Ucieczka na Południe?
Ciekaw jestem z czym taki tytuł może się obecnie kojarzyć?
Może z wycieczką do Grecji.
Mnie, w roku 1958, kojarzył się z drukowaną w odcinkach w Sztandarze Młodych powieścią Sławomira Mrożka o takim właśnie tytule - KLIK.
To były wakacje po I roku studiów, po praktyce robotniczej w Nowej Hucie wybrałem się z kolegą autostopem na Mazury, na kajaki. Właśnie wtedy publikowano tę powieść, na szczęście w kioskach mieli jeszcze niesprzedane egzemplarze Sztandaru Młodych z poprzednich dni tak że mieliśmy ciągłość lektury.
No dobrze, ale mamy rok 2024 i jesteśmy w Australii, dokąd uciekać na Południe?
Tym razem mam jednak na myśli kanadyjskiego narciarza Roberta, o którym pisałem ponad 2 tygodnie temu.
Przypomnę - Robert przyjechał do Australii na maraton narciarski Kangaroo Hoppet, wyścig został odwołany z powodu braku śniegu, na szczęście tydzień później maraton narciarski organizuje Nowa Zelandia - kierunek - południowy wschód - i udało się!
Wyścig nazywa się Merino Muster czyli Spęd Owiec - KLIK.
Sprawdziłem wyniki - Robert ukończył maraton na 47 pozycji, pierwsze miejsce w kategorii wiekowej 75-80 - można sprawdzić - KLIK.
Mnie pozostaje już tylko wspomnieć moje wyprawy do Nowej Zelandii...
Pierwsza wyprawa była służbowa - byłem współautorem systemu komputerowego dla ubezpieczeń od wypadków przy pracy, który spodobał się jakiejś nowozelandzkiej firmie i zaprosili mnie na konsultacje.
Wrażenia były bardzo pozytywne...
Strona służbowa - potencjalny klient potraktował sprawę na serio i chyba za pół roku wdrożyli projekt w życie.
Obserwacje postronne - przedsiębiorczość.
Taksówkarz, który wiózł mnie z lotniska do hotelu opowiedział mi sporo o sobie - z zawodu był księdzem. Na pożegnanie podał mi swój numer telefonu, żebym zamówił u niego przejazd powrotny.
Oczywiście nie skorzystałem, wziąłem przypadkową taksówkę, pani taksówkarka wyznała mi, że też jest księdzem, zaproponowała nawet żebym wysłuchał podczas jazdy nadawanego właśnie w radio programu religijnego.
Wyznam, że byłem nieco rozczarowany, że nie zaproponowała mi dojazdu taksówką na Sąd Ostateczny.
Druga rzecz, która zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie to wielu Maorysów w pracy na wszelakich stanowiskach.
Trzecia sprawa - kraj - udało mi się wyskrobać 3 dni na pospieszne zwiedzanie - gejzery, wulkany, ośnieżone szczyty górskie, fiordy - Szwajcaria, Norwegia i Hawaje w pigułce.
Z innej beczki - nie wiem czy w Polsce ktoś ogląda mecze rugby, u nas trudno tego uniknąć.
Jeśli rugby, to trudno pominąć Nową Zelandię zaś rugby z udziałem NowoZelandczyków oznacza Haka - KLIK.
Na koniec wspomnienie narciarskie - rok 2000 - wybrałem się do Nowej Zelandii na narty z córką.
Na początku - przedsiębiorczość - nasz samolot się spóźnił, na płycie lotniska czekał na nas przedstawiciel biura podróży - pewnie nie chcecie tracić czasu na jazdę do hotelu, rozpakowywanie się...
Przebierzcie się w stroje narciarskie tutaj i zawieziemy was prosto do stacji kolejki linowej a bagaże dowieziemy do hotelu.
- Ale ja nie mam nart, muszę wypożyczyć - to oczywiście ja :(
- Nic straconego, podrzucimy cię (i córkę) do centrum miasta (Queenstown) tam wypożyczysz narty a potem poproś jakikolwiek samochód dostawczy żeby zawiózł was do kolejki linowej na Coronet Peak - KLIK. Daj im naszą wizytówkę i podaj swoje nazwisko, my im zwrócimy koszty dowozu.
Zatrzymaliśmy furgonetkę rozwożącą pranie.
Na nartach zjazdowych spędziliśmy 5 dni a potem pojechaliśmy do Snow Farm - KLIK, na Merino Muster.
Farma Śnieżna jest miejscem raczej odciętym od świata i w ciągu kilku dni pobytu tam wszyscy mieszkańcy nawiązali miłe kontakty.
Sensacją był przyjazd w przeddzień wyścigu pani Helen Clark - premiery Nowej Zelandii - KLIK.
Uczestniczyła wraz z mężem w wyścigu na krótszym dystansie - 21 km.
Poniżej ja z Anią na starcie...
Wyznam, że trasa wyścigu niezbyt mi się podobała, ale to już sprawa drugorzędna.
P.S. Opcjonalny filmik - Rosjanie w Snow Farm -
KLIK - ci w czarnych strojach, ich rywale to Amerykanie.
Z ostatniej chwili - mój kolega Robert w akcji...