Saturday, August 7, 2021

Koszykówka nerwówka

 Od czego tu zacząć?
No więc w czwartek, piątek i dzisiaj (sobota) nasz wnuk, który uczęszcza do szkoły baletowej, miał mieć półroczny występ (baletowy).

Dostać bilety na te występy to regularna loteria. 
Mojej żonie udało się dostać pojedyńczy bilet na występ czwartkowy więc dodatkowo dokupiliśmy bilet na "live streaming" na sobotę. 

W międzyczasie, już w czwartek, nasz rząd stanowy ogłosił kolejny, już szósty, lockdown.
Czwartkowy występ jeszcze się odbył, ale już po północy - zamknięte szkoły, teatry, ech... szkoda gadać.
Łudziliśmy się jednak nadzieją, że może szkoła wyemituje w sobotę nagranie z czwartkowego występu.

Sobota, godzina 14:00, pół godziny do "live streaming", na rozgrzewkę włączyliśmy telewizję.

Transmisja z Tokio - między Melbourne i Tokio jest tylko godzina różnicy więc wszystko idzie na żywo.
Akurat padło na finał koszykówki mężczyzn - USA - Francja.
Końcówka była wyjątkowo emocjonująca - różnica oscylowała między 10 a 6 punktów, jeszcze tylko 10 minut gry.
Niestety w koszykówce te ostatnie 10 minut potrafi rozciągnąć się do pół godziny. 
Co kilka sekund jakieś zakłócenie, jeszcze 8 sekund przed końcem któraś z drużyn poprosiła o przerwę techniczną.
Ostatecznie wygrało USA (87-82) a ja spóźniłem się z przełączeniem telewizora na występ baletowy wnuka,

Niestety dostaliśmy tylko komunikat, że "THIS LIVE STREAM IS NOT RUNNING".
To nieco polepszyło moją pozycję w oczach żony a mnie przypomniało się spotkanie z koszykarzem, który, podobnie jak dzisiaj Francuzi, przegrał z USA finał olimpijski w koszykówce.

Rok 1996 - Tartu - Estonia.
Przyjechałem tam na maraton narciarski.
Pierwsze wrażenie - zimno.
Moi regularni czytelnicy mają już pewnie dosyć moich narzekań na ten temat. Tym razem nie narzekam bo to było dawno, ale za to było naprawdę zimno, w nocy poniżej -30C.
Dni były słoneczne, temperatura potrafiła wzrosnąć do -20C. Dlatego nawet podczas treningu nie rozstawałem się z plecakiem.


W przeddzień wyścigu odbyła się bardzo urozmaicona ceremonia otwarcia. Dla mnie dodatkowym urozmaiceniem było bieganie na koronę stadionu gdzie paliły się ogromne ogniska, przy których można było trochę się rozgrzać.

Nawet po wspólnym zdjęciu z estońskimi narciarkami potrzebna była rozgrzewka...

Podczas takiej rozgrzewki jakiś Estończyk popatrzył krytycznie na mój strój i spytał skąd jestem.
- Z Australii.
- Ty jesteś z Australii? Melbourne to najpiękniejsze miasto świata!
- Byłeś w Melbourne?
- Byłem, w 1956 roku, na olimpiadzie, grałem w drużynie koszykówki.
Spojrzałem na niego - wzrost potwierdzał oświadczenie.
Szybko dokonałem retrospekcji i redefinicji na sytuację polityczną sprzed 40 lat.
- Ach, więc grałeś w drużynie ZSRR, zdobyliście srebrny medal. Gratuluję.
- Tak, w drużynie ZSRR - opuścił głowę, ale za chwilę ją podniósł i chwycił moją dłoń - ale ja grałem dla Estonii - jego dłoń miażdżyła moją dłoń - rozumiesz - dla Estonii!
Spojrzałem na jego twarz, w świetle ogniska widziałem jak spływały po niej łzy.
- Rozumiem - odpowiedziałem i poczułem że coś zamarza na mojej twarzy.

12 comments:

  1. Piekne i wzruszajace wspomnienie z maratonu narciarskiego, Ty w Estonii w 1996 a Estonczyk w Melbourne 40 lat wczesniej.
    Duzo miales tych narciarskich maratonow, fajnie kiedys czytalo mi sie jak zdobyles medal na Walentynki.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czytałaś o Walentynkowym medalu ?-)
      Tak, wspomnienia dużo ciekawsze niż moje obecne życie.
      Swoja drogą - Estończyk w reprezentacji ZSRR - to pewnie wymagało kompromisów. Niektórzy mieli trudne życie.

      Delete
    2. No czytalam, piekny niesamowicie oryginalny medal.
      Juz od wielu lat mowie, ze wszystko co najpiekniejsze dawno przezylam.

      Delete
    3. Wspomnienia są piękne, ale póki żyjemy mamy szansę na coś pięknego.

      Delete
  2. Mnie tez wzruszylo to spotkanie, poza tym wczulam sie w tego Estonczyka domyslajac sie ze udzial w olimpiadzie napewno byl jednym z najwiekszych przezyc jego zycia. Dobrze jest miec cos takiego do wspominania bo dla wiekszosci przebiega tylko "normalnie".
    Nie wiem czy potrafilabym zgrabnie jezdzic na nartach w dlugiej spodnicy - tym paniom naleza sie slowa uznania.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oczywiście że byś potrafiła :)
      Estończyk w reprezentacji ZSRR. Przypomiało mi to historię zasłyszaną współcześnie od rosyjskiego narciarza -
      - Lech, wy w Polsce nadawaliście statkom nazwiska królów.
      - Pamiętam tylko jeden - Batory.
      - A Sobieski? Był taki król?
      - Był.
      - I statek też. A wiesz, że ZSRR go od Polski odkupił i zmienił nazwę na Gruzja. I na tym statku płynęły w 1956 r reprezentacje wielu krajów "demoludu" do Melbourne.
      Mój Estończyk też pewnie płynął.
      Płynęła też reprezentacja Węgier i właśnie w czasie podróży miała miejsce węgierska rewolucja. Radiotelegrafista dostał polecenie zablokowania wszystkich wiadomości międzynarodowych, ale coś tam wyciekło. Dla Węgrów była to piekielna podróż.

      Delete
    2. Ciekawe - uwielbiam takie zakulisowe fakty historii.
      Dopytalam sie o slub - odbyl sie na plazy rzecznej, 30 mil od Philly, nad rzeka Delaware, w miejscu dostosowanym do slubow : kapliczka, altany, namioty, nawet lodzie jesli sie chce wziac slub na lodzi.

      Delete
    3. Dziękuję za ślubno-plażową informację.
      Ślub na plaży rzecznej może być nawet bardziej urozmaicony niz na oceanicznej.

      Delete
  3. W naszym Muzeum Szwarcwaldu widziałem „damskie” stroje na narty. Podobnie jak te na zdjęciu - były szerokimi spódnicami;-) Podobnie było z innymi dyscyplinami, także z koszykówką... Chyba był to standard w pewnych czasach;-) Przecież pierwsze panie w spodniach wywoływały skandal, tak jak słynna Amelia Bloomer.
    Naprawdę niesamowite wspomnienia z Estonii. Takie chwile przy ognisku są niezapomniane...

    ReplyDelete
    Replies
    1. SUknie w sporcie, przypominają mi się zdjęcia tenisistek z lat 1920.
      Zresztą jeszcze około 1955 r, w na turnieju tenisowym w Sopocie., sporo panów wystąpiło w długich spodniach

      Delete
  4. Dla prawdziwych kibiców koszykówki owe 10 minut rozciągnięte na pół godziny to pewnie prawdziwa gratka, rzeknę kulminacja sportowych emocji, choć akurat właściwej gry jest w tym najmniej.

    Szczerze mówiąc, gdybym dziś zobaczył narciarkę w takim stroju, to nie wiem czy mógłbym zachować należną im powagę.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wydaje mi się, że narciarka w takim stroju nadal miałaby duże możliwości zaprezentowania gracji i harmonii ruchów.

      Delete