Friday, October 2, 2020

Bezradny staruszek

 Koło południa wyskoczyłem do supersamu po zakupy. W drodze powrotnej skręciłem w boczną ulicę przy której jest plac zabaw - od kilku dni otwarty dla publiczności.
Moim zamiarem było kilka chin ups - podciągnięć szczęki do góry.

Wysiadłem z samochodu lecz ledwie zrobiłem jeden krok zaszumiało mi koło głowy. 
Wyjątkowo gwałtowny "magpie attack" -  KLIK.

Nie była to dla mnie nowina, doświadczyłem tego wielokrotnie na rowerze, założyłem sobie nawet na kasku szpikulce trzymające ptactwo na dystans.

Przełom września/października - to szczyt sezonu ataków.

Nim zszedłem z jezdni ptak zaatakował mnie kilka razy i dopiero wtedy zauważyłem powód jego działania - na jezdni leżał nieruchomy magpie.
No cóż zdarza się. W tym przypadku wygląda na to, że ptak zagapił się na środku jezdni.
Już miałem kontynuować drogę gdy ptak się poruszył, za chwilę jeszcze raz. Jego towarzysz spacerował w pobliżu.

Tak tego nie można zostawić. Wziąłem ptaka w dłonie i przeniosłem na trawnik, w cień pod drzewkiem. Oczywiście jego towarzysz cały czas przelatywał tuż obok moich uszu.

Co robić?
Chyba po raz pierwszy w życiu pożałowałem, że nie posiadam smartfonu, na którym mógłbym znaleźć kontakt do RSPCA (Towarzystwo Ochrony Zwierząt) i poprosić o wskazówkę.
Nie znam również numeru Biura Numerów (jeśli takie jeszcze istnieje). 
Konkluzja - patrz tytuł wpisu.

Chodnikiem zbliżał sie do mnie jakiś starszy pan spytałem więc czy on mógłby mi pomóc.
Moje pytanie bardzo go zdziwiło, spojrzał na ptaka, który właśnie próbował podnieść głowę, wzruszył ramionami i poszedł dalej.

Pomyślałem, że włożę ptaka do torby na zakupy i zawiozę do RSPCA, ale w tym samym momencie, ptak wykazał sporą ruchliwość, opuścił miejsce pod drzewkiem i zaczął czołgać się w kierunku chodnika.


No nie, taki ptak nie usiedzi spokojnie w torbie, zacznie mi łazić w samochodzie. Transport do RSPCA odpada.

Rozglądałem się za jakąś odsieczą, ale wokół było pusto.
Ptak chyba też zrezygnował gdyż dość zdecydowanie skierował się na środek jezdni i tam przestał się poruszać.

W aktualnej sytuacji chyba miał rację.

Odeszła mnie ochota na podnoszenie szczęki do góry.

P.S. Dzisiaj zadzwoniłem do RSPCA dowiedzieć się jak powinienem był postąpić. 
Magpie w mieście nie jest obiektem specjalnej troski, ale zdecydowanie nie jest szkodnikiem. Pani w informacji powiedziała, że gdybym go przywiózł, zostałby poddany eutanazji. Zostawienie pod drzewem było O.K.

4 comments:

  1. „założyłem sobie nawet na kasku szpikulce”
    Australia to rzeczywiście kraj dla twardzieli... W rzekach krokodyle, w trawie węże... Nawet ataki ptaków w mieście;-)
    Mam coraz większy szacunek do jej mieszkańców;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jednak ludzie coraz bardziej wydelikaceni. Kiedyś, kiedy ubikacje to były budki w ogródkach, to w każdej czyhał na użytkownika jadowity pająk - redback.
      Teraz wykafelkowane toalety, nie wiem czy ktoś się zatroszczył o los pająków.

      Delete
  2. Trafila Ci sie sytuacja bez dobrego wyjscia jako ze los ptaka byl tylko jeden. Bardzo przykre gdy tak sie przytrafi, gdy jestesmy bezradni. Zostawia w czlowieku bardzo niedobre uczucie mimo iz nie ma w tym jego winy.
    Mozesz blizej opisac te szpikulce?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak jest, bezradność może przygnębić.
      Zdjęcie mojego kasku rowerowego wstawiłem do wpisu.
      Pozdrawiam.

      Delete