Sunday, July 5, 2020

Aborygeńska Niedziela


Dzisiaj Aborygeńska Niedziela.

Jako wprowadzenie proponuję wizytę na mszy odprawionej w katolickim kościele - KLIK.
Polecam obejrzenie przynajmniej 3.5 minuty.
Przepraszam za usterki techniczne oraz istotne ograniczenie technologii - niemożność przekazania aromatu aborygeńskiego, eukalipsowego, kadzidła.


Podczas mszy w moim parafialnym kościele wysłuchaliśmy kazania wygłoszonego przez księdza rezydujacego w aborygeńskiej społeczności w Darwin, najbardziej północnym mieście Australii.
Zwróciłem uwagę na często powtarzany zwrot - Wielki południowy ląd Ducha Świętego...


Wyznam, że ten termin brzmi dla mnie jak balsam dla agnostyka.
Trudno mi wyobrazić sobie osobowego boga, ale wierzę w duchową siłę jednoczącą ze sobą nieliczone elementy materialne i niematerialne.


Według Aborygenów nasza przeszłość, teraźniejszość, przyszłość jest snem.

Żyjemy we śnie - dreamtime - który zaczął się gdy zaczął się czas.
Mówią, że jesteśmy tu 40,000 lat, ale to jest dużo dłużej. Jesteśmy na ziemi od pierwszego dnia gdyż jesteśmy jednym z Ziemią i z całym kosmosem...
Jak się do tego ma biblijny Mojżesz, Jakub, Abraham... Adam i Ewa?
Może jak historie konstruowane zgodnie z potrzebą chwili?

Wspominałem o 250-leciu wizyty kapitana Cooka. Nie ma śladów jego pobytu na australijskim lądzie. Zachowała się historia, że przed opuszczeniem tych okolic zacumował w pobliżu niewielkiej bezludnej wyspy, zgodnie z potrzebą chwili nazwał wyspę Possesion Island, kazał wywiesić brytyjską flagę, strzelić z armaty i ogłosił, że w imieniu króla Jerzego bierze ten ląd w posiadanie.
Wziąć ląd w posiadanie?
Toż to oczywiste dla każdego - tytuł własności - to przecież początek każdej działalności.
Nie dla każdego, według Aborygenów człowiek nie może posiadać ziemi, to ziemia posiada człowieka, daje mu początek i miejsce odpoczynku na koniec.
Trzeba było czekać do 1974 roku żeby Aborygen zatrudniony jako ogrodnik na uniwersytecie w tropikalnym Cairns dowiedział się w cywilizowany sposób, że jego społeczność nie ma żadnych praw do lądu, na którym od zawsze zamieszkuje i postanowił podważyć to twierdzenie - KLIK.
W cywilizowany sposób - uniwersytet stwarzał do tego warunki. Do tego czasu tego argumentem w tego rodzaju dyskusjach był karabin.

Religia...
Dotarła do Australii dopiero po załatwieniu tytułów własności ziemi.
Bóg osobowy był dla Aborygenów bytem tak niezrozumiałym, że nawet nie wzbudzał protestu.
Podobnie opowieści biblijne, na przykład ta o kuszeniu Adama.
Reakcja Aborygenów: coż za dziwactwo! Normalny człowiek wyrzuciłby jabłko a węźa by zjadł. I żyliby dalej w raju w zgodzie z bogiem i naturą.

Dalsza lektura:
Aborygeńska duchowość - KLIK.
8 aspektów Aborygeńskiej duchowości - KLIK.
Dreamtime - KLIK.

10 comments:

  1. Na pewno jest dobrze zaznajomic sie z religia i wierzeniami innych narodow czy grup etnicznych ale tyle tego jest ze juz od dawna przestalam glebiej wnikac bo stalo sie jasnym ze istnieje wspolny mianownik, zalazek.
    Tutaj podoba mi sie podejscie Aborygenow - gdyby Adam tak postapil z wezem to swiat wygladalby inaczej. Niestety bylby wyludniony .

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przyznam się, że często mam chęć zapoznać się z jakąś religią, ostatnio z Islamem, ale już po krótkiej chwili zaczynam się nudzić. W przypadku wierzeń aborygeńskich jest trochę lepiej bo oni nie znali pisma. W związku z tym nie byli w stanie stworzyć dłuższej opowieści. Powstało kilka prostych opowieści, które rozmnożyły się w wiele lokalnych wersji.
      Świat "niestety wyludniony". Nie wiem skąd taki wniosek. I dlaczego - niestety. Obecnie mamy świat niestety przeludniony.
      Natomiast faktem jest, że naturalny tryb życia Aborygenów nie pozwalał na przeludnienie. Więcej pisałem o tym tu: https://ewamaria.blog/2015/01/26/australia-odcienek-4-i-gdzie-indziej/

      Delete
  2. Bóg osobowy obecnie chyba dla każdego jest obecnie bytem nieosiągalnym. Nie ma już możliwości personifikacji jakichś zjawisk, w postaci Boga.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A religia chrześcijańska? Bóg-Ojciec, Bóg-Syn, Bóg-Duch.

      Delete
    2. Też już sfera transcendentna.

      Delete
  3. Wyludniony bo przeciez gdyby Ewa nie pozwolila sie dac skusic to nie rozpoczela by sie prokreacja - z czego powstalo obecne przeludnienie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Prokreacja...
      Oto co mówi Pismo Święte:
      Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz,
      na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę.
      Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną..." - Biblia Tysiąclecia.
      Oczywiście, że się rozmnażali zaraz po stworzeniu, do tego Ewa rodziła bez bólu. Ich potomstwo było narodzone bez grzechu pierworodnego i pozostało w Raju i nic o nim nie wiemy.

      Delete
  4. Ewa nie pozwoliła???
    Wydaje mi się, że właśnie Ewa kusiła Adama na to słynne jabłko.

    ReplyDelete
  5. Cóż za dziwactwo! Normalny człowiek wyrzuciłby jabłko, a węża by zjadł. I żyliby dalej w raju w zgodzie z bogiem i naturą.
    Dla mnie to zdanie ma znaczenie o wiele większe niż tylko anegdotyczne. Pokazuje ono, jak bardzo lokalne w czasie i przestrzeni są wierzenia. A odkrywczość w nim zawarta dowodzi z kolei istnienia logicznych zaślepek w naszych umysłach.
    Henryk

    ReplyDelete
  6. Mnóstwo frapujących tematów leży na styku nauki z religiami. Czy nigdy tu nie zagości zgoda, ponieważ nauka bez przerwy musi podważać swój bieżący status, natomiast religie całkiem przeciwnie – stoją w miejscu na nienaruszalnym fundamencie z objawień i dogmatów?
    Albo jeszcze inaczej: czy może spór między ludźmi wiary a nauki jest tylko pozorny i polega na braku wspólnej płaszczyzny językowej – pojęć i terminów? Stale rozmawiają oni o tym samym, tylko że źle – zaniedbawszy wcześniejszego uzgodnienia definicji.
    Czyli wystarczyłoby się postarać.
    Na polu uzgadniania definicji.
    Ateista. Ten, co walczy z Bogiem, którego nie ma, albo który nie wierzy w Boga istniejącego, czy ta najgłupsza: że ateista wierzy w to, co nie wierzy – wszystkie one zakładają czyjś niesprawny umysł. Może wystarczyłoby według starożytnych Greków: ἄθεος = bezbożny. Bardzo prosto.
    Ateistą być nie jest łatwo (ja się nie trudzę) – nie da się, kiedy stale widzi się tak wyraźne dowody na istnienie Boga: Rzeczywistość.
    Pytanie pochodne: dlaczego, po co, Bóg stworzył Świat – jak to jest, że istnieje coś, zamiast nic – odpowiedzi brak. Ale może to i nawet dobrze. Lepiej wierzyć, że gdyby zniknęła ta Tajemnica, zniknie Bóg wraz z nią.
    Prościej już być nie może. Wiem, że dla wielu to stanowczo za proste i za mało. Ale przecież potrzeba dopowiedzeń, interpretacji, pośredników i przewodników, stale potwierdzających, to właśnie nic innego, jak świadectwo zagubienia i niepewności. Oraz lęku.
    Henryk



    ReplyDelete