelsohn, Meyerber, Moszkowski. Wszyscy inni są chrześcijanami.
Wysluchalam tego utworu Krzysztofa Pendereckiego. Przerazajace, w zasadzie w bolu wysluchalam, utwor ku pamieci ofiar Hiroszimy musi bolec. Tak K. Penderecki slawny jest w swiecie, kiedys troche sluchalam, ale tego utworu raczej nie, nie pamietam.
ReplyDeletePełna zgoda - ten utwór boli.
DeleteInna rzecz, że... co by było gdyby Penderecki pozostał przy roboczej nazwie - 8'37'' - czy ten utwór zyskałby taką sławę?
Z utworów Pendereckiego duże wrażenie robi na mnie Pasja wg św Łukasza.