Thursday, June 29, 2023

Budujemy mosty

... dla pana starosty.
Wróć - poprawka - pora na budowanie mostów do SI - Sztucznej Inteligencji 

Zacznę jednak od wspomnień.
Most - po angielsku bridge, w dzieciństwie, gdy nie znałem jeszcze angielskiego była to gra karciana - brydż.

Moja matka wzmiankowała, że jest to gra dla inteligencji - niesztucznej.

Praktycznie zetknąłem się z brydżem podczas szkolnych wakacji - to był chyba rok 1953 - tak, tak - 70 lat temu.
Wakacje 1953 - spędziłem je w osiedlu Ameliówka w pobliżu Kielc - była nas spora grupa...


Gdy pogoda była gorsza graliśmy w karty - cygan, dureń, tysiąc, canasta, kierki... wreszcie przyszedł czas na brydża.

Dwa lata później kilku z nas uzależniło się chyba od tej gry.
4 razy w tygodniu, po lekcjach, szliśmy do mieszkania kolegi i graliśmy w brydża ponad 2 godziny, wychodziliśmy tuż przed powrotem z pracy matki kolegi.
Nasi rodzice popierali nasze zainteresowanie, oczywiście nie wiedzieli o tych codziennych brydżowych sesjach, i w co drugą niedzielę organizowali nam dłuższe brydżowe spotkania.

Wydaje mi się, że zaprocentowało to podczas studiów - nie miałem ochoty na brydża a sporo kolegów z akademika przegrało w karty niejeden rok akademicki.

Gdy rozpocząłem pracę grywaliśmy w brydża (moja żona gra bardzo dobrze i lubi grać) dość rzadko.
Miło nam było gdy w Australii mogliśmy to kontynuować.
Przerwał to dopiero covid oraz śmierć kilu osób z naszego grona (śmierć nie z powodu covidu).

Covid się skończył, ale do brydża towarzyskiego jakoś nie wróciliśmy.
Ja, od czasu do czasu, zagram chwilkę z robotami na komputerze.

Wczoraj osiągnąłem największy sukces - 2-gie miejsce w gronie prawie 4,000 osób....


Na marginesie wspomnę, że komputer daje zupełnie nierealne układy kart, ale jak widać - z robotami czasem można się dogadać.

Tuesday, June 27, 2023

Żaba nasza powszednia

 Miało być - chleb nasz powszedni - ale jak tu mówić o chlebie jeśli piekarnia, która go produkuje nazywa się WoodFrog - KLIK.

Ilustracja nad wejściem nie pozostawia wątpliwości...

Również ogłoszenie przy drzwiach mocno faworyzuje żaby...


Wnętrze rozwiewa wątpliwości...


Nasz regularny wybór to ciemny razowiec dla mojej żony, chleb dyniowy (pumpkin) dla mnie i spelt dla córki i syna.
Spelt - polska nazwa - orkisz - to chleb z średniowiecznej pszenicy, która ma znacznie większe walory odżywcze i zdrowotne od pszenicy powszechnie uprawianej - KLIK.
Jej wadą jest dłuższy cykl wyrastania w związku z czym została wyrugowana z rynku przez łatwiejsze w uprawie odmiany - wiadomo, globalizacja - już w XVII wieku.
Na szczęście w ostatnich latach wróciła na europejskie pola.
Na muzycznym marginesie dodam, że przed laty, gdy regularnie odwiedzaliśmy Filharmonię Narodową, pierwszym wiolonczelistą był Andrzej Orkisz - mniam, jak smacznie on grał.

Piekarnia Woodfrog Bakery to artisan bakery - piekarnia rzemieślnicza.
Przyznaję, że po smaku poznać rękę fachowca.
Również po cenie - bochenek 680 g kosztuje A$9.20
Niestety obecnie nasze zapotrzebowanie na węglowodany jest tak niewielkie, że zadowalamy się jedną kromką dziennie. Z zazdrością patrzyłem na naszą wnuczkę, która po przyjściu ze szkoły rozglądała się za przyniesionym przeze mnie nowym bochenkiem chleba i smarowała sobie grubo masłem 3 kromki.

Na marginesie świętojańskim wspomnę, że nasza córka zamówiła 4 bochenki speltu na swoją celebrację najdłuższej nocy roku.

Impreza bardzo się udała - około 30 gości, w tym tuzin młodzieży uniwersyteckiej - koleżanek i kolegów naszej wnuczki.
Nasza córka zapewniła właściwą oprawę - o północy zgasły wszystkie światła, każdy z gości miał zadanie wymienić jedną sprawę, którą chce usunąć w zimową ciemność i jedną, która powinna rozwinąć się w nadchodzącej jasności, po czym zapalał świeczkę.
A potem celebrowali przy ognisku do 3 rano.
Młodzież nocowała w namiotach.

P.S. Jeśli chodzi o żabią stronę, to Google wyjaśnia, że woodfrog - żaba drzewna, istnieje i ma się dobrze - szczególnie w zimie bo może przespać stan mrozu, nie szkodzi jej nawet zamarznięcie krwi - KLIK.

Saturday, June 24, 2023

Najbardziej znośne miasto

 Właśnie ogłoszono wyniki konkursu na Most liveable city
Liveable -
google podpowiada, że to znaczy znośne, więc nie wnikam w detale.

Oto czołówka:
1. Wiedeń,
2. Kopenhaga,
3. Melbourne,
4. Sydney,
5. Vancouver,
6. Zurich,
7. Calgary,
8. Genewa,
9. Toronto,
10. Auckland i Osaka

Kryteria klasyfikacji: życie kulturalne, opieka zdrowotna, edukacja, stabilność, środowisko naturalne.
Więcej tutaj - KLIK.

W sumie sklasyfikowano 173 miasta - najlepsze miejsce z miast USA zajęło Honolulu - 25, zaskoczył spadek Sztokholmu na 43 pozycję.
Trzy ostatnie miejsca zajęły Algier, Tripoli, Damaszek.
Nie mogę znaleźć pełnej listy więc nie znam pozycji polskich miast.

Przy okazji wspomnę, że w latach 2015-2017, Melbourne zajmowało pierwsze miejsce.
Z drugiej strony, w okresie pandemii, Melbourne z łatwością zdobyłoby tytuł najbardziej zamkniętego miasta

Jak więc się żyje w tak przyjaznym mieście?

Moim zdaniem dobrze.

Przyjemnie mi się zrobiło, że Melbourne pokonało Sydney właśnie w kategorii życia kulturalnego.
Rzeczywiście, na brak kulturalnych okazji nie można narzekać chociaż nie powinienem się chyba wypowiadać bo ostatnio rzadko opuszczamy dom.
Opieka zdrowotna - no nie wiem, w ostatnich 3 latach musiałem kilka razy skorzystać z usług pogotowia i zdarzało się czekać 2 godziny na karetkę, inna rzecz, że nie były to przypadki krytyczne, wymagające natychmiastowej interwencji.
Również w szpitalu, raz spędziłem chyba 10 godzin w sali przyjęć gdyż nie było wolnego miejsca w salach szpitalnych (to był szpital państwowy).

Środowisko naturalne - zgoda, Melbourne ma bardzo dużo parków i zieleni, na pewno więcej niż Sydney czy miasta europejskie.
Z drugiej strony - bardzo zatłoczone ulice i szosy dojazdowe.
Miasto jest wyjątkowo rozległe, niektórzy spędzają grubo ponad godzinę na dojazd do pracy.

Przy okazji...
Dwa dni temu pojechałem samochodem do polskiego sklepu kupić salceson.
Tuż za pierwszym skrzyżowaniem, kierowca jadący na zewnętrznym pasie postanowił mnie wyprzedzić i gwałtownie zajechał mi drogę, aż mi się zadymiło z hamulców.
W drodze powrotnej, na tym samym skrzyżowaniu, zielone światło, jadę na wprost i nagle kierowca jadący z przeciwka postanawia skręcić tuż przed moim nosem - znowu pisk i dym z hamulców.

No właśnie, czy w tej klasyfikacji zwrócono uwagę na jakość transportu publicznego i bezpieczeństwo na drodze?

P.S. Znalazłem osobny ranking europejskich miast, kryteria klasyfikacji też nieco inne, ale można obejrzeć całą listę i jest na niej Warszawa - 32 pozycja, przed Manchesterem i - uwaga - Wenecją.
Kraków - 45, Gdańsk - 89, Wrocław - 95, Poznań - 99.
Na pierwszych trzech pozycjach - Londyn, Paryż, Amsterdam.
Szczegóły TUTAJ.

Wednesday, June 21, 2023

Świętojanskie wspomnienia

 Dzisiaj Noc Świętojańska...

21 czerwca - od dziecka wiedziałem, że to początek sezonu kąpieli i pływania.
W tym dniu otwierano basen w Kielcach - otwarty,  krytego jeszcze długo tam nie było.

Pamiętna Noc, a raczej wieczór były na wakacjach, jeszcze w wieku przedszkolnym, w małej miejscowości na Ziemiach Odzyskanych, mieszkańcy pobliskiej wsi puszczali wianki.

Następna pamiętna okazja przyszła dopiero w 2008 roku - Bieg Świętojański im Jana Marka w Pogórzu koło Skoczowa.

Jan Marek - pierwszy raz spotkałem go we Włoszech, podczas mojego pierwszego maratonu narciarskiego Marcialonga - znaczy długi marsz - rzeczywiście - 70 km.
Jan Marek stał za metą, palił papierosa i rozmawiał z dużo młodszym towarzyszem po polsku - dołączyłem do nich. Ten młodszy towarzysz nazywał się Wojtyła - bez skojarzeń proszę.
Przypadliśmy sobie jakoś z Janem M. do gustu i rozwinęła się listowna korespondencja.
O ile w naturze Jan Marek wyglądał trochę na chłopka roztropka, o tyle w korespondencji prezentował piękną polszczyznę i duże zasoby wiedzy historycznej.
Zapraszał mnie oczywiście do siebie, okazja nadarzyła się dopiero w 1998 roku.

W muzeum św Jana Sarkandra...


Odbyliśmy kilka sesji narciarskich w okolicach Wisły i Koniakowa.
Przy okazji Jan wspomniał, że zorganizował w swojej miejscowości, Pogórze, coroczny Bieg Świętojański.
- Lechu, jaką ty byś mi przyjemność sprawił gdybyś na ten bieg przyjechał.
Na to jednak się przez długie lata nie zanosiło, do Europy przyjeżdżałem tylko w zimie, na maratony narciarskie.

Czas znalazł się dopiero na emeryturze.
Rok 2008 - kilka lat wcześniej dostałem wiadomość o śmierci Jana w jakiejś bezsensownej katastrofie samochodowej.
To było dodatkowym bodźcem.

Czerwiec 2008 - tydzień spędziłem w Zakopanem szlifując kondycję.
Wreszcie przyszedł czas na wyjazd do Skoczowa.


Na słupach z ogłoszeniami plakaty biegu, który nazwano imieniem mojego przyjaciela - górski bieg terenowy, dystans 12.5 km.

Autobusem pojechałem do Pogórza na start.
Sporo uczestników, od razu zrzedła mi mina. Na szczęście zauważyłem kilka osób w mojej kategorii wiekowej w koszulkach z napisem - Klub Dreptaka. Przysiadłem się do nich dyskretnie i mina zrzedła mi jeszcze bardziej - te Dreptaki biegały w każdy weekend 21-kilometrowe półmaratony.

Start - stanąłem na samym końcu.
Wystrzał z armaty.
Dreptaki wyrwały do przodu.
Tuż przede mną stała jakaś para - młoda dziewczyna, to jej pierwszy bieg długodystansowy, jej sporo starszy towarzysz miał jej służyć radą.
Postanowiłem przykleić się do nich, może i mnie te rady coś pomogą.
Po może 300 m, klej stracił swoją przylepność, biegliśmy jeszcze ulicami Pogórza, niedaleko od stadionu - miejsca startu i mety.
Zwolniłem tempo do marszu i wtedy zauważyłem za moimi plecami trzech chłopców na rowerach.
Uśmiechnęli się do mnie.
- My jesteśmy straż tylna.
- Zaopiekujemy się panem, proszę się nie obawiać.
- Dlaczego pan zwolnił, proszę biec w tę stronę, tu bardzo łatwa część - tamy na stawach.

- Wiecie co? - wtrąciłem się - ja już widzę, że nie dam rady, przecież za chwilę zaczną się góry. Chyba tu jest najlepsze miejsce żeby się wycofać i nie narobić organizatorom kłopotu.
- Jakiego kłopotu?
- My będziemy z panem cały czas, nam się nie spieszy.
- Jaki pan daje przykład młodzieży? Bieg trzeba ukończyć.

Ruszyłem truchtem w stronę stawów,  mocny zapach świeżo skoszonej trawy.
Od czasu do czasu mijaliśmy gospodarstwa wiejskie, świeżo rozpalone ogniska, ludzie szykowali się do Nocy Świętojańskiej.
O dalszym ciągu biegu nie ma co opowiadać, poza tym, że tylna straż cały czas starała się dodać mi otuchy.
Wreszcie meta, byłem oczywiście ostatni, ale jednak zauważono mnie.
Okazało się, że kuzynka Jana Marka pełni ważną funkcję w lokalnym samorządzie. Pamiętała mnie z mojej wizyty 10 lat temu, wypiliśmy wspólnie po kieliszku wódki.

Skierowałem się w stronę przystanku autobusowego.
Po drodze mijałem miejscową szkołę, nosiła imię Jana Marka.
Na schodach przed wejściem siedziała grupka chłopców, spojrzeli na mnie badawczo:
- Ukończył pan bieg?
- Ukończyłem - odpowiedziałem i po raz pierwszy tego dnia poczułem zadowolenie.
- To w porządku, tak powinno być.

Dopiero wtedy zauważyłem tablicę nad ich głowami...



W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem... - w tym dniu nawet św Paweł był ze mną.

A tymczasem w Australii.
Winter Solstice czyli najdłuższa noc roku.
Nasza córka urządza w tym dniu ognisko na swojej farmie.

Migawka sprzed kilku lat.
Przed nocą jest jednak trochę dnia,  postanowiłem wpaść na chwilę na narty.
To jeszcze nie sezon, śnieg nietknięty ludzką nogą...


W lesie czekają bogato nakryte stoły...


Na farmie przygotowania w pełni.
Zięć zbiera drzewo na ognisko...



Wreszcie zapalamy ogień...


Goście przyjadą gdy zacznie zapadać zmrok.
A potem będzie dłuuuga noc.

A w tym roku - impreza odbędzie się w sobotę, córka spodziewa się około 30 gości, w tym połowa to młodzież, studenckie towarzystwo naszej wnuczki. Żona nastawiła ogromny gar bigosu, ale wyjazd na farmę to już dla nas trochę za daleko.
Pozostały wspomnienia.

P.S. Cross Świętojański ma się dobrze - link do tegorocznego biegu TUTAJ.

Monday, June 19, 2023

Kazoo

 Dzisiaj obudziłem się niechętnie.
Wczorajsza prognoza pogody zapowiadała chłód i deszcz.
Rzeczywiście, zaczął padać jeszcze zanim zasnąłem.

Pierwsza rzecz po obudzeniu - wordle - KLIK.
Po 4 podejściach miałem model zgadywanego słowa - ?A?O?
Sytuacja wyglądała jednak marnie bo do dyspozycji zostały mi tylko litery - Q, Y, Z, X...
Nic dziwnego, że poległem.

Odpowiedź - KAZOO - nigdy takiego słowa nie widziałem, nie słyszałem.
Google wyjaśniło, że jest to instrument muzyczny.
To ci heca!
Dopiero co pasjonowałem się wyborami najpopularniejszego utworu muzycznego i przegapiłem :)

Demonstracja instrumentu - TUTAJ.

Sprawdziłem wyniki głosowania - kazoo zajęło 90. pozycję, 2 miejsca za kastanietami, tuż przed liściem z eukaliptusa - KLIK.

I jeszcze kilka słów na temat wiolonczeli, zwyciężczyni konkursu.
Każdy, kto widział wiolonczelę wie, że stoi ona na cienkiej nóżce - angielska nazwa endpin lub stoper, polskich nazw jest wiele - korek wiolonczelowy, stoper, stojak.

Tymczasem kilka lat temu na festiwalu muzycznym w złotodajnym Ballarat zauważyłem, że wiolonczelistka ściskała instrument łydkami.
Zaintrygowany spytałem ją co tu się dzieje, czy mogę coś pomóc?
Wyjaśniła mi, że w czasach J.S. Bacha właśnie tak obsługiwano ten instrument.
Poniżej demonstracja, szczęśliwie udało mi się znaleźć video prezentujące panią,  z którą rozmawiałem...

W związku ze zwycięstwem w konkursie, o wiolonczeli ostatnio głośno, wspomniano również jej konstrukcję i stojak (stoper, korek).
I tu radosne zaskoczenie - wprowadzenie tego bardzo użytecznego dodatku przypisuje się belgijskiemu wiolonczeliście Adrien-François Servais a to przecież nie kto inny tylko dziadek polskiej, mało przez kogo pamiętanej, sławy - Misi ( z domu Godebskiej ) Sert - KLIK.

Z domu Godebska?
Mieszkańcom Warszawy podpowiem, że ojciec Misi, Cyprian Godebski, jest twórcą pomnika Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu - KLIK.

No i w ten sposób przepuściłem cały chłodny ranek i doczekałem słonecznego choć zimnego popołudnia.

Friday, June 16, 2023

Vegemite Day

 Pierwszą wiadomością w porannym dzienniku TV była informacja, że obchodzimy dzisiaj Vegemite Day - KLIK.
Wspominałem kiedyś na tym blogu, że istnieją dziesiątki list Międzynarodowych Dni więc codziennie każdy może sobie wybrać rodzaj dnia jaki mu odpowiada.

Mnie akurat vegemite odpowiada gdyż codziennie, na śniadanie, smaruję sobie grubo kromkę chleba tym smarowidłem.

Zaskoczyło mnie, że zlinkowany powyżej adres ma końcówkę .co , czyli pochodzi z Kolumbii ???
Czy oni naprawdę wiedzą o czym mówią?

Australijczycy jednak też nie śpią - firma produkująca Vegemite wypuściła na rynek ograniczoną ilość malutkich słoiczków ze swoim produktem - cena - bagatela A$160 za uncję (28.3 grama) - KLIK.

Czym prędzej wyjaśniam, że produkt, który kupuję sobie na śniadanie kosztuje A$5.60 za 380g...


Być może jakiś wpływ na różnicę cen ma fakt, że ta droższa wersja sprzedawana jest w srebrnych słoiczkach.
W każdym razie wersja luksusowa została kompletnie wysprzedana w ciągu pół godziny.

Pora wyjaśnić o co chodzi.
Vegemite to smarowidło do chleba wyjątkowo bogate w witaminę B i kilka innych okropnie zdrowych składników - KLIK.

A smak i zapach?
Czytałem kilkanaście wspomnień europejskich imigrantów do Australii.
Prawie wszyscy wspominali szok gdy rozpoczęli naukę w australijskiej szkole, wyciągnęli przygotowaną przez grecką, włoską, chorwacką, matkę kanapkę z serem, szynką, salami i poczuli nieprzyjemny zapach wydzielający się z kanapek ich australijskich kolegów. Do tego jeszcze kolor przypominający pastę do butów.
Ja przybyłem do Australii jako dorosły, ale w pierwszym domu, do którego zaproszono nas na posiłek, gospodarze zaproponowali malutką kromeczkę chleba z tym australijskim specjałem.
Spróbowałem maleńki kąsek i wystarczyło mi na 21 lat.

Rok 2004 - wziąłem udział w Great Victorian Bike Ride - cudowny rajd rowerowy - 8 dni, ponad 600 km, cudowne otoczenie - Great Ocean Road - szosa wzdłuż brzegu oceanu.

Śniadanie wydawano od 5 do 9 rano - samoobsługa, na stołach płatki owsiane, mleko, kilka rodzajów chleba, wędliny, sery, dżemy i vegemite.
Po chyba 3 dniach pedałowania, zupełnie niespodziewanie, poczułem nieprzepartą ochotę na ten produkt. Posmarowałem kromkę chleba grubą warstwą i przez ostatnie 19 lat jest to mój stały rytuał.

Monday, June 12, 2023

Świąteczny weekend

 Zaczęło się źle - po serii 35 sukcesów w Wordle, przyszła porażka.
Po 5 próbach wiedziałem, że ostatnie 3 litery to ARD.
A dwie pierwsze?
Pozytywne spojrzenie na życie podpowiedziało - AWARD - nagroda.
Figa z makiem - poprawna odpowiedź brzmiała - GUARD - czyli straż.
Jakie rozsądne, wszak licho nie śpi, moja pycha została ukarana.

Reszta weekendu upłynęła pod znakiem wyborów - ulubionego instrumentu muzycznego.
Sygnalizowałem to ponad 3 tygodnie temu, wtedy też oddałem swój głos.
Na pierwszych pozycjach - altówka, chór, fagot - ostateczne pozycje - 9, 13, 22 - wygrała wiolonczela.

Powyższe uważam za wygraną, głównie dlatego, że program był bardzo dobrze prowadzony.
Prezenterzy przedstawili pierwszą setkę najpopularniejszych instrumentów, zrobili to bardzo ciekawie i bardzo dobrze dobrali ilustracje muzyczne.
Tutaj link do wyników głosowania - KLIK.
Zwycięstwo wiolonczeli całkowicie mnie satysfakcjonuje.
Jedną z ilustracji muzycznych był bardzo popularny w anglojęzycznym świecie koncert wiolonczelowy Edwarda Elgara, oczywiście w wykonaniu Jacqueline de Pres - KLIK.
Zlinkowane nagranie budzi we mnie smutne refleksje... dyrygent Daniel Barenboim, w jego oczach widzę cały czas troskę, Jacqueline, która była jego żoną wygląda bardzo krucho, kilka lat później unieruchomiło ją stwardnienie rozsiane.

Dla polepszenia nastroju przypomniała mi się napisana chyba 55 lat temu piosenka Prześliczna wiolonczelistka - KLIK.

W międzyczasie była oczywiście regularna, niedzielna, msza.
To znaczy nie była ona całkiem regularna - w Australii było to również Boże Ciało.
Sprawdziłem - KLIK - lista krajów, w których Boże Ciało obchodzone jest w czwartek nie jest zbyt długa.

A dzisiaj, poniedziałek, świętujemy King's Birthday - urodziny króla.
Rok temu były to jeszcze Urodziny Królowej, urodzin króla nie mieliśmy 70 lat, takiego to historycznego doświadczenia nabieram dzisiaj.
Wspomnę jeszcze, że tak konkretnie, to żadna brytyjska koronowana głowa nie obchodzi dzisiaj urodzin, po prostu, musieliśmy dać jakiś upust naszej admiracji dla królewskiej rodziny.

To jest chyba jedyne święto, któremu nie towarzyszą żadne oficjalne ceremonie.
Przed laty był to oficjalny początek sezonu narciarskiego, ale ta tradycja chyba ostatnio rozpuściła się.

My zaprosiliśmy gości na obiad, będzie czas na wspomnienia.

Thursday, June 8, 2023

OK-ruchy dnia

 Coś ostatnio trudno mi się zebrać żeby coś zablogować, ale dzisiaj postanowiłem to naprawić.

Pierwsza czynność dnia - Wordle.
Dzisiejsze słowo - CRUMB - czyli - okruch.

OK - pomyślałem - będą jakieś ruchy = Okruchy.

Podstawowy ruch to wyprawa do centrum miasta na poranny koncert z serii Mostly Mozart.
Wspominałem tę imprezę już kilka razy, nic dziwnego jesteśmy wraz z żoną jej wiernymi słuchaczami od samego początku czyli ponad 12 lat.

Wyprawa do centrum miasta.
Niby drobiazg, około 12 km.
Pamiętam, kiedyś dojechaliśmy tam w 12 minut.
Ale to był koncert, który zaczynał się o 5 rano.

Dzisiaj zaczynał się o 11 rano, pełen ruch.
Najszybciej autostradą - gęsto upchane ogromne ciężarówki. 
Wyznam, że czuję się mocno niepewnie gdy nasz malutki samochód jest okrążony ciężarówkami przypominającymi wieżowce i wszyscy poruszamy się zgodnie z prędkością 80 km/h.
Na szczęście to tylko 15 minut, znalezienie parkingu zajęło nieco więcej czasu.

Poranne koncerty Mostly Mozart są ukierunkowane na starsze osoby, do rytuału zaliczają się darmowe ciastka i kawa. Seniorzy radzą sobie z tym bardzo dobrze.

Tytuł dzisiejszego koncertu - serenada.
Pierwsze skojarzenie - Eine kleine Nachtmusic
Słuchałem tego utworu wiele, wiele lat temu, w wykonaniu Filharmonii Warszawskiej. Przez wiele lat był to mój ulubiony utwór i wyznam, że dzisiaj nie miałem na to apetytu.

Program koncertu rozwiał moje obawy - fragmenty z opery Flet Zaczarowany, Serenada Haffnerowska, Serenada A. Dworzaka (tytuł koncertu wszystko wyjaśnia - Głównie Mozart - czyli jeszcze ktoś inny na dodatek.

Prowadzący koncert zapowiedział, że koncert będzie bogaty w cholesterol, podobnie jak wcześniejsze ciastka, tu niestety spotkał nas zawód.
Wykonawcami była orkiestra złożona z młodych muzyków, wiemy jak niejasny jest ich stosunek do cholesterolu.
Dlatego nie zaprezentuję tu żadnego z wykonywanych na koncercie utworów, zamiast tego proponuję duet z Zaczarowanego Fletu...

Śmieszne i wesołe, nie jestem pewien czy wszyscy zauważyli, że jednym przesłaniem tego duetu jest pewność radości z wielkiej ilość dzieci.

Wracając z koncertu wpadliśmy na bazar po spore zakupy żywnościowe i wyznam, że to wyczerpało nasz dzienny zapas energii.

Dodam więc kilka drobnych okruchów z marginesu.
Muzyka...
Staramy się delikatnie zainteresować nasze wnuczęta muzyką klasyczną.
Nasza najstarsza wnuczka - 18 lat - właśnie zaczęła studia, ma bardzo bogate życie towarzyskie na uniwersytecie, w tym znajomego, który interesuje się muzyką.
Moja żona nie przegapiła takiej okazji - zachęciła wnuczkę, żeby kupiła bilety dla siebie i kolegi na koncert orkiestry symfonicznej.
Kupiła = A$270.
Dwa dni później dostałem email z ofertą nie do odrzucenia - wyprzedaż na koniec roku finansowego (30 czerwca) - bilety po $49.
Wyprzedaż biletów na koncert symfoniczny?
Nie na mój rozum.

Apeirogon - ta książka zdominowała kilka ostatnich dni. Nie tyle książka, ile przedstawiona w niej historia.
Podtrzymuję moje wstępne, negatywne, wrażenie.
Opisywana historia jest piękna, książka niepotrzebnie to miesza z zupełnie niepowiązanymi wydarzeniami.
Rezultat - w moim przypadku - nie miałem cierpliwości przeczytać systematycznie wszystkich 1001 rozdziałów, bardzo szybko zacząłem uzupełniać swoją wiedzę na internecie i wkrótce kontynuacja czytania była w zasadzie niepotrzebna.
Jednak historia jest na tyle piękna, że pewnie jeszcze nie raz do niej wrócę więc wróciłem też do książki.

1001 rozdziałów.
Przerwa w czytaniu nastąpiła po około 300 rozdziałach.
Po powrocie do czytania okazało się, że numeracja rozdziałów jest nieco pokrętna - pierwsze 500 rozdziałów ponumerowane po kolei, następne 500 - w odwrotnej kolejności.
Na końcu - rozdział bez numeru - zdjęcie lekko pofalowanej wody - przepraszam za zdradzenie niespodzianki.
Wyznam, że po powrocie czytało mi się lepiej, nie wiem czy to była kwestia nastawienia czy autor nieco zmienił styl.

Poszukiwania na internecie przyniosły różnorodne rezultaty - głównie zachwyty, ale również krytyczne spojrzenie - mistyfikacja oczywistej sprawy - KLIK.
Ta "oczywista sprawa", to bezwzględna okupacja Palestyny. 
Po powrocie do książki stwierdziłem, że nie jest tak źle, autor nie szczędzi wielu opisów nieludzkiego postępowania izraelskich okupantów, ale jednak lektura licznych opinii czytelników potwierdza zarzuty agencji prasowej z Qataru - wszyscy uważają za sprawę oczywistą odwieczne prawo Izraela do ziem, które starotestamentowy Bóg obiecał Mojżeszowi.
Nikt nie próbuje zadać pytania - a skąd tam się wzięli Palestyńczycy?
Książka wspomina, że rodzina żony Izraelczyka Rami to "jerozolimianie od 7 pokoleń".
O pochodzeniu rodziny Palestyńczyka, Bassama, ani słowa, a podejrzewam, że zamieszkuje ona na tych terenach od 77 pokoleń.

Google też nie śpi - dostałem propozycję zainteresowania się kursami języka Yiddish lub inicjatywą Rozmowy przy Szabasowym Stole (Shabbat Table Talks).
Ewentualnie mogę wesprzeć te inicjatywy finansowo, wszak koniec roku finansowego.

Thursday, June 1, 2023

Pierwszy

 Dzisiaj - 1 czerwca 2023 - w Australii oficjalny Początek Zimy.

Na dworze - po dość niezimnej nocy, 12C, świeci piękne słońce, temperatura się podnosi.

Wczoraj było gorzej.
Liście przytulały się do kamieni...


Kamienie wchłaniały je bez pośpiechu...


Kolejny raz przegrałem w totolotka.

Dzisiaj rano, pierwsza czynność to - rozwiązać dzisiejsze Wordle.
Już wspominałem o tej rozrywce - w 6 próbach odgadnąć 5-literowe słowo.

Dzisiaj wyglądało to tak:


Pierwsze dwie linie wypełniam zawsze tak samo, w ten sposób mam załatwione 40% angielskiego alfabetu.
Dzisiaj ani jednego trafienia - to dobrze, pozostaje już nie tak wiele możliwości, w tym tylko dwie samogłoski.

Spróbujmy słowo z A - stAff.
Jest! Kolor żółty oznacza, że na złej pozycji.

Spróbujmy przesunąć A na inną pozycję i wykorzystać ostatnią samogłoskę - Y == bAdlY.

Not so badly,  pozostały jeszcze dwie szanse i bardzo mało możliwości... na przykład JAZZY!

Jestem w jazzowym nastroju a więc...

Jeszcze odrobina statystyki...

A więc to była już 105. gra, ostatnie 26 gier zakończyło się sukcesem co daje 80%.

No to można wybrać się na spacer.