Dzisiaj jedna z najbardziej znanych Ewangelii, cudowne rozmnożenie chleba i ryb.
Wiele lat temu nasz irlandzki proboszcz powiadomił parafian, że jedzie na urlop i w tym czasie msze będą odprawiać księża z sąsiedniej parafii św Dominika.
- Dominikanie, psy Pańskie, to bardzo oddani i energiczni księża - zauważył. - Dawajcie im wszystkie pieniądze jakich zażądają i nie słuchajcie za bardzo tego co mówią.
Ja jednak posłuchałem a Dominikanin powiedział tak:
- Wyobraźcie to sobie - zgromadzenie setek, może tysięcy ludzi. Ewangelia wspomina, że to było daleko od osad ludzkich. A zatem ludzie wychodzili z domu na dłużej.
Ponad 2,000 lat temu, czy wyobrażacie żeby w tych czasach, ktoś wybrał się na taką imprezę bez zapasów jedzenia?
Oczywiście, że nie. Każdy miał jakąś wałówkę, zrobiło się późno, ludzie byli głodni, ale w takiej uduchowionej atmosferze każdemu było głupio wyciągać swoje jedzenie i samemu je jeść.
I wtedy Jezus daje przykład - kupuje trochę chleba i kilka ryb, publicznie je dzieli i rozdaje, dzieli się z sąsiadami, zaprasza do udziału.
Tego właśnie było potrzeba - nikt już się nie krępuje, każdy wyciąga swoje zapasy i dzieli się z najbliższymi wiedziąc, że oni zrobią tak samo i dla nikogo nie zabraknie.
Dominikanin popatrzył z rozbawieniem na stropione miny wiernych - nie znacie takiej wersji?
- Zastanówcie się, czy to nie jest zaproszenie człowieka w sfery boskie?
- Nie musisz tylko wypatrywać co ci skapnie z nieba, ale możesz również dawać.
I jeszcze inny punkt widzenia.
2 lata temu opowiedziałem tę historię, w wersji oryginalnej, naszemu wnukowi Ambrożemu.
Ambroży, jako dziecko swojej epoki, zainteresował się kwestiami ekonomii i gospodarki odpadami.
- Dziadzia, czy oni oddali te odpady chłopcu, od którego kupili jedzenie, i czy dostali swoje pieniądze z powrotem?
Znam tę wersję cudu, choć już nie pamiętam skąd. Tyle, że tam nie było mowy o skupowaniu tych wałówek, ot, Jezus dał hasło do wspólnego posiłku. Ci, co mieli więcej, dzielili się z tymi, co mieli mniej, a i tak jeszcze coś zostało. Innymi słowy cudu nie było, choć jednocześnie był. Ludzie zaczęli się dzielić swoim jedzeniem.
ReplyDeleteJest rok 2010, jesteśmy na zabawie karnawałowej w pewnej wiosce, zorganizowanej w świetlicy. Każdy przynosi swoją wałówkę plus alkohol, a cena wejściówki to koszt orkiestry. Ileż oryginalnych potraw wtedy pierwszy raz w życiu skosztowałem...
Zwrot pieniędzy za niezjedzone jedzenie to już inicjatywa mojego, wtedy 7-letniego, wnuka.
DeleteNatomiast był cud, czy nie?
Nasz Dominikanin interpretował to jako zaproszenie ludzi do bycia bogiem.
Ja chyba nie znam osobiscie takich naprawde glodnych bo nawet gdy zebrajacemu na skrzyzowaniu ofiarowalismy specjalnie dla niego kupiona pizze to przyjal z wielkim wahaniem i skrzywiona mina, jako ze tak naprawde chcial gotowki. A przeznaczylby ja wiadomo na co.
ReplyDeleteNatomist czesto wyzbywam sie niepotrzebnych ciuchow, butow oddajac sklepowi Goodwill. Niektore jeszcze z metkami, wszystkie w doskonalym stanie. Ten kto kupi ma bardzo porzadny ciuch za grosze - to tez forma wspomagania jako ze ubogi nie pozwolilby sobie na taki zakup po normalnej cenie.
Dosc nieufna jestem wszelkim organizacjom niosacych pomoc ubogim bo slysze o tylu przekretach ze nigdy nie posylam pieniedzy ale gdy sa zbiorki zywnosci to owszem, kupuje i daje jako ze ta forma daje mi jakas gwarancje ze dotrze gdzie powinna.
Masz sie dobrze Lechu? Pytam bo slysze z internetu ze u Ciebie nawrot zachorowan.
Dziękuję za troskę.
DeleteRzeczywiście nasz rząd stanowy wprowadził drakońskie rygory - godzina policyjna, z domu może wyjechać tylko jedna osoba, nie wolno odjechać dalej niż 5 km od domu.
A tu za tydzień urodziny wnuczka, o spotkaniu przy stole nawet nie myśleliśmy, ale chociaż przywieźć tort pod bramę i zaśpiewać.
Teraz musimy wymyślić jakiś przekręt.