Saturday, September 20, 2025

Muzyka na bazarze

 ... i to nie byle jakim - Queen Victoria Market - powierzchnia 7 ha, centrum Melbourne, powstał w 1872 r - szczegóły TUTAJ.

Przez wiele lat pracowałem w centrum miasta i wtedy regularnie odwiedzałem to miejsce, ale od wielu lat już tu nie byłem.

Jednak dzisiaj (sobota 20 września) dominującym "towarem" była muzyka...


Busk, busking tłumaczy się na - występ uliczny.

Tym razem ulicznicami będzie Melbourne Youth Junior Strings, a w ich gronie, nasza najmłodsza wnuczka - Gracie.

8 rano w centrum miasta... czego nie robi się dla wnuczki.
Budzik o 6:30 - zimno, czasem pokropi, czasem zaświeci słońce.
Zjadam porządne śniadanie i w drogę.
Decyduję się na jazdę samochodem i słusznie, ruch na ulicach niewielki,  nie mam problemu z parkingiem i to za darmo.

W pierwszej chwili przytłacza mnie nieco rozmiar obiektu. Zauważam w kilku miejscach grupki muzyków przygotowujące się do występu, orkiestra naszej wnuczki zajmuje sporo przestrzeni...


Zespół wsparcia rodzinnego jest jeszcze większy...


Występ się kończy - pora na zakupy.
Przechodzę wzdłuż rzędów stoisk.

Moją uwagę zwraca to stoisko...


Ten facet ma jaja!

Muszę przyznać, że wybór i jakość są dobre a ceny niższe niż na bazarze dzielnicowym, z którego regularnie korzystam.
Klientów średnio-sporo.

Na obrzeżu targowiska zauważam grajkę uliczną we właściwym tego słowa znaczeniu...


Po drodze do domu zaglądam jednak na nasz dzielnicowy bazar - zauważam zmianę.
Poniżej dwa zdjęcia tych samych drzew - różnica czasu - 13 dni...




Znaczy wiosna już przyszła.

Wirtualna wizyta na Queen Victoria Market tutaj...


27 comments:

  1. To rzeczywiście Wielkie Wydarzenie - muzyka na bazarze!!! I to jeszcze częściowo w wykonaniu Twojej Wnuczki.
    Gratuluję Lechu !
    Tyle ciekawych wydarzeń przy kupowaniu jajek :-)) No proszę... życie potrafi zaskakiwać :-))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Muzyka na bazarze to może nie taka rewelacja, ale w wykonaniu wnuczki, to inna sprawa.
      Zmierzch mojego życia ma sporo pięknych kolorów.

      Delete
  2. Wielki bazar, wielkie wydarzenie!
    Zakupy z takimi atrakcjami, to sama przyjemność:-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hmmm, przy takich atrakcjach często zapominam co miałem kupić i tak było w sobotę.

      Delete
  3. Przyjemne z pożytecznym, super połączenie. Wszystko dobrze przygotowane, widzę, że orkiestra grała pod zadaszeniem. Na jakim instrumencie gra Twoja Wnuczka?
    Zmiany w przyrodzie czasami zachodzą szybko, a już na wiosnę szczególnie

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zadaszenie - tak to jest bardzo dobrze urządzone targowisko - królewskie imię zobowiązuje.
      Wnuczka gra na skrzypcach.

      Delete
  4. Oczywiscie ze na koncert w ktorym bierze udzial wnuk/wnuczka z przyjemnoscia poszlabym ale pamietam z przeszlosci - bo tu nie mam pod reka Filharmonii - ze koncerty wybieralam grymasnie, nie na kazdy chodzilam, musial byc "duzy" czyli Koncert albo Symfonia, na jakies wiazanki roznych kompozytorow czy popisy mlodych nie chodzilam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Uliczni muzykanci, to oczywiście trudno porównać do koncertu, ale czasem takie muzyczne dodatki dodają trochę uroku.

      Delete
  5. Queen Victoria zostawiła ślady w całym imperium 🇬🇧 bardzo lubię występy uliczne, szczególnie w lecie. Gdy pierwszy raz zobaczyłam w Covent Garden, w połowie lat 90., U nas jeszcze nie było wtedy tej mody tak powszechnie, byłam oczarowana. ♥️

    ReplyDelete
  6. Bardzo fajny pomysł z tym koncertowaniem w "świątyni handlu":)
    Każde miejsce zasługuje na łyk kultury.
    Panu "z jajami" mam za złe brak pomysłu na estetyczną aranżację stoiska. Stos wytłaczanek nie zachęca do zakupu, można by się wysilić na bardziej "smaczną" ekspozycję towaru, czyż nie?
    Po sprawiedliwości to w Polsce jaja też są traktowane po macoszemu w tym względzie:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Masowe koncertowanie na targowisku - istotną sprawą była zbiórka dotacji. Inna sprawa, że te dotacje dawali głównie rodzice muzykantów.
      Nie zauważyłem wielkiego zainteresowania ze strony kupujących.
      Pan z jajami - to nie było wydmuszki - jak jaja to jaja!

      Delete
  7. Anonimowy powyżej to ardiola. Zmieniłam telefon i nie łączy się z moim blogiem🤔

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odpowiadam na Twój wcześniejszy komentarz - tak, to była potężna królowa.
      Występy uliczne, występy w parku...
      Wiele lat temu byliśmy w Nowym Jorku i zajrzeliśmy do Central Park. Odbywał tam się "pełnowymiarowy" koncert symfoniczny, widzowie siedzieli na kocach, na trawie - normalny piknik.

      Delete
  8. Cześć. Nie wiem czy ładniejsze te białe kwiaty czy już zielone liście na tych dwóch ostatnich zdjęciach, pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Białe kwiatki - pracownicy targowiska bardzo na nie narzekali - po pierwsze śmiecie, po drugie wiele osób dostawało alergii.
      Mnie zaskoczyło, że ta zieleń jest tak intensywna.

      Delete
  9. Czuć dumę w Twoich słowach! Gracie w akcji, muzyka w tle, a Ty o poranku gotowy na wszystko dla wnuczki – super relacja.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czuć dumę...
      To dobrze chociaż wyznam, że nie odczuwam dumy - wnuczka przynosi mi wiele radości i lubię spędzać z nią czas, ale nie sądzę żeby miała jakieś znaczące osiągnięcia.

      Delete
  10. Zapytam z humorem...?
    czy jadłeś jajo kazuara? Wiem, że są pod ochroną i jaj kazuarów nie ma w oficjalnej sprzedaży, ale mieszkańcy je ponoć zbierają.
    Drugie pytanie, mniej śmieszne, czy w Australii jedzą jaja dziobaków?
    Ochrona ochroną, ale wiadomo jak to bywa wśród"smakoszy"owoców(jaj)zakazanych.
    Za PRL-u ludziska w blokach trzymali kury w piwnicy i one się niosły. Przechodziły adaptację przywiązane sznurkiem do drzewka, a po paru dniach wolny wybieg...Nikomu nie przeszkadzały, dzieciaki miały radochę i nikt ich nie kradł. I pieski nie ruszały...
    O hodowlach gołębi na balkonie nie wspomnę. Były jaja, teraz to nie do pomyślenia...pamiętasz?
    U nas na bazarku czasami przygrywa akordeonista, parę groszy ktoś mu rzuci do kapelusza. Często jest drożej niż w supermarketach, ale przy ładnej pogodzie tłumy się przewiną. Można kupić jakąś staroć, książkę, coś do zjedzenia. Bardziej tradycja, relaks niż poważy handel. No i nie ma alkoholu, a to w niedzielę się dzieje...to już nie ta atmosfera, a jak się bywało na Różyckiego jeszcze! lichota...
    gaśnicowy

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie jadłem :((
      Ani kazuarki ani jej jaj, to samo z dziobaczką i nawet emu.
      Doświadczenia z PRL mam bardzo ubogie, nie pamiętam nawet żebym był na bazarze Różyckiego.

      Delete
  11. Wyrazy uznania dla wnuczki! 🥰
    Ten facet od jaj przypomniał mi historię, kiedy to wparowałam do warzywniaka z okrzykiem "Ma pan jaja?!" na ustach. Ludzie zamilkli, a sprzedawca zrobił się buraczkowy. Udałam, że ja to nie ja i w ogóle mnie tu nie było...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Buraczkowy się zrobił?
      Znaczy - burak.
      Na bazarze wychodzi szydło z worka.

      Delete
    2. Może i burak, ale raczej... dynia.

      Delete
  12. Cała Frau Be:))) Jak ja lubię czytać to co piszesz. Ale STOP.
    Lech też zawsze ma coś ciekawego do przekazania.
    Świetny ten pomysł z muzyką na bazarze. Pewnie i ja zapomniała bym o części zakupów.
    Nie odczuwasz dumy?! O...
    Pozdrawiam serdecznie wakacyjnym wyjazdem

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dumy... nie. odczuwam.
      Jeśli już to z syna i synowej, że sobie radzą z tak dużą rodziną - 4 dzieci.
      A wnuki jeszcze muszą trochę popracować, żebym był z nich dumny.
      Przy okazji - językowa pułapka.
      Jakiś Polak znalazł się w niemieckojęzycznym towarzystwie i chciał powiedzieć coś patriotycznego - jestem Polakiem i jestem z tego dumny.
      Więc powiedział: Ich bin ein Pole, ich bin dumm davon!
      Niestety dumnie to nie u Niemców - dumm znaczy głupi, tępy.

      Delete
    2. Cudownie się przedstawił. Zdaje się, że adekwatnie do stanu faktycznego 😀

      Delete
  13. Niemcy się chyba nie obrazili, że trafił(przypadkiem?) w ich towarzystwo, a on się zorientował w jakie ...
    różne okoliczności...
    Moi niemieccy znajomi z Hagen zawsze się cieszyli, gdy im mówiłem-jawohl, jawohl ich liebe alkohol! Były bruderszafty i strzemienne, były...
    gaśnicowy

    ReplyDelete
  14. To chyba wszystko u Ciebie dobrze. :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie.

    ReplyDelete