Thursday, August 21, 2025

Bezelek

...tryczności

 Tak wypadło nam we wtorek.
No, powiedzmy - przez część wtorku.

Dostawca elektryczności powiadomił nas na wszelkie sposoby, że nie będzie prądu przez 8 godzin - od 8 - 16.

Kilka dni wcześniej przeanalizowaliśmy sytuację.

O 8-mej rano nie będzie prądu!!!
Toż my dopiero wygrzebujemy się z łóżek a tu nie będzie ogrzewania!!?!
Na szczęście mamy kuchnię gazową (w nowobudowanych domach nie ma już instalacji gazowych), to będzie można zagotować wodę na herbatę.

Oooo i chyba warto poprzedniego wieczora wyprowadzić samochód z garażu, bo niby można ręcznie podnieść rolety w drzwiach, ale ostatnio miałem z tym trudności.

Na szczęście w pobliżu mieszka nasza córka i spędza większość dnia w pracy a więc możemy sprowadzić się do niej na kilka godzin i postukać w laptopy w ogrzanym domu.

Ta okazja skłoniła mnie do wspomnień... jak to było z tą elektrycznością kiedy jej nie było.

Najwcześniejsze wspomnienie to... pobyty w piwnicy podczas nalotów (rok 1944).
Matka urządzała mi legowisko na węglu, wokół paliły się świece, słyszałem przytłumione głosy innych lokatorów.

A potem już była elektryczność - światło i maszynka elektryczna, z której korzystaliśmy często gdyż alternatywą była kuchnia węglowa a ta wymagała sporo czasu na rozgrzanie.
Przez długie lata dostawy prądu były dość kapryśne, zawsze pod ręką były świece i oczywiście lampa naftowa.

Swoją drogą nadal uważam elektryczność za cud - pstryk i jest - światło,  nadmuch,  ogrzewanie, chłodzenie.
Na lekcjach fizyki poznałem podstawy elektryczności i zapragnąłem zostać inżynierem - elektrykiem - wyobrażałem sobie, że to nie jest zwykła praca, ale jakaś misja dobroczynna.

Wyjątkowo zafascynował mnie łuk Volty - chciałem znaleźć w internecie ilustrację i.... klapa????
A zatem opowiem -
Pani Piekielniakowa (jakże stosowne nazwisko) - nauczycielka fizyki - umieściła w dwóch uchwytach węglowe pręty, włączyła prąd i ostrożnie zbliżała je do siebie, prawie zetknęła je a tu coś błysnęło - rozsunęła je na kilka milimetrów - między prętami jarzył się łuk białego światła, w powietrzu czuliśmy dziwny zapach - ozon.
Takie węgłowe pręty znajdowały się w bateriach, których używaliśmy w latarkach.

Oczywiście spróbowałem powtórzyć to w domu - chyba wszyscy święci uratowali mnie od ciężkiego porażenia prądem bo lekkie przytrafiało się bardzo często.
Wyjaśnienie - węglowe pręty nie mogą być podłączone bezpośrednio do sieci - krótkie spięcie murowane - łączyłem te pręty drutem z drutem żarowym maszynki elektrycznej.

Nie byłem osamotniony w swoich eksperymentach, kolega z klasy poinformował mnie że dużo ładniejszy łuk Volty można zapalić na grafitach z ołówków - zgadza się.

Inżynierem elektrykiem nie zostałem -
Odwiedziłem kiedyś mojego stryja (brat ojca), przed wojną prowadził firmę elektrotechniczną. Traktowałem go z podziwem, pochwaliłem się wiedzą... amper razy volt to jest wat, a amper razy ohm to volt.
Ale stryjek pokręcił sceptycznie głową i spytał czy wiem jakie są grubości drutów w instalacjach elektrycznych.
W tym momencie moja wizja elektryka-zbawcy ludzkości prysła - reszty dokonało szczęście albo wstawiennictwo świętych...

Wracam na ziemię....
Kilkanaście lat temu odwiedziła nas blogerka z Polski, bardzo dociekliwa i spostrzegawcza osoba.
Zaskoczyły ją australijskie kontakty elektryczne...

Nie wystarczy włożyć wtyczkę do gniazdka, trzeba jeszcze włączyć prąd - ten wciśnięty kontakt w środku to włącznik światła w łazience.

Znajoma uważała to za nonsens, nie zgadzam się - często wtyczka nie wchodzi/wychodzi łatwo do/z gniazdka - człowiek szarpie się z nią a tam wewnątrz mocno się iskrzy...

A jakie są teraz wtyczki (elektryczne) w Polsce i innych krajach EU?

P.S. Sprawozdanie z wtorku...
Obudziłem się już parę minut po 7, było bardzo zimno, w domu 14C, włączyłem ogrzewanie.
Zdołałem sobie przygotować śniadanie i nawet obejrzeć trochę dziennika TV - w wiadomościach wspominali, że temperatura spadła do +1C i pokazywali samochody ze szronem na szybie.
Nasz samochód stał grzecznie na słońcu i nawet zdołał się trochę nagrzać.

O 8:20 telewizor zgasł.
Pojechałem po drobne zakupy.
Wróciłem, znalazłem najcieplejsze miejsce w domu, nałożyłem na głowę narciarską czapkę i zacząłem czytać książkę...
Godzina 11:40 - włączyli prąd.
Tak mnie to rozzuchwaliło, że pojechałem do parku na bosonogi spacer.

Migawka z okolicy...


To frontowy ogródek w domku niezbyt daleko od nas.
Aż się prosi żeby tu posiedzieć wieczorem z kawką...
...niestety,  trzy metry w prawo jest bardzo ruchliwa ulica :(

Monday, August 18, 2025

Niedzielny ogień

 Niedziela - 17 sierpnia.
Lekko słoneczny, ale zimny poranek. Już z daleka zauważyłem duży tłok na parkingu przed kościołem.
A w kościele było dużo gorzej... znaczy dużo lepiej, bo jakoś cieszy mnie gdy kościół jest pełen ludzi.

Tu zdjęcie kilku osób z grupy chóralno-instrumentalnej...


W ławkach zabrakło miejsc - powtórzę - cieszyło mnie to. Pamiętam z dawnych czasów jak stanie podczas mszy było normalną praktyką i to jeszcze z dzieckiem na rękach.

Wkrótce sprawa się wyjaśniła, to była msza dla młodzieży czyli przyszły na nią osoby, które regularnie przychodzą na mszę o 5 popołudniu.
W każdym razie taki tłok w kościele podziałał na mnie ożywiająco.

Na marginesie wspomnę paradoks - jestem osobą niewierzącą i nie miałbym śmiałości rozmawiać na temat wiary i religii z żadną osobą spotkaną w kościele w obawie, że może bym zachwiał ich wiarę.
Dlaczego więc regularnie chodzę do kościoła - bo czuję się tam dobrze.

Kazanie wygłosił gość parafii, ksiądz z Indonezji...


Jego wygląd był dla mnie zaskoczeniem - Indonezja? Na pierwszy rzut oka kojarzyłem go z Bliskim Wschodem.

Ewangelia była też nietypowa...
"Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i bardzo pragnę aby już zapłonął....
Czy sądzicie, że przyszedłem, aby dać ziemi pokój?
Ależ nie – mówię wam – raczej rozłam.
Odtąd bowiem w jednym domu pięciu poróżni się między sobą: trzech stanie przeciw dwóm, a dwóch przeciw trzem.
Poróżnią się: ojciec z synem, a syn z ojcem; matka z córką, a córka z matką; Teściowa ze swoją synową, a synowa z teściową.
Ewangelia św Łukasza 12 49:53.

Teściowa poróżni się z synową - to akurat bardzo życiowe spostrzeżenie.
W tym kontekście jedyna pokojowa relacja występuje między teściem i zięciem :)

Kazanie było na inny temat - udział osób niepełnosprawnych w działalności religijnej.
Sympatyczna strona religii.

Jednak główną/jedyną inspiracją do tego wpisu był umieszczony w biuletynie parafialnym artykuł: Katolicyzm i Sztuczna Inteligencja - jak powinni zachować się katolicy?
1. Czy SI wspiera ludzką godność?
Tak - przez udoskonalanie medycyny, psychologii, edukacji.
Ryzyko - redukcja krytycznego myślenia, redukcja relacji międzyludzkich.
2. Czy wspiera etos pracy?
Tak, eliminując wiele niebezpiecznych czynności, ale jednocześnie potrafi wyeliminować prace, które dla wielu osób były sensem życia.
3. Czy wspiera holistyczne relacje międzyludzkie?
Raczej nie - bądźcie ostrożni.
4. Kształtowanie świadomości.
Bądźcie ostrożni - S.I. może promować zachowania zgodne z obowiązującym prawem, ale niekoniecznie moralne.
5. Jak S.I. może pomóc nam więcej BYĆ niż DZIAŁAĆ?
Raczej nie może.

W tym miejscu polecam książkę Toby Walsh'a - Machines behaving badly, the morality of AI.
Autor zwraca uwagę, że rozwój Sztucznej Inteligencji kontrolują ludzie, którzy skompromitowali się wielokrotnie na wielu frontach i nie zamierzają zmienić swoich metod działania.

P.S.
Z przekory poprosiłem SI żeby wyjaśniło niedzielną Ewangelię - wyjaśniło zgodnie z katolicką tradycją:
Ten „ogień” w pierwszych słowach Ewangelii jest często rozumiany jako ogień Ducha Świętego, oczyszczenie i sąd. Ogień spala to, co fałszywe, pozostawiając tylko to, co prawdziwe. Proces ten nie jest bezbolesny i może budzić sprzeciw.

Rozłam w rodzinie...
W starożytności (i do dziś) lojalność wobec rodziny była jedną z najsilniejszych więzi.
Idąc za Jezusem, niektórzy musieliby wybrać lojalność wobec Niego ponad tradycje rodzinne czy wierzenia.
To naturalnie prowadziłoby do napięć – rodziny dosłownie podzielone ze względu na wiarę.
Nie chodzi o to, że Jezus chce rozbić rodziny, ale Jego prawda wymusza wybór, któremu niektórzy będą się sprzeciwiać.

Pokój przez podział
Paradoksalnie, podział może być drogą do prawdziwego pokoju.
Przykład: konfrontacja z niesprawiedliwością lub fałszem często najpierw prowadzi do konfliktu — ale jest konieczna, aby mogło nastąpić uzdrowienie i pojednanie.
Misją Jezusa nie jest powierzchowna harmonia za wszelką cenę, ale głębszy pokój, który przychodzi po objawieniu prawdy.

---
Od siebie dodam, że istotą pokoju między państwami jest właśnie, uznana przez obie strony, granica.

Saturday, August 16, 2025

Spamalot

Czy ten tytuł coś Wam mówi?
Moje pierwsze skojarzenie to był oczywiście - spam - czyli napływ niepożądanych informacji.....
Nie miałem jednak czasu na kojarzenie gdyż dowiedziałem się, że to tytuł sztuki, którą wystawi szkoła, do której uczęszcza nasz młodszy wnuk - Ambroży.

A więc - szybko - internet i... zupełne zagubienie - spróbujcie sami - KLIK.
Polska wersja językowa ogranicza się do podania informacji, że musical wystawił teatr w Gdyni.

Nie pozostało nic innego tylko sprawdzić na własnej skórze.

Sobota - Klub Litewski w centrum Melbourne - odwiedziłem go już rok temu - KLIK.
Początek sztuki wprowadza właściwy klimat - narrator wyjaśnia pozycję Anglii w roku 932, przerywa mu chór, który się przesłyszał i śpiewa piosenkę - Finland, Finland - KLIK.
I tak do końca musicalu.
Uwaga - wyżej zlinkowane video to cały musical.

Nasz wnuk wystąpił jako ofiara epidemii dżumy - martwe ciało wrzucają na wóz a tymczasem - Fred - not-dead-yet - KLIK.
Naszym zdaniem był to bardzo udany występ, co istotne to dobrze dał sobie radę ze śpiewem, niestety dla większości wykonawców wokalne wymagania musicalu były zbyt wysokie :(
Istotne, że w scenach grupowych, a one dominują w przedstawieniu, młodzież dawała sobie świetnie radę.

Z przedstawienie wyszedłem z mieszanymi uczuciami - po pierwsze, po drugie i po trzecie - w australijskich szkołach nie uczą dzieci historii i sztuka tego typu dobrze wpisuje się w taki model edukacji - historia to ciąg paradoksów, nie wysilaj się, lepiej się z tego pośmiej.
A po czwarte - po powrocie do domu kliknąłem w internet dowiedzieć się co tam było na Alasce...
I... odniosłem wrażenie, że to był ciąg dalszy musicalu Spamalot.

P.S. Spam - szynka z krochmalem - pamiętam to z paczek UNNRA w 1946 roku - jak dla mnie - całkiem smaczna - KLIK.

Tuesday, August 12, 2025

Tam gdzie ostatnia świeci szubienica

 Niedziela, na progu kościoła wręczono mi niedzielny biuletyn z takim zdjęciem...



Skojarzenie było natychmiastowe - powiesili światło na szubienicy!?!
W rezultacie nie mogłem się skupić i wysłuchać uważnie kazania.

Szybko wyszedłem z kościoła sprawdzić co się dzieje z tym światłem...
Działo się dobrze - bardzo dobrze - słońce w pełni i każdym innym wymiarze, zmieniłem spodnie na szorty a buty na sandały i pospieszyłem do pobliskiego parku.

Najpierw sprawdzam gdzie jest Melbourne...


Za siatką.
Kilka kroków do boiska i na bosaka po trawie...


Boisko do krykieta dojrzewa...


Przechodzę do części rekreacyjnej...


Kilkanaście osób, dzieciaki mają przestrzeń do biegania.
Na dodatek jest tramwaj... to znaczy... nie ma tramwaju.
Wyjaśnienie - wiele lat temu w parku umieszczono dwa zabytkowe tramwaje, które były drobną atrakcją dla dzieci i znacznie większą atrakcją dla wandali, którzy zdemolowali i podpalili je kilka razy.
Dzisiaj zauważyłem komunikat - tramwaje zostaną zrekonstruowane, wymienione na nowszy model, koszt - ponad A$ 5 milionów!!!???!!!


Ponad 5 milionów dolarów na wątpliwej jakości zabawki w parku?!?!
Pamiętam te tramwaje doskonale bo regularnie odwiedzałem ten park z wnuczętami.
Wnuczęta spędzały może 3 minuty w tramwaju, wolały budować szałasy albo pirackie statki.

Z jednej strony - mogliby za te pieniądze kupić wszystkie 3 unity w nowowybudowanym domu na przeciwko i umieścić tam 10 bezdomnych.
Z drugiej strony - jednak wolałbym nie mieć sąsiadów, którzy mogą rozpalić ognisko w domu.
Lepiej wracać do domu i podreperować budżet państwa - zabrać się za przygotowanie zeznania podatkowego.

Wtorek - migawka z centrum miasta...


Legowisko porządnie zasłane - lokator prawdopodobnie żebrze koło supermarketu.

P.S.
Tytułowy wiersz z wyjaśnieniami dla uczniów - KLIK.

Saturday, August 9, 2025

Nowe śmiecie

 Naprzeciwko naszego domu, troszkę na skos, wybudowali nowy dom - trzy niezależne mieszkania -  "units".
Budowa trwała wyjątkowo długo, chyba ponad 3 lata - czwartek - oficjalny koniec - rada dzielnicowa dostarczyła pojemniki na śmieci...

Czerwone - śmieci-śmieci, żółte - recykling, zielone - zielone.

Agent od nieruchomości umieścił tablice - jeden unit na sprzedaż, jeden do wynajęcia a frontowy... albo już sprzedany albo zamieszka tam właściciel(ka).

Nieco wcześniej, w poniedziałek, miałem wizytę u fizjoterapeutki, zachęciła mnie do ćwiczeń więc odwiedziłem pobliską działkę, na której zainstalowali narzędzia tortur...

 

Akurat przed chwilą pokropił je deszcz...


Przetarłem serwetką i wzmocniłem się ogromnie.

Parę kroków dalej, za krzakami, zauważyłem całkiem porządny namiot...


Bezdomny?
Zapukałem - cisza. Rozsunąłem suwak i zajrzałem do środka - mata do spania i skotłowany śpiwór - a więc ktoś z niego korzystał.

Tego samego dnia, wieczorem,  położyłem sobie duszę na ramieniu i przyszedłem zobaczyć czy z namiotu ktoś korzysta.  Ani widu, ani słychu - może było za wcześnie?

Dzisiaj - sobota - po bezchmurnej nocy i pełni księżyca, piękny, słoneczny dzień.
Oczywiście jakieś zakupy, widok na centrum miasta...


Ani się spostrzegłem a wybiło południe i moja stacja radiowa - ABC/Classic rozpoczęła audycję Music Lesson - Lekcja muzyki.
Temat na sobotę - 9 sierpnia - 9/8 - czy to może być muzyczny rytm?

Może, dowód poniżej - wyraźnie napisane tuż za kluczem wiolinowym i dwoma krzyżykami...


A jak to brzmi - no przecież wiemy - KLIK.
Ewentualnie wersja filmowa do scenariusza J. Conrada - KLIK.

Ufff...
Po krótkim odpoczynku wyjrzałem przez okno a tam... bezszelestnie podjeżdżają elektryczne samochody i wysiadają z nich chińscy pasażerowie - inspekcja unitu na sprzedaż.

Zajrzałem i ja... w porządku.
Przy okazji porozmawiałem z agentem...


Na imię miał Hans.
Może pochodzisz z niemieckiej rodziny? - spytałem podstępnie.
Nie, takie imię ma kompozytor muzyki do wielu popularnych filmów - Hanz Zimmer.

Zgadza się - KLIK.
Może będziemy mieli muzykalnych sąsiadów.

Tuesday, August 5, 2025

Pożegnanie

W ostatnią środę dzień rozpoczął się zimno. 
Najpierw pojechałem zobaczyć jak to wygląda na pobliskim polu golfowym...


Biała zasłona...
Podniosła się już za pół godziny i mieliśmy piękny, słoneczny dzień.
Gdy wróciłem po zakupach do domu znalazłem powiadomienie o ceremonii pogrzebowej mojego kolegi z dobrych czasów narciarstwa biegowego i orienteeringu.

Poniedziałek...
Pogrzeb w dzielnicy na obrzeżach Melbourne, niby po tej samej stronie miasta, ale odległość - 34 km.
Włączyłem nawigację w Google-Maps, usłyszałem znajomy głos. Tak się złożyło, że poprzedniego dnia też korzystałem z usług tej pani. Wyznam, że trochę mnie rozczarowało, że nie wspomniała wczorajszej podróży :(

Długa jazda, zauważam drogowskaz - Lilydale Crematorium - 6 km - konkretna informacja.

U celu miłe zaskoczenie - ogromny teren, zielone wzgórza...


Podchodzę do budynku i słyszę szum potężnych maszyn/pomp/klimatyzacji/kremacji. 
To chyba dopiero rozgrzewka, z kominów nie leci żaden dym...


Wchodzę do środka i jestem w kręgu przyjaciół z dawnych lat...


Pani prowadząca ceremonię czyta życiorys Allana, jest w nim fragment, w którym miałem przyjemność uczestniczyć - Worldloppet - cykl maratonów narciarskich w wielu krajach, również w Australii.
Narciarz, który ukończy 10 maratonów z tej serii, otrzymuje medal i tytuł Worldloppet Master.

Na początku 1996 roku miałem już na koncie 5 wyścigów i pojechałem do Europy zaliczyć brakującą piątkę.
Allan i jego żona - Pat - mieli na koncie jeden - Kangaroo Hoppet - i pojechali do Europy na 9 tygodni zaliczyć wszystkie europejskie maratony.

Kilka miesięcy później zorganizowałem okolicznościowy obiad - oto medaliści...


Za naszymi plecami mapa Europy z zaznaczoną trasą podróży:
Austria - Włochy - Niemcy - Estonia - Francja - Finlandia - Szwecja - Szwajcaria - Norwegia.
Pogrubiłem swoją trasę - tylko 5 maratonów, ale wystarczy - 1 dzień to podróż - lotnisko, dojazd do hotelu. Potem aklimatyzacja, lekki trening, maraton -- i od nowa.
Już po 3 wyścigach, w Finlandii, przeżyłem poważny kryzys... ale przeżyłem :)
A Pat i Allan wykonali prawie dwa razy większy program.

Pat i Allan - wszyscy tak o nich mówili - nierozłączna para.
Tym razem miałem okazję poznać część ich życiorysu.
Allan urodził się w kiepskiej rodzinie, despotyczny ojciec, przemoc.  Allan w dość młodym wieku opuścił dom i pokazał, że można inaczej.
Skończył kursy nauczycielskie, zaczął pracować, wybudował dom. Ukończył studia, pracował na wielu uczelniach jako wykładowca rachunkowości i ekonomii. Założył rodzinę, wybudował kolejny dom...
Razem z Pat mają dwójkę dzieci - czytały wspomnienia o ojcu - syn nie był w stanie czytać swoich, wspomogła go żona.

W tle narciarstwo i przygoda.
Oprócz maratonów narciarskich - podróże, biegi, orienteering.
Przez kilkanaście lat spotykałem ich regularnie na śnieżnych trasach, na biegach w lesie i po parkach i ulicach Melbourne.
Dowiedziałem się, że podobnie jak ja, obeszli dookoła Mt Blanc, podróżowali po Wietnamie i dużo, dużo więcej.

Sala domu pogrzebowego była pełna, w większości znajome twarze i kolejna refleksja - starzy narciarze trzymają się dobrze i starzeją się w dobrym stylu.

P.S.
Zajrzałem do archiwum blogu, siedem lat temu opublikowałem wpis na temat orienteeringu ulicznego... i wtedy też było wspomnienie śmierci mojego kolegi - KLIK.
Kangaroo Hoppet - KLIK.
Worldloppet - KLIK.

A trasy narciarskie w Australii czekają na narciarzy - zima w pełnej krasie...

Saturday, August 2, 2025

Koń na wzgórzu

Koń na wzgórzuKoń na wzgórzu by Eugeniusz Małaczewski
My rating: 1 of 5 stars

 Przeczytana ostatnio książka o Stanisławie Umińskiej skłoniła mnie do wspomnień.

Eugeniusz Małaczewski - bliski przyjaciel Jana Żyznowskiego, partnera Stanisławy.
Obaj wywarli na Nią ogromny wpływ, wpływ, który skłonił ją do zabójstwa.

Koń na wzgórzu - zbiór opowiadań wojennych, których akcja rozgrywa się na terenie obecnej Rosji i Ukrainy.
Moja Matka dostała tę książkę od swojej siostry - Stanisławy...

===


Byłem jeszcze w szkole podstawowej gdy zauważyłem tę książkę na półce, zacząłem czytać i bardzo szybko dostałem zawrotu głowy - niewyobrażalne okrucieństwa, niektórych sytuacji nie potrafiłem zrozumieć. Odłożyłem szybko książkę na półkę.
Ale zdążyłem przeczytać tytułowe opowiadanie i poczułem, że skórzana okładka książki pali mi dłonie...

W miarę, jak zbliżaliśmy się do wzgórza, słońce kryło się stopniowo, aż znikło zupełnie za jego szczytem. Natomiast w miejscu, gdzie słońce znikło, zaczęło coś powstawać olbrzymim, niewyraźnym, czarnym kształtem potwornie się narzucając skrwawionemu niebu.

Stanęliśmy nagle, zdumieniem w miejscu przykuci, zaś fantastyczna zjawa, czerniejąca na szczycie wzgórza wśród niebios szkarłatnych, rosła i olbrzymiała, poruszając się z wolna. W mgnieniu oka wbiegliśmy na wzgórze.
I ujrzeliśmy rzecz niepodobną do niczego na ziemi.

W oglądanym z dołu, olbrzymiejącym w oczach potworze rozpoznaliśmy zwierzę, właściwie bardzo nawet pospolite. Był to potężny koń, z rasy koni pociągowych, tak zwany perszeron.
Ale był to koń – odarty ze skóry. Wzdychając głęboko i postękując ludzkim prawie głosem, wgramoliło się po coś to żyjące ścierwo końskie aż na szczyt wzgórza. Jakże ohydnie świeciła ta poruszająca się kupa mięsa odartego dokładnie ze skóry, oprócz końskiego łba, który zwisał do ziemi ciężarem nie do udźwignięcia!

 – Patrzcie, koledzy, ten koń ma nogę złamaną. Nie mogli go zabrać ze sobą, to, psiekrwie, skórę z niego zdarli i z sobą zabrali! – objaśniał kapral żołnierzy.

Po kilku dniach, niby przypadkiem, zapytałem Matki:
- Mamusiu, a co to za książka? A ta okładka to chyba ze skóry? Z jakiego zwierzęcia ta skóra?
Matka spojrzała na mnie z niepokojem -
- Czytałeś tę książkę?
- Nie - skłamałem - dopiero teraz zauważyłem, przez tę okładkę.
- Nie czytaj jej, to zła książka - powiedziała Matka - a ta okładka - to chyba z węża albo jakiegoś jaszczura.
Odetchnąłem z ulgą.

Wiele lat później próbowałem przeczytać tę książkę "na zimno".
Nie dałem rady.
Spróbowałem teraz... to samo.

P.S.
Eugeniusz Małaczewski - WIKI.
Jan Żyznowski - WIKI.

View all my reviews