Większość pod prywatnymi domami, ale te których zdjęcia zamieściłem w tym wpisie są zlokalizowane przy ścieżkach spacerowych/rowerowych.
Trzeba było w google zauktualizować swoją wiedzę o otaczającym mnie świecie.
TUTAJ dowiedziałem się co się dzieje , a przede wszystkim jak ogromne znaczenie terapeutyczne ma ten pomysł dla dzieci znękanych covidowymi restrykcjami.
Sądząc po tytułach naukowych osób, które wypowiadają swoje opinie, jest to temat z wielką przyszłością.
Generalnie zgadzam się, to może być jakieś zajęcie dla dziecka.
Jako sceptyk w stosunku do wszystkich nowości od razu doszukałem się skazy... Spoonville z dala od domu? W parku lub przy ścieżce, a może przy plaży?
Czy ktokolwiek będzie doglądał tej instalacji?
A co gdy mieszkańcy Spoonville się poprzewracają? A gdy obsikaja ich psy?
A gdy przyjedzie ekipa kontraktorów na okresowe ścinanie trawy - co oni mają zrobić z tymi łyżkami?
Musiałem zapukać do wyższej instancji - TUTAJ.
Spoonville International - strona zawiera reguły tworzenia Spoonville, ale nie wyjaśniły one żadnej z moich wątpliwości.
Na tej stronie jest również rejestr istniejących instalacji - już blisko 400, większość w Australii.
Rozbawiło mnie to trochę - dziecku nie wystarczy obecnie zrobienie czegoś w ogródku czy przy domu, i zabawa z kolegami - to musi być podane do wiadomości na CAŁY ŚWIAT.
To robią ci sami ludzie, którzy gotowi są podnieść ogromny raban w celu ochrony swoich danych osobowych.
Chyba pora skończyć te narzekania i wziąć się za budowę własnej osady.
Bardzo mi sie podoba pomysl i wykonanie.
ReplyDeleteNiechaj sie dzieci bawia a przy okazji rozwijaja swa pomyslowosc i zrecznosc. Okres pandemi jest dla nich tez ciezki i okradl je z tylu normalnych zajec i swobod.
Moze dzieci australijskie maja lzej ale nasze dostaly naprawde w kosc ograniczeniami - wiem dobrze jak moim wnukom namieszaly i zubozyly zycie - juz drugi rok pobieraja nauke online i nie biora udzialu w zadnych poza szkolnych aktywnosciach, nie mogly miec wyjazdowych wakacji, np do mnie.
A same lyzki bardzo piekne i pomyslowo poubierane. To nic ze ewentualnie sie zniszcza czy zmokna - liczy sie wspolna zabawa.
U nas bylo (bo wkrotce zaniklo, wlasciwie istnialo podczas kwietniowo-majowego zamkniecia) malowanie i rozkladanie przy sciezkach kamieni. Czesc miala proste malunki ale czesc zawierala inspiracyjne sentencje. To tez byl fajny pomysl a dzieci mialy co robic.
Czesto przezywam mego meza "Grumpy" - chyba nie chcesz przynalezec do tego klubu?
Jeśli chodzi o uderzenie dzieci restrykcjami, to te z Melbourne miały wyjątkowo ciężko. Chyba nigdzie restrykcje nie były tak ostre.
DeleteGrumpy - oczywiście, że należę do tego klubu.
W erze Instagrama i Facebooka wszystko musi być upublicznione... Nawet dziecięca zabawa:-) Podejrzewam, że w upublicznianiu „maczają palce” przede wszystkim dorośli... A niech im tam;-)
ReplyDeleteOczywiście, że dorośli. Przecież cały internetowy ruch ostatecznie owocuje ozywieniem konsumpcji.
DeleteA może to taki dziecięcy protest przeciw pomnikomanii?
ReplyDeleteMyśmy, jako dzieciaki też w jakiś sposób upamiętniali swoją obecność. Na różne sposoby, jedne lepsze, drugie gorsze, ale netu nie było, i trudno było wypracować jakiś jeden styl. Chwała netowi!, choć sam osobiście mam mieszane uczucia. Dzieciństwo ma jednak swoje prawa.
PS. Jest u Ciebie ten sam problem, który pojawił się na blogspocie. Żądają weryfikacji, co jest mało wygodne. To da się zlikwidować. Sposób opisałem u siebie (kryptoreklama) ;)))
Pomnikomania?
ReplyDeleteNie w Australii.
Chyba jedyne monumenty, które dzieci spotykają w okolicy to cenotafy - słupy upamiętniających mieszkańców danej okolicy, którzy stracili życie podczas I Wojny Światowej.
Ponieważ powstaje wiele nowych dzielnic, to są one coraz rzadsze.
Prócz tego, mamy w centrum miasta kilka pomników z epoki kolonialnej, a w pobliżu stadionów pomniki sportowców, którzy tam błyszczeli.
Dzieci w necie, niestety tu widzę plus tylko w przypadków dzieci mieszkających z dala od osad ludzkich.
Dziękuję za uwagę o weryfikacji, przestawiłem.
ten rodzaj arteterapii ma szerszy aspekt(u dzieci szczególnie).Malowanie twarzy na łyżkach,robienie kukiełek,później być może próby interpretacji(malowanie,makijaże,tatuaże)na odlewach własnych twarzy,czyli masek.Jak się widzimy,albo jak widzimy swoich bliskich......Czasami przydatne dla opiekunów-podręcznik o arteterapii dla dzieci i nie tylko.pozdrawiam.
DeleteJasio z Witanowa
Absolutnie się zgadzam. Tak było od wieków - dzieci robiły zabawki i ozdoby, rysowały.
DeleteJedyne co mnie zastanowiło to efekty uboczne twórczości dzieci eksponowanej w miejscach publicznych.
Pozdrawiam.
trzeba jakieś ryzyko podjąć,ale być może to pierwsze próby organizowania swoich wernisaży-mali artyści wychodzą na zewnątrz,otwierają się przed światem itd.Poza tym to jest Australia,panuje pandemia-trudno jest zebrać grupę dzieci w jednym pomieszczeniu i zapewnić im bliższe relacje-ale zaczynam pisać o sprawach tak oczywistych...(Australia to dla mnie tajemnica i długo pewnie nią pozostanie)ukłony.
ReplyDeleteJasio z Witanowa
Wczoraj wyczytalam jak to pieknie Australia sie wyczyscila z covida nie majac nowych zachorowan co jest duzym krokiem ku dobremu - gratuluje i bardzo zazdroszcze :)
ReplyDeleteNameczyliscie sie scislymi zarzadzeniami ale nie poszlo na marne.
Dziękuję.
DeleteAustralia ma atut oddalenia od świata i korzystnego układu pór roku. Na całej półnoocnej półkuli 2 fala covid wypadła w sezonie grypowym, u nas to wiosna i nadchodzące lato.
Do tego ostre restrykcje.
Teraz jest obawa - przecież jedna osoba zarażona może zarazić wiele osób a gdy ilość zarażonych wzrosnie z 1 do 5, to jest 500% wzrostu.