Sunday, May 30, 2021

Niedzielny brzdęk

Brzdęk pękających planów i zamiarów rozległ się już w czwartek, ale dopiero dzisiaj wypełniła się miara zawodów, zaniechań i dokonań, a na dodatek zgadza mi się to z niedzielną intencją więc teraz pozostało tylko słuszność tytułu pisemnie uzasadnić.

Czwartek - koło południa doszły mnie sygnały, że w naszym stanie znaleziono covidowe ognisko na kilkanaście fajerek i przed wieczorem było jasne, że od północy czeka nas jakiś lockdown, o 6 wiedzieliśmy, że najcięższego kalibru - maski cały czas, zakaz odwiedzin, limit oddalenia od domu - 5 km max, zamknięte wszystko oprócz sklepów spożywczych i aptek.

Znamy to, niewiele zmienia nasz tryb życia - jedyna istotna dolegliwość, to brak kontaktu z wnukami.

Czas lockdownu - tydzień, czyli do czwartku włącznie z tym, że ze sporym naciskiem podkreślono, że rozluźnienie zostanie poprzedzone gruntowną analizą.

Oczywiście moim pierwszym skojarzeniem był opisywany 2 tygodnie temu coroczny MS Walk - 30 maja -  Dzień Stwardnienia Rozsianego. 
Już wtedy miałem obawy czy dam radę uczestniczyć. Kilka dni temu dyskutowałem z moją marszową partnerką atrakcyjne  alternatywy (spacer wokół kasztanu Paderewskiego w Królewskim Ogrodzie Botanicznym:). 
Teraz władza ustawiła wszystko na miejscu.
Jedyny drobny pozytyw to organizatorzy marszu dali mi opcję zmiany opłaty rejestracyjnej na dotację. Inne opcje to refundacja lub przeniesienie na przyszły rok.

Przez ostatnie dwa dni czas schodzi mi bardzo marudnie. 
Oczywiście, rutynowo oglądam dziennik telewizyjny plus docierają do mnie bieżące komunikaty. To samo co było przez 2 lata.

Jakiś ogólny wniosek?
Bóg nie zsyła na ludzi testów ponad ich siły i zdolności.
Australia (i Nowa Zelandia), ze względu na swoje oddalenie, praktycznie nie doświadczyły żadnej pandemii. Do tego konieczna jest bowiem znacząca ilość przypadków.
U na przypadki były pojedyńcze ich późniejszy, niekontrolowany, wzrost to już wyłączna zasługa naszych medyczno-politycznych działań.

Sprawy pokrewne.
Dzięki tracking system (cyfrowemu nadzorowi), nagle wszystkie fakty stały się sobie pokrewne.
Moja obserwacja - gdyby ten system nie był taki dobry, to chyba dałoby się uniknąć kilku pomniejszych lockdownów. Ktoś pocierpiałby gorączkę w domu i sprawa rozeszłaby się po kościach.
Istotny szczegół - od paździenika 2020 nie było w Australii śmiertelnych przypadków Covid.

Szczepienia - generalnie jesteśmy chyba 2 miesiąca do tyłu. Politycy i naczelni medycy, przy okazji tłumaczenia opóźnień zachwalają jak świetną robotę robimy.
Bardzo podoba mi się angielski zwrot - second to none - nie ma sobie równych (?).
No więc taka jest tutejsza edukacja, służba zdrowia.... 
Przyznaję, że ostatnio zwrot ten nie był nadużywany.

Szczepienia - kontynuuję. 
W tv reportaże z masowych szczepień w pięknych budynkach - choćby Royal Exhibition Building - jednym z budowniczych był ojciec słynnej śpiewaczki Melby a koncertował tam - Paderewski!
Właściwie powinienem był zamienić MS Walk pod kasztanem na szczepienie w sali koncertowej.
Wydaje mi się, że władze nie zauważają, że te szczepienia to naruszenia lockdownu - dalej niż 5 km od domu, znacznie dłużej niż godzina poza domem.

Gdy zbierałem się do tego wpisu miałem w głowie sportową, obyczajową i religijną refleksję, ale wyznam, że jakoś mi wyparowały.
Więc lepiej nie będę pisał na siłę.

6 comments:

  1. Tak nie bardzo wiem jak się odnieść do treści tego postu. Z jednej strony Cię rozumiem (o ile czegoś nie przekręciłem), bo i ja mam już dość tych wszystkich lockdownów. Z drugiej strony szczepienia powinny studzić zapał do takich metod, a z trzeciej (bo jest i trzecia strona) jest to strasznie skomplikowane, bo:
    - nie wszyscy pewnie są zaszczepieni;
    - kategoryzowanie społeczeństwa na zaszczepionych (nie muszących się stosować do obostrzeń) i niezaszczepionych wywołuje tylko konflikty.

    ReplyDelete
    Replies
    1. W Australii sprawę szczepień rząd kompletnie zawalił i to kilka razy. Do ttego mamy tu przepychankę miedzy rządem centralnym i stanowymi. Tu takie rodzynki jak - państwowe domy opieki podlegają władzom stanowym, prywatne - rządowi centralnemu. Własnie w tych domach opieki było najwięcej wypadków śmiertelnych, więc teraz walka słowna trwa.

      Delete
  2. Od poczatku pandemii widze ze Australia podchodzi do niej bardzo powaznie, co dobrze. Z drugiej strony moze przesada by wprowadzac kompletny lockdown z okazji kilku przypadkow jako ze izolacja chorych moglaby dac dobre i wystarczajace skutki. Trudno ocenic bo jak zawsze prawda lezy posrodku.
    Serdecznie pozdrawiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Australia stwarza pozory, że podchodzi poważnie i profesjonalnie. Tu nie ma obaw - jestem przekonany, że każda wypowiedź i działanie jest dokładnie opracowane przez specjalistów.
      Natomiast, gdy przyjdzie do akcji, to absolutny chaos i przypadek.
      Na szczęście jest to kraj zamożny i ma dobrą infrastrukturę więc to się jakoś amortyzuje.
      Pozdrawiam.

      Delete
  3. Jesteśmy istotami, które lubią mieć wszystko zaplanowane. Tym bardziej taki „brzdęk” boli. I tak w ostatnim czasie rozlega się mnóstwo takich brzdęków. Też ich doświadczam. Zwłaszcza gdy coś mnie ciągle ogranicza w kontaktach z najbliższymi...
    „Brzdęk pękających planów i zamiarów...” Bardzo spodobało mi się to określenie.
    Parę miesięcy temu grałem z siostrzenicą żony w „Clank! In! Space!”... I dowiedziałem się, że polski tytuł tej gry to ...„Brzdęk w kosmosie”;-) Tam zawsze można wskoczyć do kapsuły ratunkowej... Nie wiem, czy tak jest w życiu;-) Pozdrowienia

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, ja też jestem zadowolony z tak obrazowego okreslenia choć w moim przypadku jest ono mocno przesadzone.
      Istoty, które lubią mieć zaplanowane.
      Tak, w końcu to efekt wielu lat pracowitej budowy naszej cywilizacji.
      Przypomina mi się scena z książki G.K. Chestertona - Człowiek, który był Czwartkiem.
      Spotykają się zaciekły anarchista z równie zaciekłym zwolennikiem reguł i porządku. Anarchista narzeka: jakże nudne jest to życie. Wsiadasz do London Metro na Piccadily Circus i wiesz, że następny przystanek to będzie Charing Cross. Wobraż sobie ten błysk w oczach, radość, ekstazę, gdyby okazało się, że następna stacja to... Kingston, Jamaica!
      Na to anty-anarchista: co za bzdura, oczywiście, że pociąg, którym jadę może dojechać do Kingston, albo do Rio de Janeiro, i tylko systematyczna, skrupulatna praca setek odanych pracowników powoduje, że zgodnie z rozkładem jazdy dociera na czas do Charing Cross. -- (nazwy stacji nie zgadzają się z książką).
      Wyznam, że sympatyzuję z anty-anarchistą.
      Pozdrawiam.

      Delete