W niedzielę pisałem o powrocie antywirusowych restrykcji.
Nie będę wdawał się w szczegóły bo nie ma żadnych drastycznych zmian, ale wczoraj miałem okazję sprawdzić jak wygląda życie za maską.
Życie to za dużo powiedziane, tylko zakupy, chociaż dla niektórych to jest właśnie życie.
W Australii nie ma obowiązku noszenia masek chociaż ostatnio słychać więcej głosów popierających ich noszenie.
Musiałem zrobić niewielkie zakupy w supermarkecie więc spróbowałem.
Dotąd włożyłem maskę tylko 2-3 razy i tylko na krótko, żeby rozśmieszyć wnuki. Dzisiaj było pierwszy raz na serio.
Z maską na twarzy czułem się trochę dziwnie, ale to normalne. Istotne było, że stwierdziłem, że maska utrudnia mi widzenie. To było dziwne, w polu widzenia był tylko mały fragment maski a jednak utrudniał koncentrację na istotnych elementach.
A to nie były żarty - kupowałem jabłka a gdy kupuję coś na sztuki, każdą sprawdzam bardzo dokładnie i wydaje mi się, że osiągam lepsze niż przeciętne rezultaty.
Stwierdziłem, że w masce nie byłem w stanie prawidłowo osądzić każdego jabłka, zsunąłem ją i wszystko poszło jak z płatka.
Zdecydowanie nie podjąłbym się prowadzenia samochodu w masce.
W wiadomościach tv zobaczyłem bratnią duszę - minister zdrowia, który, podobnie jak ja, chyba po raz pierwszy w życiu zakładał maskę na twarz. Ja jednak zrobiłem to dużo lepiej.
Kłopoty ministra TUTAJ.
Jeszcze jedna lokalna plotka - od czwartku nasz stan jest w izolacji, na granicy z innymi stanami jest szczegółowa kontrola.
Sześciu Wiktoriańczyków próbowało przekroczyć granicę między Nową Południową Walią a Queensland twierdząc, że opuścili Wiktorę 3 tygodnie temu, gdy restrykcje nie obowiązywały. Policja sprawdziła historię ich rozmów telefonicznych sprzed czwartku i stwierdziła, że kłamali. Zostali zawróceni do Wiktorii i zaopatrzeni w mandaty - A$4,000 każdy - KLIK.
Przypomniała mi się książka Sławomira Mrożka - Ucieczka na południe. Jeden z bohaterów stwierdza: czasy zrobiły się tak skomplikowane, że trudno jest dobrze skłamać, lepiej mówić prawdę.
Pomyśleć, że ja to czytałem w 1959 roku, podczas podróży austostopem przez Polskę. Powieść drukował w odcinkach Sztandar Młodych.
To były wizjonerskie czasy.
I jeszcze jedno - ten minister siłujący się z maską przypomina mi Wiesława Michnikowskiego.
Znaczy można żyć w innym wieku, w innym kraju, nie opuszczając starych dobrych wspomnień.
Zdecydowanie powinieneś potrenować z maseczką w Polsce ;) Bez maseczki raczej zakupów nie zrobisz, zawsze ktoś Cię upomni, ale można dojść do wprawy. Mnie ta szmatka przeszkadza w oddychaniu, ale na szczęście zakładam ją tylko w sklepach.
ReplyDeleteU mnie, w USA, jest tak powszechne, mimo tych co nie nosza, ze nieprawdopodobnym wydaje mi sie fakt iz sa miejsca na swiecie gdzie sie nie nosi.
ReplyDeleteFakt ze sa utrudnieniem - mnie przeszkadza zaparowywanie sie okularow - ale jedynym sposobem na zabezpieczenie sie.
Ci ktorzy nosza wypracowali sobie swe sposoby i nawet styl noszenia. Wielu widze z maska opuszczona pod brode, wiszaca na jednym uchu w sensie gotowosci do nasuniecia gdy potrzeba, slyszalam o facecie ktory mial w masce mala klapke odchylana gdy pil przez rurke - moj maz to widzial na wlasne oczy.
Osobiscie nie mam zaufania do tych szytych wlasnorecznie z kawalka materialu. Wyczytalam tutarial na ten temat - ze powinny miec trzy warstwy i z jakich rodzajow materialu - takie proste, jednowartstwowe nie spelniaja swego przeznaczenia. A sa popularne nie tylko ze wzgladu na cene ale dlatego ze np paniusie moga je kolorystycznie dobierac do garderoby.
Gdy w sklepie widze osobe bez maski to ja omijam szerokim lukiem. W nas juz sie tak wyrobily instynkty antywirusowe ze maski, omijanie, dystans sa normalka - ci bez sa dla nas kims nienormalnym i do "bania" sie . Nas jest wiele milionow wiec nie ciezko znalesc tych co nie nosza, moze jest ich polowa, ale rowniez w kazdym stanie istnieja roznice w zaleznosci od miejscowych nakazow.
Moj maz pracujacy w stanie Kentucky zauwazyl iz tam czarni niemal nie nosza, u mnie w Arkansas i Little Rock byl zbudowany czyms przeciwnym - prawie kazdy nosi. Nie wiem czym to spowodowane ale tak jest.
W domu oczywiscie nie nosze ale trzymam jedna blisko glownych drzwi i ile razy mam dzwonek = ktos pod drzwiami, to zakladam zanim otworze.
Pamietam pierwsze dni pandemi i jak bylam przerazona wiadomoscia ze stan ma 200 chorych - obecnie jest 20 tys (to liczba od poczatku, wlacznie z wyzdrowincami, nie tylko aktywni) i juz mnie nie przeraza, tylko smuci. Wiec do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic i oswoic.
Pozostan w zdrowiu, Lechu.