Wednesday, November 20, 2024

Chłopak z podwórka

 Koniec roku nadchodzi, jednym ze zwiastunów był ostatni tegoroczny koncert z serii Mostly Mozart.
Tym razem tytuł koncertu  - Splendour of Vienna.

Oczywiście - jeśli W.A. Mozart - to Wiedeń, ale niekoniecznie splendor, przepych.

Wczoraj wysłuchaliśmy Symfonii Nr 25 - nieco groźny, bardzo natarczywy motyw - nie na darmo Milos Forman wykorzystał go w filmie Amadeusz, chyba to scena gdy powóz z zasłoniętymi oknami pędzi przez ciemne ulice Wiednia wioząc Salieriego do domu wariatów  - KLIK.

Tym razem dodatkiem do Mozarta był Franz Schubert - zdecydowanie wiedeńczyk, chyba nigdy nie opuścił tego miasta, ale też raczej nie wkroczył do salonów.
Symfonia Nr 3 - KLIK.
Jakaż ona prosta i przyjemna :)
Pasuje do jakiegoś ogródka w wiedeńskiej dzielnicy daleko od centrum.
Gdy słuchałem, natychmiast przypomniały mi się licytacje polskich polityków. 
Z dziennika POLSAT dowiedziałem się, że w kampanii prezydenckiej kandydaci używają właśnie tego argumentu - R. Sikorski - chłopak z podwórka w Bydgoszczy, R. Trzaskowski - chłopak z podwórka w warszawskim bloku. Do boju zagrzewa ich sam premier - chłopak z gdańskiego podwórka.

I zaliczyłem F. Schuberta do tej kategorii.
Na szczęście on nie interesował się polityką, no i miał talent.

Po koncercie przechodziłem jak zawsze koło Australijskiego Centrum Sztuki Nowoczesnej a tam kolejna wystawa - Tenant Creek Brio - wystawa prac kilku Aborygeńskich artystów - KLIK.

Ich przesłanie Pilne stany naszego współczesnego życia są obciążone nierozwiązanymi przeszłymi lękami i ukrytymi warstwami nadprzyrodzoności. Zamierzamy to ujawnić, pokazując, że artyści i kreatywni mają moc rozwiązywania, uzdrawiania, rozczłonkowywania i wyobrażania sobie przyszłości transformacji w celu ponownego ustawienia świata. Suwerenność jest w centrum tych działań i rzuca światło na środowiska w cieniu. Mam nadzieję, że NIRIN zbierze siły życiowe integralności, aby przebić się przez często nieprzeniknione zamieszanie.

W praktyce wygląda to tak...


Wyjaśnienie - Tenant Creek to niewielka miejscowość otoczona pustyniami, 1000 km na południe od najbardziej północnego miasta Darwin.
W 1927 roku odkryto tu złoto a to ściągnęło tu byznesy wszelakie. Aborygeńscy artyści wykorzystają chętnie śmieci pozostawione przez te byznesy.

Saturday, November 16, 2024

20 lat temu

Ostatni raz zmieniłem pracę....

Pracę zmieniałem dość często - w Polsce głównym powodem zmiany była chęć pracy na nowszym komputerze, w Australii... bankructwo firmy, która mnie zatrudniała.
W ten sposób doprowadziłem do ruiny 6 dużych firm, ale ostatnia - duża firma ubezpieczeniowa, widocznie była dobrze ubezpieczona i to ona mnie wyrzuciła.

Muszę przyznać, że potraktowali mnie bardzo dobrze - dali sporą odprawę i opłacili dla mnie kurs starania się o pracę.
Staranie o pracę...
Szanse miałem marne - informatyk, 63 lata, od 5 lat nie nauczyłem się niczego nowego.
Na kursie zwróciłem uwagę na dwie sprawy
- resume - opis kariery zawodowej.  Uważaj, nikt nie będzie tego czytał więc nie wysilaj się. Twoje resume zostanie przeskanowane żeby znaleźć słowa kluczowe a najważniejsze z nich to implemented - czyli projekt został wdrożony.
- interview - popatrz z sympatią na zespół przesłuchujący i wybierz osobę,  którą mógłbyś polubić. Odpowiadając na pytania mów właśnie do niej, to doda ci pewności siebie i masz już jeden głos poparcia.

Spróbowałem i właśnie tak wyszło :)

Kolejna praca - potężna hinduska firma Infosys - KLIK.
Doprawdy, nie mam pojęcia dlaczego mnie przyjęli, widocznie na interview byłem tak przekonujący.

Przed zmianą pracy miałem jeszcze 2 tygodnie wolnego, koniec listopada, pojechałem na rajd rowerowy.
Nie byle jaki rajd - Great Victorian Bike Ride - 8 dni, 600 km. cudowna trasa - Great Ocean Road - KLIK.
I ponad 8,000 uczestników.
Zasady - organizator zapewnia wyżywianie, pola campingowe na nocleg, transport bagażu.
Moim towarzyszem był Tadeusz, niezwykle doświadczony rowerzysta - przejechał na rowerze przez Kubę, USA, Skandynawię, wzdłuż Dunaju i dużo, dużo dalej.

Start - autobusy dowiozły nas i nasze rowery do niewielkiej miejscowości. Pierwszy etap - 45 km.
Tak wyglądałem pierwszego dnia...


 Teraz znaleźć mój bagaż...

I rozbić namiot...

To oczywiście tylko fragment pola namiotowego.

Skorzystać z toalety i prysznica...


I jeść...




Kolejka?
Niektórzy narzekali, ja po latach doświadczeń w PRL nie widziałem powodu.
Relaks - jedzenie gwarantowane a póki co - miłe towarzystwo, można podzielić się wrażeniami z trasy.

Zresztą po obiedzie rowerzyści spieszyli do pobliskiej miejscowości a tam mieli już spory wybór kolejek...



Na terenie kampingu również pojawiały się grupy artystów...









Na terenie kampingu również pojawiali się artyści...


8,000 rajdowców i ponad 300 ochotników, to była operacja logistyczna godna jakiejś licznej armii. Żadna z miejscowości koło których nocowaliśmy nie miała ponad 400 mieszkańców, najmniejsza miała ich 80. A zatem organizator musiał dostarczyć i zainstalować generatory elektryczności, wodę i system kanalizacyjny.

Oczywiście mieliśmy szosę do całkowitej dyspozycji, liczne patrole policyjne, niekończący się łańcuch rowerzystów na szosie....





Najkrótszy odcinek dzienny to było 45 km pierwszego dnia. Najdłuższy 102 Km - płaski teren. Tylko jednego dnia mieliśmy brzydką pogodę, tego dnia mieliśmy też sporą wspinaczkę.
Przy tej okazji sprawdziłem jak szybko potrafię zjeżdżać z góry.
Ponad 65 km/h czułem się już bardzo niepewnie, miałem wrażenie, że rower stracił przyczepność do szosy. Jednak wiele osób było znacznie bardziej odważnych.

A potem dzień przerwy.
Odwiedziła mnie synowa z najnowszym dodatkiem do rodziny...


Codzienne widoki na trasie...






I tak dojechaliśmy do celu.
Żona Tadeusza przywiozła nas pod nasz dom...


Spojrzałem na to zdjęcie i zasmuciłem się - więc ten rajd tak mnie wyczerpał. Tadeusz wygląda przy mnie jak skowronek.

Za kilka dni zacząłem pracę w dużym banku, ale jakoś nie dawała mi satysfakcji i po dwóch latach zrezygnowałem.

Tuesday, November 12, 2024

Pan Bóg dał dzieci

 Przez kilka tygodni korzystałem z usług fizjoterapeutki.
Było trochę okazji do rozmowy. Ona spytała mnie z jakiego kraju pochodzę, spytałem i ja.
- Z Korei Południowej.
- Urodziłaś się w Australii?
- Nie, w Korei Południowej, gdy miałam 2 lata rodzice oddali mnie Australijczykom w adopcję i odkąd mieszkam w Australii, nowi rodzice zapewnili mi wykształcenie.
Nie pytałem czy spotkała swoich rodziców biologicznych.

Przypomniała mi się podobna historia....
Mój dobry znajomy z narciarskich tras. Pojechaliśmy razem na serię maratonów narciarskich w Europie.
Weterynarz, zapalony żeglarz, dobrze sytuowany. Miał trzech synów i przyszło mu do głowy żeby adoptować dwoje dzieci z Korei Południowej, dwie dziewczynki.
Wspominał, że agencja załatwiająca formalności adopcyjne spoglądała na niego i jego żonę niechętnie. Dopiero po pewnym czasie ktoś wyjaśnił mu przyczynę.
- Oni podejrzewają, że Australijczycy adoptują dzieci z ubogich rodzin koreańskich żeby wykorzystywać je potem jako służące itp.
Mój znajomy zapewnił obu przybranym córkom wykształcenie.

Inna strona medalu - wizytacje pod patronatem św Wincentego...
Ostatnie dwie wizyty były u rodzin gdzie dzieci terroryzują rodziców.
Pani pochodząca z Wysp Cooka - KLIK.
Mieszkańcy Wysp Cooka to Maorysi, podobnie jak w Nowej Zelandii i podczas pierwszego spotkania potarliśmy się nosami - jak tu - KLIK.
To niestety było jedyną miłą częścią spotkania. 
Już podczas rozmowy telefonicznej przez wizytą klientka poradziła nam, żebyśmy zaparkowali samochód na sąsiedniej ulicy bo jej syn nie lubi tego typu wizyt i zdarza się, że wybiega przed dom i tłucze samochód przybyszy młotkiem.
W domu też potrafi robić gwałtowne awantury.
Syn uczęszcza do specjalnej szkoły, ale nie widać żeby sytuacja się normowała. Wraz z partnerem rozważają możliwość powrotu na Wyspy, może taka zmiana środowiska coś pomoże?

Druga wizyta - mężczyzna w średnim wieku z ciężką przeszłością. Jego małżeństwo rozpadło się, w którymś momencie wylądował wraz z synem na ulicy. Po roku znaleźli miejsce w schronisku dla bezdomnych, po następnych dwóch dostali mieszkanie opieki społecznej. W międzyczasie syn uzależnił się od narkotyków i stał się niebezpieczny. 
Kilka miesięcy temu pobił ojca młotkiem i wylądował za kratkami. Odniosłem wrażenie, że ojciec wolałby żeby syn już do niego nie wrócił, ale nie mam pojęcia jakie opcje przewiduje australijskie prawo i opieka społeczna.

Wymierny efekt tych wizyt - zapłaciliśmy zaległy rachunek za elektryczność,  kupiliśmy kanapę, daliśmy vouchery na żywność.

Smutny bilans.

P.S. Godzinę po publikacji tego wpisu przypomniała mi się jeszcze jedna "dziecinna" historia.
Dzisiaj rano, jadąc po zakupy, słuchałem jak zwykle radio ABC/Classic a tam coś o W.A. Mozarcie.
W roku 1778, 22-letni Mozart, po rezygnacji z posady w Salzburgu, szukał pracy gdzieś w Europie. W końcu zaniosło go do Paryża, tam pisał koncert na flet i harfę dla miejscowego hrabiego i jego córki. W tym okresie dotarła do niego wiadomość o śmierci matki.
Cały koncert TUTAJ.

Muzyka klasyczna - wspomnienie tej audycji przyniosło mi trochę spokoju.
A Mozart - muzyka klasyczna nie zostawiała marginesu na osobiste emocje.

Friday, November 8, 2024

Ścieżka postępu

 Kilka dni temu poszedłem odebrać z garażu samochód po okresowym przeglądzie.
Tym razem nie przez cmentarz,  zamiast perspektyw na przyszłość wybrałem ścieżkę przez przeszłość...

Ewolucja sztuki Aborygeńskiej...


      ---

I jeszcze wcześniejsze czasy...

Księga Rodzaju - "9. A potem Bóg rzekł: «Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha!»"


Księga Rodzaju "24. Potem Bóg rzekł: «Niechaj ziemia wyda istoty żywe różnego rodzaju: bydło, zwierzęta pełzające i dzikie zwierzęta według ich rodzajów!»"



"26. A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz..."

A Człowiek natychmiast odwdzięczył się Bogu odpowiednim obrazem...

Na końcu pieszej trasy motel dla kotów...

Ewolucja nazwy - Kathmandu -> CATMANDU -> Cat Man Do -- czyli człowiek robi dla kota. 

Żeby nie była to absolutna, oderwana od rzeczywistości sielanka, parę słów o najświeższym kroku postępu - wyniki wyborów w USA.
Kampania wyborcza - T. Trump... był jak D. Trump. Natomiast kampania K. Harris - przecierałem oczy ze zdumienia - ani słowa o gospodarce, klimacie, toczących się wojnach tylko w kółko - aborcja i wolność (głównie kobiet). Poparcie piosenkarskich gwiazd.
I to miało przekonać większość amerykańskiego społeczeństwa?
Powyborcza reakcja Australii...
Nasz premier rozmawiał z D. Trumpem dzień po wyborach. Ciekaw jestem czy ktoś z Polski się dodzwonił?
Ambasador Australii w USA w pośpiechu usuwa z mediów swoje wcześniejsze komentarze.
Rozważania ekonomiczne - D. Trump zapowiedział podwyżkę ceł. Dla Australii to zła wiadomość - zmaleje eksport żywności do USA,  Zmaleje eksport wyrobów przemysłowych  Chin co zmniejszy popyt Chin na australijskie surowce.

Tuesday, November 5, 2024

Pierwszy wtorek

 ...listopada - oznacza w Australii Melbourne Cup.

Napisałem o tej imprezie około 10 wpisów więc dzisiaj będą tylko wiadomości bieżące.

W trawie coś piszczało już wczoraj...
Odwiedziłem parę starszych wnucząt, ich rodzice i rodzeństwo skorzystali z długiego weekendu i pojechali nad morze więc wpadłem żeby ich trochę pocieszyć w samotności.
Po drodze zbadałem trawę w parku niedaleko ich domu.
Oj... kłuje.
Park to nie taka jakość trawy jak boisko krykieta.
W tym momencie stuknąłem się w głowę - przecież trzeba było odwiedzić najbliższy nam tor wyścigowy i tam spróbować.
Ale w parku też zobaczyłem coś ciekawego...


Puch.
Skąd się to tutaj wzięło? Przywiało z pustyni?

WTOREK - Melbourne Cup.
Pogoda jakiej chyba nigdy w tym dniu nie było - czyste niebo, słońce.
Coś mnie tknęło i zbadałem sytuację pod drzewem morwy na sąsiedniej ulicy...


Masakra na chodniku.
Na trawniku było trochę lepiej,  objadłem się do syta i jeszcze zebrałem trochę dla żony.


Godzina 15:00 - The Nation Stops.
Włączyłem transmisję telewizyjną.
Rozpoczęła się ostrzeżeniem...


Jest szansa, że przegrasz.

A potem uroczyste wniesienie Puharu...


I wreszcie wyścig... relacja  TUTAJ.

Jak zwykle obstawiliśmy kilka koni.
Jak zwykle żona wygrała kilkanaście dolarów :)

I jeszcze prognoza pogody na jutro...


Chłodna noc a potem, w ciągu kilku godzin, temperatura podskoczy o 20 C.

Saturday, November 2, 2024

Listopadowa wizyta

 Najpierw jednak był ostatni dzień października.
Akurat tego dnia oddałem samochód do okresowego przeglądu i wracając do domu na piechotę napotkałem...


Potem wybrałem przejście przez cmentarz...


Tak to wygląda w Australii, każdy dzień taki sam.
Chociał znalazł się jeden wyjątek..


1 listopada...



Jak zwykle odwiedziliśmy cmentarz w Springvale, nie na darmo nosi nazwę Botanic Cemetery.
Tam groby wielu znajomych, w tym roku przybyły trzy.

I jeszcze jeden - Władysław Kossak - brat Juliusza Kossaka (artysty malarza).
Pisałem o nim szerzej około rok temu, wczoraj zajrzałem tam i zapaliłem skromny znicz.


Zaskakujące, że w spisie grobów nazwisko zmarłego podane jest jako Laasilas Kossak.
W zeszłorocznym wpisie wyjaśniałem, że gdy Władysław Kossak ubiegał się w Australii o obywatelstwo brytyjskie, zmieniono mu imię na Ladislaus - to według mnie ma sens.
Ale Laasilas?
Z Wikipedii wiem, że Władysław spędził ostatnie lata życia pod opieką córek z pierwszego małżeństwa. One na pewno wiedziały jak ich ojciec ma na imię, obie były wykształcone i biegle mówiły po polsku, nawet pisały poezje.
Po głowie chodzi mi teoria spiskowa, że córki nie wybaczyły ojcu, że porzucił rodzinę, ożenił się z nową wybranką i miał z nią czwórkę dzieci. 
Po śmierci drugiej żony wyjechał na zachód Australii szukać złota, nie znalazł.
Nie wiemy jakie były jego relacje z dziećmi z drugiego małżeństwa.
Wygląda na to, że córki zorganizowały pogrzeb w poczucia obowiązku, ale bez sentymentu.
One same zostały pochowane na innym cmentarzu.
Smutna historia - myślałem sobie zapalając świeczkę - niech wszyscy odpoczywają w spokoju.

Informacja w Wikipedii - KLIK.

Wednesday, October 30, 2024

Październikowy remanent

 Dzisiaj zacząłem dzień od wizyty u lekarki, idę do niej na piechotę więc spojrzałem dokładniej na mijane miejsca.
Po pierwsze oczywiście halloweenowe dekoracje...


Cóż, trudno, jutro trzeba będzie to przeżyć chociaż już kilka lat temu impreza straciła rozpęd i nie spotyka się już grup dzieciaków stukających do drzwi.
Nie muszę chyba dodawać, że ta tradycja zupełnie mi się nie podoba.

Wspominałem już kilka razy, że w Australii nie jest znany dzień Wszystkich Świętych, oczywiście nie ma dnia wolnego od pracy ani odwiedzin cmentarzy - odwiedzają je nadal Włosi i oczywiście Polacy, którzy doczekali się tu swoich zmarłych. My też już mamy kilka grobów do odwiedzenia.

Po drugie, idąc do lekarki wstąpiłem do apteki żeby kupić jakąś szczepionkę, tam pożegnała mnie taka informacja...



Wygraj wyjazd do Miami!
Serce zabiło mi żywiej, toż to byłaby okazja spotkać Serpentynę, ale to straszydło na obrazku?
Nie wiem czy on siedzi w kotle za smołą czy jest związany powrozami, w każdym razie nie mogę narazić Serpentyny na takie doświadczenia.

Na szczęście moje nerwy zostały uspokojone zdjęciem na salonie fryzjerskim...

Sook na wysuszone włosy - właśnie wczoraj byłem u fryzjera - męskiego - znaczy Barber (cyrulik).
Tam było szybko i po męsku - numer 2, numer 1, zaokrąglić numerem 1.5.
5 minut i po wszystkim.
Nic dziwnego że włosy mi okropnie wyschły.
Może je zapuszczę, a jak mi dosięgną ramion, udam się do tego salonu gdzie mnie przywitają - jak na zdjęciu powyżej :)))

Ilustracja muzyczna - z salonu cyrulika (sewilskiego) - KLIK.

Saturday, October 26, 2024

Kup-tak

 Kuptak?
W języku polskim jest słowo kupno oznaczające... no przecież wiecie co :)
Zastanawia mnie ta końcówka - NO.
Mnie, osobę żyjąca w anglojęzycznym kraju, wprawia to z zakłopotanie - NO - znaczy Nie czyli - niby kup, ale raczej nie.
Inne przykłady - rów-no - znaczy nie ma rowów, ciem-no - znaczy nie ma ciem (poleciały do światła).
Z kupnem jest odwrotnie - kup.. no = kup że, pospiesz się!
To jest zgodne z angielszczyzną - kupno = pur-chase - purr znaczy mruczeć, a chase oznacza pościg - tak jest - ścigaj ten towar i mrucz z radości.

W tym momencie przypominają mi się rozważania Doroty Masłowskiej - cytuję z pamięci...
...bo towar jest albo droższy, albo tańszy.
Droższy - znaczy lepszy, a tańszy... znaczy tańszy czyli w jakiś sposób też lepszy.

Genialne!!!!

Myślę, że sprzedawcy przewidując te moje rozterki językowe przychodzą mi z pomocą, na każdym kroku oferując jakieś zachęty.
I tak...
Woolworth - program Rewards (nagrody) - za każde wydane A$2,000 dostaję w nagrodę bonus A$10 - czyli 0.5%.
Coles - program FlyBuys - to samo plus, jeśli zakupy kosztują ponad A$30, dostaję kupon, który daje mi obniżkę ceny benzyny - 4 centy/litr w stacjach benzynowych powiązanych z Coles-em - n.p. Shell.
Mało tego - gdy kupuję tę benzynę to nadal dostaję za to punkty Flybuys - czyli ten biedny Coles kręci się jak pies goniący własny ogon, a wszystko po to żeby dać mi jakąś nagrodę.

Mało tego, przy ostatnim tankowaniu benzyny okazało się, że coś wygrałem...


Woda źródlana - bardzo słusznie, bo już gotów byłem napić się benzyny z wdzięczności za te nagrody.

W sklepach płacę wyłącznie kartą kredytową Visa, wydaną przez HSBC - bank w Hong-Kongu.
Ci dobrodzieje, gdy wydam AS24,000, dają mi voucher na A$100 (0.4 %) do Woolwortha a tam, gdy użyję tego vouchera, to nadal dostaję punkty Rewards.
Obłęd.

Ciemna strona jasności - od ponad roku większość sklepów (ale nie supermarkety) rzuca mi kłody pod nogi - każą płacić dodatkowo 1.1% za płacenie kartą kredytową.

Spytałem Gemini czy może napisać limeryk na temat korzyści z zakupów. 
Oczywiście...

Był sobie Janek, co kochał kupować,
Od butów po książki, wciąż chciał coś zdobywać.
W sklepach się zatracał,
I w koszyk wrzucał,
Aż dom miał pełen, lecz nie narzekał.

Coś kiepskie te rymy :(
Dziwne, ale po angielsku nie było lepiej.

W rezultacie spróbowałem własnych sił:
Był sobie Lech, już niemłody
co lubił wygrywać nagrody.
Poszedł na zakupy,
wygrał nagród kupy.
W tym butelkę źródlanej wody :)


Co w trawie piszczy...
Ostatnio pogody były nie najlepsze, nie chciało więc mi się jeździć samochodem do boisk krykieta, spacerowałem po trawniczkach przed domami na sąsiednich ulicach.
Oczywiście łączyło się to ze stąpnięciami po betonie gdy trzeba było przekroczyć wjazd dla samochodu albo żeby zrobić zdjęcie kwiatów rosnących pod płotem...


A czasem można było zobaczyć coś ładnego z daleka...

Wednesday, October 23, 2024

C.D. nie będzie

 C.D.?
Powszechny jest skrót - c.d.n. - ciąg dalszy nastąpi.
Czego w takim razie nie będzie?

We wtorek rano, jak zwykle, gdy włączyłem radio jadąc po zakupy, rozgłośnia ABC/Classic zaczęła program od pytania - kiedy ostatni raz słuchałaś/słuchałeś CD - compact disc?

Dobre pytanie...
Kiedy ja pierwszy raz słuchałem w naszym domu płyty kompaktowej (co za niemiła nazwa :( )?
Pewnie około 1985 roku. Do tego czasu grałem muzykę z kaset magnetofonowych.
Przez długie lata korzystaliśmy z odtwarzacza płyt kompaktowych, ale gdy popsuł się jakieś 5 lat temu, nie kupiliśmy nowego, korzystaliśmy z odtwarzacza dysków na telewizorze... coraz rzadziej.
Muzyki słucham najczęściej na laptopie, słuchania w samochodzie nie liczę gdyż jest ograniczone czasem podróży.
Jednak słucham w samochodzie muzyki z płyt kompaktowych gdy podróż trwa ponad pół godziny i gdy odbywa się na autostradzie.

Prowadząca program wyznała, że czasem idzie do garażu i puszcza sobie płytę kompaktową w samochodzie gdyż tam ma lepsze głośniki.

Jednak najmilszym elementem programu była informacja końcowa - pierwszą płytę kompaktową wyprodukowała Japonia a było na nich nagranie walców F. Chopina w wykonaniu chilijskiego pianisty Claudio Arrau.
Byłem już u celu, ale pozostałem 20 minut w samochodzie żeby posłuchać do końca.
Posłuchajmy chociaż 3 minuty - KLIK.

A swoją drogą - płyty kompaktowe, laptopy....
Lech, to nie jest prawdziwa muzyka - stwierdził przed wielu laty mój kolega z pracy - wpadnij do mnie, posłuchasz muzyki dobrej jakości.
Wpadłem - chodziło mu o gramofon zamontowany na odbiorniku radiowym
To nie pracuje na półprzewodnikowych przełącznikach ale na "zaworach"  (valves) - wyjaśnił - przekręcił radio z gramofonem i pokazał lampy radiowe.
Puścił jakąś płytę z muzyką klasyczną - przyznaję - muzyka docierała do mnie lepiej, czułem jej dźwięk całym ciałem.
Niestety - wygoda przeważyła :(

Historia płyty kompaktowej TUTAJ.

A co w trawie nad trawą widać?
U nas już druga połowa wiosny, słońce przygrzewa...



P.S. Komentarz blogerki To przeczytałam zmobilizował mnie do sprawdzenia funkcjonowania rynku muzycznego.
Jest on zdominowany przez "music streaming" czyli Spotify, Youtube itp - 12 miliardów US$ w 2021.
Dla porównania - CD - 580 mln US$. Ale w ostatnim roku, po kilku latach zastoju nastąpiło ożywienie rynku CD. 50% nabywców to osoby poniżej 35 lat.
Największe tempo wzrostu sprzedaży wykazują jednak płyty (vinyls).
W sumie, mimo generalnego wzrostu cen i kłopotu ze zbilansowaniem domowego budżetu, sprzedaż muzyki stale rośnie. Moja refleksja - może kupujący mieszkają nadal z rodzicami.

Monday, October 21, 2024

Nobel z ekonomii

Dzisiaj (poniedziałek) rano Google poradziło mi posłuchać rozmowy z Simonem Johnsonem, jednym z trójki laureatów tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.

Tu generalna informacja o tej nagrodzie - KLIK.

Samuel Johnson poruszył ciekawy temat - dlaczego niektóre byłe kolonie obecnie świetnie prosperują ale większość żyje w skrajnej nędzy?

Odpowiedź na to pytanie była oczywista chociaż, muszę przyznać, że zaskoczyła mnie.

Klimat.
Byłe kraje kolonialne, które teraz świetnie prosperują, to te, w których jest klimat dobry dla Europejczyków: USA, Kanada, Australia.
Kolonizatorzy stwierdzili, że tu da się żyć i zachęcili swoich rodaków do migracji.

Druga strona medalu - kraje z niemiłym klimatem - kolonizatorzy zajęli je tylko dlatego, że były bogate w minerały i miały na miejscu dużo potencjalnej siły roboczej - niewolników.
Obecność kolonizatorów ograniczała się jednostki wojska pilnującej porządku, administracji byznesu i technicznej obsługi kopalni.
Gdy kolonizatorzy opuścili te kraje, wkrótce pogrążyły się one w nędzy i chaosie.

Święta racja.

Rozmówcy nie wspomnieli o jednej sprawie.
Dlaczego te kraje z kiepskim klimatem pogrążyły się w nędzy po odejściu kolonizatorów?

Spojrzałem również na sprawę z drugiej strony - w Australii mamy wielką spowiedź powszechną - jesteśmy kolonizatorami, trzeba przywrócić Aborygenom należne im prawa do ziemi, języka, obyczajów i czego tam jeszcze zechcą - mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.
Mogę się założyć, że gdyby się to stało to po pięciu latach Australia zostanie skolonizowana przez Chiny lub pogrąży się w nędzy i chaosie.

Rozmówcy tylko marginesowo wspomnieli o krajach, które nie całkiem zastosowały się do tej formuły - Indie, Chiny i całkowicie pominęli kraje z dobrym klimatem, które prosperowały nieźle do późnych lat 1940 - Argentyna, Meksyk, Wenezuela.

Link do wywiadu - TUTAJ.

Friday, October 18, 2024

Mozart dla prostego człowieka

Ostatnia środa - tradycyjnie koncert z cyklu Mostly Mozart.
Dominowały instrumenty dęte.
Australijska Akademia Muzyczna ma chyba trochę kręćka na ten temat.
Zajrzałem do moich blogowych relacji z tych koncertów, większość wspomina o instrumentach dętych.
Jednak tym razem moją uwagę zwrócił inny utwór  - amerykańska kompozytorka Joan Tower, napisała w 1990 r.  Fanfare for the Uncommon Woman - KLIK.
Fanfara dla niezwykłej kobiety - jakże słusznie :)
Oczywiste jest skojarzenie z napisaną przez amerykańskiego kompozytora A. Coplanda w 1942 r. Fanfare for the Common Man KLIK.

Porównanie tych dwóch utworów wydało mi się interesujące.
Po pierwsze - tłumaczenie tytułu..
Common Man = Google mówi - prosty człowiek. 
Ale przecież w świadomości tli się wiedza, że Man to Mężczyzna.
Stosownie do obecnych standardów jest to seksistowskie określenie wciskające kobietę w tryby opanowanego przez mężczyzn świata.
W tym kontekście odbieram Fanfare to the Common Man jako celebrację spokoju i satysfakcji - zrelaksuj się, wszystko jest na swoim miejscu.
Fanfare to the Uncommon Woman jest bogatsza w nastroje...
Najpierw słyszę w niej szczękanie garnków, potem odgłos prania na pralce ręcznej a w ostatnich sekundach - rzucenie garnkiem o podłogę - dosyć!

Natomiast Mozart - Sinfonia Concertante - muszę stwierdzić, że III część - Presto - na instrumentach dętych - KLIK  podobała mi się bardziej niż w wersji oryginalnej.

A co w trawie piszczy?
W ostatnią sobotę na trawiastym boisku pojawili się jego właściwi użytkownicy - krykieciści.

Obyło się bez konfliktów. 
Linia autowa była wyznaczona plastikowym miseczkami - na powyższym zdjęciu widać czerwony i niebieski punkt (po prawej). Pozostawiało to dla mnie dużo przestrzeni.
W krykiecie najwyższe punkty (6) dostaje się za wybicie piłeczki poza linię, ale nie trafili mnie ani razu :)

P.S. Donos z chińskiego frontu...
Wspominałem już, że nasza synowa Sara i wnuczka Matylda reprezentują Australię na mistrzostwach świata w canoe-polo. Mistrzostwa rozpoczęły się we wtorek, zaskoczyło mnie, że bierze w nich udział reprezentacja Republiki Taipech.
Oto Matylda w akcji....

To był mecz juniorek (U21). Australia wygrała z Chinami 23:0.

Tuesday, October 15, 2024

Niedouczona Sztuczna Inteligencja

 Przepraszam, że przyczepiłem się do jednego tematu, ale uważam, że istotny.
W niedzielę podałem informację o aplikacji Gemini, która nie potrafiła znaleźć informacji łatwo dostępnej w internecie.
Podałem jej odpowiedni link - KLIK.
Dzisiaj powtórzyłem pytanie: co wiesz o Joice Nankivell-Loch?
Gemini tym razem odpowiedzieli, korciło mnie żeby ich spytać od kogo się dowiedzieli, ale nie jestem uszczypliwy.
Zrobiłem więc mały krok dalej...

Polonia Restituta za działalność podczas II Wojny Światowej?
Zajrzałem na listę osób dekorowanych tym odznaczeniem - KLIK - Joice nie ma na liście.
Coś mi się kołacze po głowie, że Joice mogła otrzymać odzanczenie od Rządu Londyńskiego, ale Wikipedia nie ma takich skojarzeń.
Swoją drogą ciekawe, że ta strona Wikipedii nie ma polskiej wersji językowej, ma za to turecką i czeską.

Drążę dalej...


Nie może znaleźć tej informacji?
Smutne - ja znalazłem, nakierowała mnie bohaterka tych rozważań...


Wikipedia podaje, że ta wizyta odbyła się w 1923 roku, na święto 3-maja. To zgadza się z relacją Joice.

Następne pytanie jakie miałem zamiar zadać Gemini to - jak była ubrana Joice Nankivell-Loch na tę uroczystość, miałem nadzieję, że w ten sposób zyskam sympatię żeńskiej części Bliźniąt, ale zrezygnowałem z dalszych kontaktów :(