Thursday, July 23, 2020

Numerofobia

Poranny dziennik tv, paski informacyjne na dole ekranu alarmują: Record number of Covid-19 infections.
Nastawiam uszu.
Speaker relacjonuje wypowiedź ministra finansów na temat deficytu budżetowego.
Dalej, dalej, poganiam go - forsa ważna, że ile tych zachorowań?
"Dzisiaj (stan) Wiktoria wprowadza trzeci stopień restrykcji, przekazuje głos naszym sprawozdawcom...".
Ukazują się sprawozdawcy - jeden na rogu ulicy, drugi pod dużym blokiem mieszkaniowym, trzeci w parku, czwarty w drzwiach kawiarni. Blah-blah-blah.

A teraz zaprezentujemy wypowiedź premiera stanu Nowa Południowa Walia na temat reguł obowiązujących na granicy stanów Nowa Południowa Walia i Wiktoria.
I w ten sposób przeleciał półgodzinny segment porannych wiadomości.

Zaglądam do internetu.
JEST!
450 zachorowań, 205 w szpitalu, 40 na intensywnej terapii.
W całej Australii 468 zachorowań, przypadków śmiertelnych 123.

To potwierdza obserwację z poprzedniego wpisu - wszystkie dane są na internecie, media są tylko po to żebyś czuł się dobrze.

Trzeci stopień restrykcji.
Po pierwsze - obowiązkowe maski.
Po drugie - tylko 4 powody wychodzenia z domu:
- zakup żywności, lekarstw itp.
- do pracy, szkoły,
- opieka nad osobą potrzebującą pomocy,
- rekreacja.

To ostatnie przykuwa moją uwagę.
"... cały czas obowiązuje maska, wyjątkiem jest brak tchu podczas biegu lub jogowania (ale nie podczas marszu)."
Hmmm... moja główna forma spaceru to nordic walking. Potrafię się przy tym nieźle zadyszeć. Wygląda na to, że będę musiał przećwiczyć udawanie joggingu - jakież to nienaturalne.

Dzisiaj rano przeszedłem test.
Po pierwsze zawiozłem wnukom tygodniową dostawę naleśników.
To zaliczało się do opieki.
Na szosie zauważyłem objawy solidarność, jakiś kierowca migał ostrzegawczo światłami. Rzeczywiście, za kilkaset metrów zauważyłem samochód policyjny, ale nie obserwował on ludzi na drodze, prawdopodobnie przeprowadzał jakąś inspekcję w domu.
Na miejscu zachowywałem się wzorcowo.
Założyłem maskę i zatalefonowałem.
Syn i wnuczka pokazali się w drzwiach, przekazałem im torbę z prowiantem, wymieniliśmy grzeczności, i tyle :(

Po drugie, w drodze powrotnej zaszalałem.
Wstąpiłem na plac zabaw wykonać kilka podciągnięć na drążku.
Ostatnim razem były tu tabliczki nakazujące 2 metry dystansu, teraz wymienili je na - Plac zamknięty.
Bicepsy przeważyły. Obszedłem znak zakazu z daleka i podciągnąłem się.

Jeszcze mam na dzisiaj w planie spacer do kiosku żeby zagrać w toto-lotka, no i jeszcze może odwiedziny u osób, które zgłoszą sie do St Vincent de Paul po pomoc.

2 comments:

  1. Można by rzec: niesubordynowany obywatel z Ciebie ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To taka niesubordynacja rodem z PRL. Tam miałem wrodzoną świadomość całkowitej zależności od obcych sił. To mogło zakiełkować jeszcze podczas posiedzeń w piwnicy podczas bombardowań.
      W każdym razie zdawałem sobie sprawę, że nie trzeba poważnego powodu a mogą mnie zdmuchnąć bez śladu i nikt na to nie zwróci uwagi.
      Pewnie dlatego nie przychodziły mi do głowy poważne protesty, za to nadrabiałem takim sztubackimi psotami. to był wentyl bezpieczeństwa.

      Delete