Zima...
Jedno z jej oblicz to ludzie cierpiący głód, chłód i niedostatek.
Kilka razy wspominałem na blogu swoje wrażenia ze spotkań z takimi osobami w ramach mojej działalność w Stowarzyszeniu Św Wincentego...
Ostatnia niedziela - urządziliśmy w kościele zbiórkę pieniędzy - na trzech mszach zebraliśmy około A$1,400.
Dużo :)
Kiedyś zbieraliśmy więcej, ale kto teraz przynosi gotówkę do kościoła?
Oczywiście zapewniliśmy możliwość dotacji przez internet.
W zeszłym tygodniu odwiedziłem wraz z kolegą jedną osobę, która prosiła o pomoc.
To znaczy... nie odwiedziłem.
Podczas wstępnej rozmowy telefonicznej klientka poprosiła żeby zostawić vouchery na żywność w jej skrzynce pocztowej bo ona musi pojechać z synem na pływalnię.
Zgodziliśmy się, zostawiliśmy vouchery, wieczorem mój partner telefonicznie upewnił się, że klientka vouchery znalazła.
Na zebraniu Stowarzyszenia wywiązała się dyskusja na ten temat - czy nalegać aby pomoc była przekazywana osobiście, z ręki do ręki?
Przypomniały mi się dawne czasy - normą było, że klienci zapraszali nas do domu, prosili żeby usiąść, opowiadali o swoich problemach.
Czasy Covidu zdecydowanie to przerwały i stare czasy już nie wróciły.
Przypominam sobie ostatnie 3 wizyty - wszystkie na progu drzwi.
W dwóch przypadkach konkretne powody - w środku jest psychicznie niezrównoważony syn - może was pobić.
W trzecim przypadku... bez powodu.
To staje się normą, w ciągu ostatniego roku chyba tylko dwa razy klientki zaprosiły nas do środka, nawet zaoferowały kawę/herbatę - podziękowaliśmy.
Rozumiem to - z praktycznego punktu widzenia te wizyty niczego nie zmieniały, ale było w nich coś... ludzkiego.
Wygląda na to, że tego teraz nikt nie potrzebuje.
Miła migawka z restauracyjki w mojej okolicy...
No comments:
Post a Comment