To było wczoraj.
Co było?
Rzecz w tym, że nic nie było.
Po porannej mszy poczułem się chyba grypowo.
Moja wypróbowana odpowiedź to silna dawka witaminy C - 1,000 mg.
Po krótkim czasie zaczęło się coś dziać -
zadzwonił syn z pytaniem czy w czwartek możemy odebrać dzieci (znaczy wnuki) ze szkoły, wziąć do nas na noc i zawieźć w piątek do szkoły.
Przenocować wnuki?
Ja już nie pamiętam jak one wyglądają więc nie jestem pewien czy odbiorę ze szkoły właściwe dzieci.
Zbadałem sytuację polityczną.
W poniedziałek dzieci pójdą do prawdziwej szkoły, ale wszystkie restrykcje trwają i chyba do 8 listopada nic się w tym względzie nie zmieni.
Obecnie w całej Australii z powodu Covid przebywa w szpitalach 31 osób, jedna na oddziale intensywnej terapii.
No dobrze, dzieci będą w szkole, ale jak mamy tam dojechać, 15 km, do centrum miasta , w którym roi się od policji?
Znalazłem na internecie specjalny numer telefonu z informacją dla dziadków.
Reszta niedzieli zeszła na próbach wyjaśnienia o co chodziło w niedzielnej Ewangelii, nie udało się.
Za to okazało się, że jedna dawka witaminy wystarczyła.
W poniedziałek powiedzieli mi, że jeśli potrafię udowodnić, że nasz syn pracuje, to powinienem dać radę przekonać policję na trasie. Z tym, że odbierać może tylko jedna osoba.
W email-u czekała na mnie wiadomość, że w bibliotece czeka na mnie książka do odebrania.
Tytuł: Pewnego, lodowatego styczniowego poranka na początku 21. wieku, samotny wilk przekroczył zamarzniętą rzekę wyznaczającą granicę między Niemcami i Polską.
Czy po takim tytule będzie jeszcze jakaś treść?
Książki są wystawiane do odbioru w 15-minutowych okienkach czasowych.
Wszystko działało poprawnie.
Już 9 razy uczesniczyłem w MS Walk - marszu charytatywnym na rzecz MS Society, Towarzystwa opieki nad osobami dotkniętymi przez Stwardnienie Rozsiane.
Marsz odbywał się zawsze w 1. niedzielę czerwca w przepięknym Albert Park, którego nawet corocznie wyścigi Formula 1, nie zdołały zeszpecić.
W tym roku marsz nie odbył się, ale dostałem potwierdzenie, że w nadchodzący weekend odbędzie się - wirtualnie.
A więc pomaszeruję... w lokalnym parku, wokół stawu z kaczkami.
Mój pierwszy marsz wyglądał tak:
Az nie moge czytac ze macie 31 chorych w szpitalu. Z zazdrosci oczywiscie.......
ReplyDeletePomalu nawet nie sprawdzam naszych codziennych numerow bo po prostu zbyt przygnebiajace.
Mam nadzieje ze odbior wnukow odbedzie sie bez pomylki i innych przeszkod.
Wczoraj bylo u nas niemal 90 F w sloncu, absolutnie za cieplo na polowe pazdziernika.
Tak, jedna osoba w intensywnej terapii.
DeleteCzyli jeśli jeszcze jeden chory bedzie wymagał takiej terapii, to będzie wzrost o 100%.
Jak tu opierać sie na statystyce?
będę czekać na foto relację z tego dziwnego 2020 marszu :)))
ReplyDeleteMam nadzieję, że kaczki dopiszą.
Delete31 osób powiadasz? Hmm, przy takiej ilości nikt by tu nie wiedział, że szaleje koronawirus.
ReplyDeleteUrzekłeś mnie tą obawą o nierozpoznanie wnuków ;)))
Niewiarogodność małych liczb.
DeleteNasz stanowy premier wyznaczył limit średnio 5, wtedy zniesiemy restrykcje.
A tu mamy 7-10 zachorowań dziennie (na 5 mln mieszkańców) i co? Ludzie mają prawo tracić cierpliwość.