Sunday, May 23, 2021

Niedzielne Zesłanie

Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? - mówili pełni zdumienia i podziwu. Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty?...  

Dzieje Apostolskie 2, 1-11.

Te języki ognia przypomniały mi się podczas południowego spaceru... tylko ludzi brak.


Językowa integracja - to oczywista aluzja do pomieszania języków podczas budowy Wieży Babel.
Moje przekorne skojarzenie to: jak chcieli coś zbudować, to Bóg ich rozdzielił, jak teraz każdy sobie rzepkę skrobie, to Bóg daje im możliwość lepszego porozumienia.

Jednak moja podstawowa refleksja to kontynuacja rozważań z poprzedniej niedzieli - wspólna ewolucja człowieka i Boga.

Widzę to tak - czasy prehistoryczne - życie w pierwotnych wspólnotach gdzie nie gromadzono majątków, nie trzeba było praw, wystarczała tradycja wspólnoty.

Potrzeba Boga-Prawodawcy pojawiła się gdy ludzie osiedlili się na stałe, zagospodarowali, zaczęli gromadzić majątki, prowadzić wymianę handlową.

Kultura grecka i prawodawstwo rzymskie wyznaczają chyba kres tego etapu rozwoju - potrafimy myśleć i rządzić.

Wtedy pojawia się Jezus i stara się ukierować działalność ludzką na rozwój społeczny, troskę o innych.
Dziwny to przybiera obrót, tysiące drobnych kroczków i od czasu do czasu - ŁUBUDU - rozwalamy wszystko.

Jednak mimo tylu trudności i porażek ludzkość osiągnęła chyba poziom, na którym ma możliwości  rozwiązania wszystkich problemów ekonomicznych i społecznych na naszej planecie.

Trzeba tylko... no właśnie, jak się dobrze rozejrzałem dookoła, przyszła odpowiedź - trzeba Ducha Świętego żeby te gigantyczne możliwości i potencjał skierować na właściwą drogę.

Dla urozmaicenia wskoczę jeszcze na wspomnianą w zeszłą niedzielę kosmiczną opcję.
Wyprowadzić się na inną planetę opłacając wszystko w kryptowalutach.

Po pierwsze... sprawdziłem ile kosztuje wyprodukowanie 1 bitcoina.
To mi się w pale nie mieści - "... it still takes 10 minutes to mine one bitcoin. At 600 seconds (10 minutes), all else being equal, it will take 72,000 GW (or 72 Terawatts) of power to mine a bitcoin using the average power usage provided by ASIC miners." -- KLIK.

Co te komputery liczą. Duchu Święty - co one liczą?  
Na marginesie - ponad 50 lat temu, gdy nauczyłem się programować komputery, jednym z moich pierwszych osiągnięć było chyba 50-krotne skrócenie czasu przetwarzania funkcji z zakresu planowania produkcji w zakładzie mechanicznym.
Może ja się wezmę za te bitcoiny?

To polecam szczególnej uwadze, ale, po drugie i może jeszcze wcześniej - Duchu Święty - miej pod swoją specjalną opieką SZTUCZNĄ INTELIGENCJĘ - dopilnuj żeby wykorzystana była we właściwym kierunku.

AMEN.

8 comments:

  1. Modlitwa na koniec... Bardzo aktualna;-)

    A ja w ramach liturgicznego cytatu z Ewangelii Jana („Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie” J 16, 12-13), zastanawiam się, czy wspomniany Duch nie jest od rzeczy, których do końca nie rozumiemy i możemy sobie z nimi nie poradzić... A Sztuczna Inteligencja jest chyba jedną z nich;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ewangelie św Jana czytam najbardziej sceptycznie.
      Natomiast - nie do końca rozumiemy, nie możemy sobie z czymś poradzić.
      Te elementy zaliczam do wspomnianego we wpisie odwrócenia pomieszania języków.
      Otóż nie rozumiemy rzeczy, nie potrafimy sobie poradzić ze sprawami, które dla wcześniejszych pokoleń ludzkości nie istniały lub nie stanowiły problemu. Jednocześnie zmalał osobisty kontakt i zależności, choćby rodzinne.
      Tu potrzebna jest pomoc z "Zewnątrz".
      Pozdrawiam.

      Delete
    2. To bardzo trzeźwe, realne spojrzenie...
      Wiesz jednak (czytając mój blog), że u mnie jest zupełnie inaczej. Jestem zwolennikiem ...niewiedzy. To ona ma czasami na nas większy wpływ niż wiedza. I tak jak napisałem ostatnio - być może nasz znany świat jest zanurzony w ogromnym świecie, o którym nie mamy zielonego pojęcia i błądzimy jak opętani w maleńkiej kropli gigantycznego oceanu. O samej „kropli” mamy blade pojęcie, nie wspominając już o oceanie;-)
      Odwzajemniam pozdrowienia

      Delete
  2. Kiedyś wstawiłeś post o Trójcy Świętej, którego nieodłączną częścią, będącą tożsamą z Bogiem Ojcem i Jezusem jest Duch Święty.
    Doniosłą rolę tego Ducha Świętego objaśnia niejaki o. Jacek Salij OP, kaznodzieja youtuber. Okazuje się, że tak naprawdę to on pierwszy raz objawił się światu, gdy „Jezus począł się z Ducha Świętego”, innymi słowy, choć to zabrzmi heretycko, Jezus począł sam siebie. Nie pójdę dalej tym tropem, bo jeszcze powiesz, że nastaję na wiarę katolicką ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie ma strachu, w swoim wpisie wyraziłem głębokie wątpliwości co do istnienia Trójcy Świętej.
      Jezus począł się z Ducha Świętego...
      To powikłana sprawa - przede wszyskim - Duch Święty, który od Ojca i Syna pochodzi - Credo Nicejskie
      Tu nie widzę sprzeczności, Duch powstał z "Dwójcy" w nieokreślonej przeszłości, natomiast w konkretnym czasie - dał początek duchowy istoty ludzkiej, Jezusa. Ta istota otrzymała ciało z Maryi Dziewicy.

      Delete
  3. "Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami"
    Rzeczywiście cud.
    Przemawiali Galilejczycy, czyli Żydzi z tego samego regionu co Jezus.
    Mówili tak jak Jezus w dialekcie Aramejskim, który się różni od Judejskiego, ale widocznie nie za bardzo.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję za świetną obserwację.
      Sprawdziłem - Jezus, Galilejczyk, przemawiał do swoich słuchaczy, również Galilejczyków, po Aramejsku.
      Prawdopodobnie znał hebrajski, bo wykładał w świątyni w Jerozolimie gdy miał 12 lat. Jerozolimę odwiedził ponownie chyba dopiero w Palmową Niedzielę, czyli 5 dni przed śmiercią.

      Delete
  4. Przypomina mi się, że za czasów Karola Wielkiego mieszkańcy jego państwa było przekonani, że mówią po łacinie. A ich język już skutecznie „zmierzał” w stronę dzisiejszego francuskiego. I jakież było ich zdziwienie, gdy spotykali mieszkańców dzisiejszej Hiszpanii i ich ...nie rozumieli. Zresztą pewnie tamci też byli przekonani, że mówią po łacinie;-) Język to coś bardzo żywego, ciągle się zmienia... „Klątwa” wieży Babel ciągle wisi nad nami;-)

    ReplyDelete