Friday, August 29, 2025

Dzień targowy

 Mam przynajmniej dwa takie dni w tygodniu, znaczy rutyna, ale dzisiaj spotkało mnie zaskoczenie...


Główne stoisko warzywno-owocowe zamknięte - zbankrutował - wyjaśniła pani prowadząca stoisko z orzechami.

Rzeczywiście, już od dwóch tygodni zauważyłem zmniejszoną ilość klientów... również i ja nie byłem zbyt lojalny - porównywałem ceny i jakość w innych sklepach i czasem korzystałem z usług konkurencji.

Najbardziej oczywisty był warzywniak w najbliższej okolicy, chiński...
Nie chodzi o to, że prowadzą go Chińczycy - gdy wchodziłem do środka czułem zdecydowanie, że jestem w obcym kraju, zapewne w Chinach - półki zastawione towarami - w 99% przypadków nie wiem co to jest ani jak to się je... to znaczy je się zapewne pałeczkami.
Obsługa wydaje się mnie nie zauważać - przestawiają pudła z towarami, co raz im się coś rozsypie, coś zaczepi. Zamiatają śmieci z wielkim rozmachem - może i mnie chcieliby wymieść?
Kasjerki bardzo bezceremonialne, coś krzyczą do obsługi sklepu, bez słowa pokazują mi cenę wyświetloną na ekranie. Płacę im gotówką, wolę pozostać anonimowy.

Właśnie skończyłem czytać książkę - All that's Left Unsaid - Wszystko co pozostało niedopowiedziane - autorka - Tracey Lien - Australijka wietnamskiego pochodzenia.
Wyznam, że mocno poruszyła mnie ta książka... właściwie nie powinna poruszyć.
To lektura mojego kółka książkowego, już chyba czwarta książka za każdym razem innej azjatyckiej autorki, trzech poprzednich nie miałem cierpliwości przeczytać.
Tym razem było odwrotnie - ja się autentycznie przestraszyłem... właściwie nie wiem czego - nieludzkich relacji rodzinnych? rasizmu w szkole? okrucieństwa w środowisku handlarzy narkotyków?
Po prostu - nie chciałem się dowiedzieć tego co zostało niedopowiedziane.
Coś podobnego odczuwam w tym chińskim sklepie.

Muzyka, której słuchałem w samochodzie dobrze kontrastowała z moimi sklepowymi wrażeniami - Polka kompozycji Alfreda Schnittke - KLIK.

Zmiana nastroju... zamknięty warzywniak zdopingował mnie do wizyty w pobliskim centrum handlowym, które jakoś nigdy nie było mi po drodze.
A więc - skok w bok - nowe osiedle wybudowane w miejscu byłego kamieniołomu...



Pusto, głucho...
Wchodzę na dach gdzie znajduje się komunalny ogród...



Zaglądam do sklepów - również pustka.
Na placu zabaw kilka matek z dziećmi, większość Azjatki.

Stoisko serwujące sushi...


Dwie ruchome taśmy, na których krążą pojemniczki z sushi, ani jednego klienta.
Zastanawiam się - kiedy sztuczna inteligencja osiągnie taki poziom, że.... poczuje apetyt?

28 comments:

  1. Futurystyczne wizje dawnych filmów i książek się spełniają.
    Mnie tak przeraziła islandzka książka Wyspa Sigridur Björnsdottir. Też między innymi na temat emigracji i nagłego odosobnienia Islandii.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak jest, chociaż w przypadku Australii - to było jej przeznaczenie - miejsce do migracji z wszystkich stron świata.

      Delete
  2. Osiedle widmo? Ciekawostka! A wszystko wygląda bardzo na bardzo zadbane. Restauracja jak laboratorium.
    Plajta stoiska, to pewnie wina konkurencji, niestety wszyscy patrzą na ceny. Ostatnio rzadko chadzam na targowisko, bo ceny wysokie, a jakość różna, czasami przemycą cos nieświeżego i nie mam zaufania do wagi...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestem pewien, że wszystkie mieszkania są zamieszkałe, lokatorzy pojechali do pracy.
      Konkurencja - trudno mi zrozumieć jak tyle ogromnych sklepów spożywczych może egzystować na niezbyt wielkim terenie. W promieniu 5 km od naszego domu znajdują się - 4 supermarkety Woolworths, 4 supermarkety Coles, 5 mniejszych supermarketów, 4 sklepy warzywne...

      Delete
  3. A ja się zachwycę Twoją relacją ze "zwykłego" dnia targowego...
    Tylu tu niedomówień a nawet ...pewnego rodzaju tajemnic...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Masz rację, często mam wrażenie, że jestem w krainie czarów :)

      Delete
  4. Bardzo dziwnie i nie ciekawie sie u Ciebie dzieje a moze moja "innosc" wzmaga kontrast bo moje sklepy przepchane towarami, czy to spozywcze czy inne. Ciagla sie dziwie ilosci, swiezosci, rozmaitosci a takze zastanawiam jak to przejemy, ile sie z tego zmarnuje?
    Mam cos nowego do przechwalki - oprocz polskiego sklepu ktorego zdjecia widziales i wiesz jaki zasobny od znajomego corki dowiedzielismy sie o sklepie pod nazwa Euroland prowadzacym sprzedaz towarow spozywczych z Europy. Sprawdzialam ich strone internetowa - faktycznie maja pozywienie z wielu europejskich krajow w tym z Polski a sam sklep jest rozmiaru boiska footbolowego i miesci sie 10 minut od mojego mieszkania. Wybieram sie go zwiedzic w niedziele bo corka i ziec tez sa ciekawi . Najbardziej bym chciala zeby mieli smaczny, chrupiacy chleb bo polskie wedliny moge kupic w tym polskim sklepie.


    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziwnie?
      Nasze sklepy spożywcze są również przepchane towarami - jak na całym "cywilizowanym" świecie.
      Życzę powodzenia na niedzielnych zakupach.

      Delete
    2. Dziwne Lechu skoro wciaz widac jak drobne interesy plajtuja, prowadzenie ich robi sie nieoplacalne. Widoczne jest to zwlaszcza od czasu pandemii - wiec dla ludzi nie powinno byc zaskakujacym faktem ze giganty niszcza maluczkich.

      Delete
    3. Wielki eliminuje małego - to smutne, ale nie ma w tym nic dziwnego.

      Delete
  5. Ciekawe spostrzeżenia... rynek handlu zmienia się szybko, czasami mam wrażenie, że wręcz z dnia na dzień, gdy mieszkałam w mieście, miałam na ulicy osiedlowy sklepik, w którym nieraz wolałam robić zakupy niż iść do większego supermarketu, który w przeciągu krótkiego czasu istnienia trzy razy zmieniał nazwę i właściciela; teraz mam na wsi dwa sklepy w odległości 100 metrów, oba małe, ale zapchane po brzegi; czy tam jest wszystko? Bo ja wiem? w zasadzie tak... spożywczo-przemysłowe, są i warzywa, i przedmioty kuchenne, i trutka na myszy, codziennie świeże pieczywo z kilku piekarni... w jednym nawet alkohole

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rynek handlu - w Australii, już w chwili naszego przyjazdu, był zdominowany przez wielkie supermarkety. Dominacja wzrosła gdy zezwolono na całodobową pracę sklepów w soboty i niedziele - małe, rodzinne, sklepiki nie mogły dotrzymać kroku i zniknęły.

      Delete
  6. Chyba ludzie powoli przestali wydawać pieniaze, albo w ogóle wychodzić. W sumie modne się też zrobiło house-sitting, zamiast wynajmowanie mieszkania. Nie wiem, jak ludzie siedzą tak cały czas na walizkach byle tylko zaoszczędzić. Smutne ekonomicznie czasy.
    Też zaczynam zauważać totalną dominację Azji w Sydney. Często jestem jedyną białą osobą na swoich zajęciach z kółka, albo w windzie w moim 26piętrowym wieżowcu :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wydawanie pieniędzy - internet podaje - lipiec - inflacja wzrosła do 2.8%, akcje Woollwortha poważnie spadły bo mocno obniżył ceny., ale w sumie firma trzyma się dobrze.
      Rynek mieszkaniowy to inna sprawa - trudno mi sobie wyobrazić budżet osób wynajmujących mieszkania.
      Azjaci w Sydney - akcja książki, którą wspomniałem we wpisie rozgrywa się w dzielnicy Cabramatta w Sydney.

      Delete
  7. Potrafisz uchwycić zwyczajność, która nagle staje się zaskakująca. Sztuczna inteligencja może kiedyś zgłodnieje, ale na pewno nie będzie umiała tak smakować codzienności jak Ty.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Smakować codzienność - przywilej bezużytecznego staruszka.
      Tym razem miałem na myśli fizyczny głód, apetyt, jedzenie i jego skutki - dopiero wtedy AI lepiej zrozumie ludzkie uczucia.

      Delete
  8. No i co będziesz jadł skoro wszędzie pusto lub nieprzyjaźnie?
    Możesz mi pozazdrościć pobliskiego bazaru owocowo warzywnego. Obfitość towaru bije po oczach. Dominują pomidory rozmaitych odmian, ale już mają konkurencję ze strony papryk także w wielu kolorach i fasonach. Warzywny raj na niewielkim placyku:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Co by tu zjeść? Co by tu zjeść?
      Oto jest pytanie.
      Lodówka pełna, trudno się zdecydować, ale... masz rację, te wszystkie produkty z supermarketów i superbazarów nie umywają się do świeżych warzyw i owoców na bazarze w Polsce.
      Nie wspomnę nawet, że tutaj nieznane są agrest, porzeczki, kwaśne wiśnie, poziomki...

      Delete
  9. Wydaje się nieprawdopodobne, że w ogólnym światowym dobrobycie ludzie(dzieci)umierają z głodu...
    Agrest? To kiwi.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Światowy dobrobyt - nie jest równomierny - wiele krajów Afryki cierpi głód.
      A do tego dochodzą wojny...

      Delete
  10. Stoisko warzywno-owocowe zbankrutowało, a z orzechami trzyma się...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie znam przyczyn bankructwa, inne targowiska warzywne w okolicy jakoś się trzymają.
      Stoisko z orzechami to jednak dużo prostsza sprawa, one mogą dłużej leżeć w słoikach a jarzyny po 3 dniach wyraźnie tracą wartość.

      Delete
  11. Cześć, szkoda że stoisko zbankrutowało. Jednak nie ma szans w konkurencji między rolnikiem a siecią supermarketów. Jakość inna, ale cena trochę też. Pozdrowienia!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Droga od rolnika do targu warzywnego w centrum Melbourne jest w Australii dość długa.
      Nie zauważam istotnych różnic w jakości ani cenie między supermarketem a targiem.

      Delete
  12. Niech to azjatyckie jedzenie pożre sztuczna inteligencja, bo do jedzenia dla ludzi to się kompletnie nie nadaje.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, to ja chyba zAzja-ciałem-a-może-i-duchem już w Polsce, 50 lat temu, bo polubiłem chop suey i temu podobne.

      Delete
  13. Czyżby i w Australii supermarkety wypierały małe sklepiki i stoiska. Pozdrawiam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście - tutaj to zupełnie naturalne - rolnictwo Australii bazuje na ogromnych farmach, dziesiątki/setki tysięcy hektarów. Taki farmer nie ma czasu ani głowy na transakcje z małymi sklepami.

      Delete