Sunday, July 12, 2020

Niedzielne wahadło

W ostatnich dniach u nas zawir(US)owało.
Jeszcze tydzień temu przypadki zakażeń były tak nieliczne, że władze mocno zredukowały pandemiczne restrykcje. W trzech stanach od kilku miesięcy nie było ani jednego przypadku, w dwóch stanach o największym zaludnieniu przypadki były bardzo nieliczne.
Wystarczyła jednak jedna niedziela wolności (5 lipca) i ilość zakażeń w rejonie Melbourne przekroczyła setkę. Od czwartku przywrócono restrykcje, ale wirus już był już na swobodzie. Od 3 dni dzienna ilość zakażeń przekracza 200.
Jako praktycznie bezużyteczny emeryt nie byłem właściwie dotknięty restrykcjami, jednak w tym przypadku odczułem je bardzo boleśnie.
Otóż ponad 2 miesiące temu poznałem historię niezwykłej Australijki z ubiegłego stulecia. Udało mi się znaleźć w bibliotece dawnych książek 3 książki jej autorstwa. Czekałem cierpliwie na sygnał dostępu do biblioteki. Wreszcie, w poniedziałek (6 lipca) dostałem sms, że książki zostały pobrane z magazynu i w środę będą na mnie czekały na półce. Zarezerwowałem sobie wstęp do biblioteki na poranne sesje w czwartek i piątek (ilość gości była ograniczona do 20 więc trzeba było rezerwować).
W czwartek o świcie czekał na mnie sms - biblioteka zamknięta, obserwuj oficjalne komunikaty.

Oczywiście to są kaprysy, które można zaliczyć do tej samej kategorii, co zdziwienie Marii Antoniny, dlaczego nędzarze w Paryżu nie żądają ciastek, ale czego spodziewać się po pasożytach?

Na szczęście w sobotę pojawiła się podpora moralna - 11 lipca to dzień pamięci św Benedykta - KLIK.
Właściwie życie św Benedykta nie zawiera ciekawych ani ważnych faktów - skromny, pracowity mnich. Jednak jego idee życia klasztornego połączone z szerszymi ideami Grzegorza Wielkiego (benedyktyńskiego mnicha) to według mnie było światło, które przez 300 lat (od upadku Cesarstwa Rzymskiego do czasów Karola Wielkiego) podtrzymywało przy życiu zarodki kultury europejskiej.

A dzisiaj, niedziela - czytanie ze Starego Testamentu - deszcz, który odżywi glebę.
Ewangelia - siewca, który szczodrze posieje ziarna.
Spojrzałem wokół siebie - deszcz, zgadza się. Wydaje mi się, że w tym roku otoczenie jest zielone jak nigdy.
Siewca - to moja żona bardzo pomysłowa w ogrodzie.
Jeśli chodzi o mnie, to ziarno pada na skałę i między chwasty, ale dzisiaj, zmotywowany przez św Benedykta, zrobiłem trochę porządku na naszych terenach zielonych.

P.S. Dlaczego dzień pamięci św Benedykta jest 11 lipca? To nie jest dzień jego narodzin ani śmierci. Otóż św Benedykt założył klasztor na Monte Cassino i tam spędził ostatnie 18 lat życia.
11 lipca to dzień przeniesienia jego relikwii z Monte Cassino do klasztoru we Fleury.
Mnisi w klasztorze Monte Cassino kwestionują ten fakt, ale z drugiej strony sami nie eksponują żadnych relikwii, co ja osobiście zaliczam im na plus.

6 comments:

  1. Pewnie znasz mój światopogląd, więc, powiedzmy sobie, że mój ambiwalentny stosunek do tego świętego, jest jakby oczywisty. A jednak przyznam, że trudno mi było zdzierżyć słowa abp Gądeckiego: „Niech Reguła św. Benedykta stanie się lekarstwem dla zagrożonej europejskiej kultury. Niech ten wielki święty pozostanie dla nas prawdziwym mistrzem, w którego szkole możemy się nauczyć prawdziwego humanizmu” (sic!) Zacząłem nawet zbierać materiały o tym świętym, aby skrytykować ten pogląd arcybiskupa, ale ze mną jest tak, że czasami mi przechodzi. Teraz, po Twojej notce... chęć wróciła ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Św Benedykt jest patronem Europy. Bardzo chciałem znaleźć jakieś jego konkretne osiągnięcia - bezskutecznie - tylko reguła pracowitego życia klasztornego - ora et labora.
      Nie kwestionuję jednak jego zasług, to może być tak jak z jednym ruchem skrzydeł motyla, który może spowodować całkowitą zmianę pogody. Wszak to dzięki benedyktyńskiej pracy zachowały się dzieła literatury antycznej. Poza tym... osobiście doświadczam uzdrawiającej mocy likieru Benedictine - https://pl.wikipedia.org/wiki/Benedyktyn_(likier)

      Delete
    2. Na mnie uzdrawiające właściwości miała i ma nadal nalewka wiśniowa wg przepisu mojej babci (nigdy nie była w zakonie) ;)

      Delete
  2. Hi -
    tyle co wczoraj bylismy ze znajomymi na kolacji w restauracji OUTBACK - o australijskiej atmosferze i co tylko weszlam, zobaczylam na scianach kangury i bumerangi itp to zaraz pomyslalam o Tobie a takze Twej bardzo lekkiej sytuacji wirusowej, zazdroszczac tej czesci.
    A tu masz! niemniej nadal to nie sa olbrzymiej ilosci przypadki i przy rozsadnym postepowaniu dajace sie kontrolowac. Waznym jest zadusic gada na samym poczatku, zanim sie rozejdzie.
    Oj - z tymi bibliotekami, Janie. Zamkniecie moich bylo mi ciezkie do zniesienia ale juz mam , juz korzystam - wiec rozumiem Cie.
    Zamkiecia odbieralam bez duzej zlosci rozumiejac ze w ogolnym rozrachunku to dla mojego dobra.
    U nas coraz gorzej, otwarcie kraju spowodowalo nagly wzrost chorych, co wcale nie dziwne.
    Czy wiesz ze nasza mlodziez az tak lekkomyslna i durna iz urzadza COVID parties, lacznie z pienieznymi zakladami, w ktorych uczestnicza bez masek, dystansu a celem jest przekonac sie kto sie najwczesniej rozchoruje !!!!!!! Tak, nie zmyslam, pisano o tym i postanowiono karac mandatami. Jak wiec mozemy wyleczyc kraj skoro mamy w nim pelno durniow i nieodpowiedzialnych ludzi?
    Pozostan w zdrowiu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo mi miło, że skojarzyłas mnie z tym lokalem. Podejrzewam jednak, że kangury mają tylko na ścianach, tylko skóry. Mięso kangura jest bardzo smaczne, ale nie tak łatwe do znalezienia w Australii mimo, ze kangurów są tu pewnie miliony. Lobby hodowców bydła działa. Ja znam tylko jedną restaurację w okolicy, która podaje steak z kangura, pyszny. Żeby było śmieszniej, to restauracja jest malezyjska, ma nazwę francuską i francuską kuchnię oferuje.
      Teraz oczywiście zamknięta.
      Pozdrawiam.

      Delete
  3. Kangury jako fotografie, nie serwuja ich miesa.

    ReplyDelete