Friday, March 4, 2022

Dobrego..

 

Dwa dni temu odwiedziłem gabinet stomatologiczny.
Na stoliku leżały gazety z całego minionego tygodnia. jedna zwróciła moją uwagę...


Przepraszam za marną jakość zdjęcia, ale przed wizytą u dentysty trudno skoncentrować się na fotografowaniu.

Good Weekend (Dobry Weekend) - dodatek do popularnego dziennika The Age.
Pod tytułem jakaś pani masuje sobie kręgosłup a na tym tle lista weekendowych atrakcji:
- astma,
- choroba serca,
- artretyzm,
- cukrzyca,
- choroba Alzheimera.

Wybrałem masaż lędźwiowej strefy kręgosłupa.

Od dentysty poszedłem na poranne zakupy żywnościowe, między innymi w greckim stoisku.

Sprzedawczyni już miała mi życzyć dobrego popołudnia (good afternoon) - powiedziała good af... i zerknęła na zegar, który jeszcze nie dobił do godziny 12. Zająknęła się i wyszło jej good after-day.

- Coś ty znowu wymyśliła - przygadał jej ojciec, właściciel stoiska.
I mean... good after-life - poprawiła się a mnie zdecydowanie poprawił się humor.

Afterlife to przecież życie po życiu. 
O ileż to ważniejsze niż jakiś tam weekend.

Z wielkim uznaniem myślę o tej greckiej sprzedawczyni - ani prestiżowa gazeta ani żaden ksiądz nie potrafiliby tak dobrze rozpoznać moich potrzeb.

9 comments:

  1. Szczerze powiedziawszy mnie to wprawia raczej w smutek, bo to znaczy, że w życiu nadchodzi w końcu taki moment, kiedy jest na tyle źle, że nie chcemy nawet ratować obecnego życia, tylko chcemy się z niego wylogować i przejść już nareszcie do życia po życiu.
    Poza tym, od razu skojarzyło mi się to z reinkarnacją- więc jak dla mnie sprzedawczyni życzyła dobrego kolejnego wcielenia, bo świat taki wielki i szanse na odrodzenie się w jakimś normalnym miejscu są małe. Dopiero po bardzo długim myśleniu ogranęłam, że przecież życie po życiu może odnosić się też do życia w niebie. Chyba koncepcje chrześcijańskie zaczęły być mi bardzo obce, skoro nie myślę o nich w przypływie pierwszych skojarzeń. Ciekawa samoobserwacja...

    ReplyDelete
    Replies
    1. W życiu nadchodzi taki moment...
      To bardzo indywidualne sprawa, ale jednak moje odczucie jest, że dzięki medycynie ludzie żyją zbyt długo. Widoczny rezultat w Australii - wciąż nowe komisje badające złe traktowanie pacjentów w domach starców.
      Jesli chodzi o sprzedawczynię, to ona tak odpysknęła ojcu, nie sądziła chyba, że ja usłyszę jej odpowiedź, a tym bardziej, że mnie to zainspiruje.
      Natomiast koncepcje chrześcijańskie - jestem osobą niewierzącą, ale z pewnym rozbawieniem stwierdzam, że tradycja chrześcijańska, to jedyna, w której czuję się dobrze.

      Delete
    2. Jestem w niemałym szoku na słowa ,,jestem osobą niewierzącą''. Nie spodziewałabym się tego, patrząc na te wszystkie wstawki z Ewangelii na blogu, udzielania się w kościele czy tym stowarzyszeniu św. Vincenta. Nadal jestem w szoku. Czy to znaczy, że można być niewierzącym, ale do tego stopnia lubić kulturalną otoczkę, rytuały i symbole zgromadzone wokół religii, że to się mimo wszystko ze sobą nie kłóci?
      Szczerze powiedziawszy, to póki byłam w Polsce, to co roku chodziłam z koleżanką święcić jajka, bo to była taka nasza tradycja. Ale z każdym rokiem czułyśmy sie coraz bardziej jak na zgromadzeniu sekty, zresztą teraz jestem w Australii, więc nasza mała tradycja umarła.

      Delete
    3. Szok...
      Zgadzam się, moje zachowanie się jest dziwne.
      Jakieś wytłumaczenie znalazłem w książce Allaina de Botton - Religion for Atheists.
      Nawet mnie trochę zdenerwowała, bo okazało się, ze nie jestem żadnym specjalnym okazem.

      Delete
    4. "chrześcijanin niewierzący" nie jest bynajmniej oxymoronem... można uznawać i trzymać się nauk Jezusa, a jednocześnie nie wierzyć w jego boskość i w żadnego innego boga, nieistotne też jest, czy się go uważa za postać mityczną, czy historyczną... o celebrowaniu pewnych np. świątecznych rytuałów już nie wspomnę, takich ludzi akurat jest mnóstwo...
      to jest trochę analogiczne do judaizmu humanistycznego, który jak najbardziej istnieje i funkcjonuje...
      za to inaczej jest z buddyzmem, bo najpierw powstała filozofia "buddyzm", a dopiero potem religia o tej samej nazwie, trochę tak jako efekt uboczny...
      natomiast z islamem to już tak raczej nie działa, bo wiara w jedynego boga jest jednym z filarów...
      p.jzns :)

      Delete
    5. @Pkanalia - dziękuję za pogłębienie tematu.

      Delete
    6. Wiem, że jest sporo takich ludzi. Po prostu myślałam, że wypowiadają się w innym tonie- podważając Ewangelię, a celebrując tylko,, artystyczną oprawę". Widać mało jeszcze widziałam ☺

      Delete
  2. zdarza mi się czasem uciąć sobie spacer o dość egzotycznej godzinie 3 - 4 rano... to jest prawdziwa pora duchów, a nie jakaś tam północ, gdy życie wkoło wciąż tętni... na koniec zawijam wtedy na pobliską stację benzynową po jakiś drobny zakup i pogawędzić chwilę ze znajomym mi personelem... ale pojawia się wtedy drobny problem formułki powitalnej i pożegnalnej stosownej do danej pory... na szczęście język polski nie jest zbyt rygorystyczny w tym temacie, ale śmiechu zawsze przy tym trochę jest...
    p.jzns :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. 3-4 rano to rzeczywiście egzotyczna godzina.
      Natomiast formuła powitalno-pożegnalna... egzotyczna pora pozwala chyba na eksperymentalne nazwy - na przykład - dobrego przedświtu.
      Pozdrawiam.

      Delete