Powiedziałam coś w tym tonie, kiedyś, kiedy byłam rozdrażniona, bo książe trzymał go długo w oczekiwaniu na audiencję, ale - co zdarzało się bardzo rzadko - był bardzo na mnie zagniewany za to co powiedziałam. Uważał, że dziedziczny Wielki Książe ma dziedziczne prawo trzymać go w oczekiwaniu... że podstawy społeczeństwa i cywilizacji spoczywają na porządku i boskim prawie władców do sprawowania władzy.
Esther Meynell - The little chronicle of Magdalena Bach - London 1925 - KLIK.
Anna Magdalena Bach nie napisała Małej Kroniki, wymyśliła ją Esther Meynell w 1925 roku. W książce zebrała bardzo dużo informacji na temat Jana Sebastiana Bacha i zredagowała je w formie wspomnień jego żony.
Według mnie zrobiła to bardzo dobrze. Książkę czyta się podobnie jak słucha się muzyki Bacha. Tytuł książki to oczywiście parafraza tytułu Little Notebook of Anna Magdalena Bach - napisany przez Bacha zbiór łatwych utworów fortepianowych.
Tylko te pierwsze słowa - "uznając, że Sebastian jest dużo mądrzejszy niż ja". Podporządkowanie kobiety mężczyźnie. Kompozycyjnie jest to dobrze zgrane w wielką osobowością kompozytora, który jednocześnie uznawał autorytet osób stojących wyżej od niego na szczeblach władzy.
Ale oczywiście moje zdanie, zdanie mężczyzny, nie jest miarodajne. Na internecie napotkałem tylko opinie czytelniczek i oczywiście wszystkie były lekko negatywne.
Po pierwsze, ku mojemu zaskoczeniu, książka została kilka lat temu wznowiona. Ku zaskoczeniu właśnie ze względu na ten kobiecy dylemat. Mój egzemplarz pochodzi z oryginalnego nakładu z 1925 roku. W tamtych latach książka cieszyła sie dużą popularnością. W Niemczech sprzedano od reki 30,000 egzemplarzy. Ale teraz?
Po drugie, jedna ze współczesnych nam recenzentek zauważyła z pewnym przekąsem, że chyba panuje moda na pisanie książek o partnerkach sławnych mężczyzn. Jako jeden z przykładów podała książkę Mrs Engels, o której pisałem tutaj w październiku. No proszę - okazuje się, że nadążam za modami literackimi.
Po trzecie - recenzentka żali się, że z książki nie dowiedziała się niczego o życiu Anny Magdaleny Bach (podobnie jak z książki o pani Engels nie dowiedziała się niczego o życiu Lizzie Burns).
Oczywiście, że się nie dowiedziała, bo żadne informacje o tym życiu nie zostały zachowane. Wyczuwam w tym lekką pretensję do autorki - no to trzeba było wymyślić.
Po czwarte - najważniejsze i najbardziej oczywiste - recenzentkę nudzi (pewnie raczej drażni) to dobrowolne podporządkowanie.
Rozumiem to, ale nie podzielam. Oczywiście ja podporządkowuje się tylko muzyce.
Według mnie zrobiła to bardzo dobrze. Książkę czyta się podobnie jak słucha się muzyki Bacha. Tytuł książki to oczywiście parafraza tytułu Little Notebook of Anna Magdalena Bach - napisany przez Bacha zbiór łatwych utworów fortepianowych.
Tylko te pierwsze słowa - "uznając, że Sebastian jest dużo mądrzejszy niż ja". Podporządkowanie kobiety mężczyźnie. Kompozycyjnie jest to dobrze zgrane w wielką osobowością kompozytora, który jednocześnie uznawał autorytet osób stojących wyżej od niego na szczeblach władzy.
Ale oczywiście moje zdanie, zdanie mężczyzny, nie jest miarodajne. Na internecie napotkałem tylko opinie czytelniczek i oczywiście wszystkie były lekko negatywne.
Po pierwsze, ku mojemu zaskoczeniu, książka została kilka lat temu wznowiona. Ku zaskoczeniu właśnie ze względu na ten kobiecy dylemat. Mój egzemplarz pochodzi z oryginalnego nakładu z 1925 roku. W tamtych latach książka cieszyła sie dużą popularnością. W Niemczech sprzedano od reki 30,000 egzemplarzy. Ale teraz?
Po drugie, jedna ze współczesnych nam recenzentek zauważyła z pewnym przekąsem, że chyba panuje moda na pisanie książek o partnerkach sławnych mężczyzn. Jako jeden z przykładów podała książkę Mrs Engels, o której pisałem tutaj w październiku. No proszę - okazuje się, że nadążam za modami literackimi.
Po trzecie - recenzentka żali się, że z książki nie dowiedziała się niczego o życiu Anny Magdaleny Bach (podobnie jak z książki o pani Engels nie dowiedziała się niczego o życiu Lizzie Burns).
Oczywiście, że się nie dowiedziała, bo żadne informacje o tym życiu nie zostały zachowane. Wyczuwam w tym lekką pretensję do autorki - no to trzeba było wymyślić.
Po czwarte - najważniejsze i najbardziej oczywiste - recenzentkę nudzi (pewnie raczej drażni) to dobrowolne podporządkowanie.
Rozumiem to, ale nie podzielam. Oczywiście ja podporządkowuje się tylko muzyce.
Tutaj menuet z Zeszytu Muzycznego Anny Magdaleny Bach - KLIK.
Dla mnie dodatkowo miły gdyż był pierwszy utwór J.S.Bacha, którego nauczyłem się grać jakieś 25 lat temu, gdy, już całkiem dorosły, zacząłem uczyć się grać na pianinie.
Poniżej strona tytułowa wspomnianego wyżej Zeszytu...
Public Domain, Link
PS. Wszystko co wiemy o Annie Magdalenie Bach jest tutaj - KLIK.
Dla mnie dodatkowo miły gdyż był pierwszy utwór J.S.Bacha, którego nauczyłem się grać jakieś 25 lat temu, gdy, już całkiem dorosły, zacząłem uczyć się grać na pianinie.
Poniżej strona tytułowa wspomnianego wyżej Zeszytu...
PS. Wszystko co wiemy o Annie Magdalenie Bach jest tutaj - KLIK.
Gdy się żyje z wielkim człowiekiem, to albo mu się podporządkowuje, albo się od niego odchodzi. Tak było, jest i będzie. Wystarczy przeczytać książkę ostatniej partnerki (żony?) Tadeusza Łomnickiego. Pewne typy tak po prostu mają. I to nie kwestia płci.
ReplyDeleteTo był XVIII wiek, wtedy kobieta nie mogła odejść od męża, nieważne wielki czy niewielki.
DeleteKsiążka przedstawia J.S. Bacha jako bardzo dobrego męża i ojca. Oczywiście nie ma na to żadnych dowodów, ale jestem przekonany, że właśnie tak było.