Oglądam trochę (może godzinę dziennie) olimpijskich sprawozdań w TV i, co się z tym łączy, trochę reklam.
To dla mnie coś nowego gdyż zasadniczo ograniczam sie do rządowego programu ABC.
Pierwsze wrażenie nie jest złe - reklam nie jest zbyt wiele.
Przyczyną może być duża ilość olimpijskiego materiału do przekazania.
Drugie wrażenie, jakość, też nie jest złe.
Mam na myśli zarówno jakość reklam jak i reklamowanych produktów.
Trzecie wrażenie - tu już wkraczam w szczegóły.
Reklamy firm ubezpieczeniowych - pokazują przypadki całkowitej beztroski, a może głupoty, której ofiarą padają samochody albo wnętrza domów.
Reklamy są pomysłowe i śmieszne, ale przecież za tę głupotę zapłacą pozostali klienci firmy, ci którzy nie mieli wypadków. Dla nich taka reklama może być odstraszająca.
Tu pozwolę sobie przytoczyć własne doświadzenie z ostatnich tygodni.
Czułem się marnie, tak marnie, że żeby się rozerwać pojechałem na test covidowy.
Oczywiście choremu wiatr w oczy, na ulicy jakieś roboty drogowe, zajechałem za daleko i musiałem się cofnąć.
Generalnie nie lubię jechać zbyt daleko tyłem, ale tutaj zwalę to na złe samopoczucie - z tyłu coś zazgrzytało.
Wysiadłem obejrzeć rozmiary katastrofy - niewielkie, malutkie rysy na zderzakach.
Na tych zderzakach były wyraźnie ślady poprzednich spotkań więc pierwsza myśl była - w nogi.
W normalnym stanie umysłu pewnie tak bym zrobił, ale w tym przypadku...
Pomyślałem - może koniec blisko, niech choć jedna osoba dobrze mnie pamięta.
Napisałem na karteczce - Podrapałem lekko twój samochód, przepraszam, mój telefon ...
Włożyłem za wycieraczkę.
Na test dotarłem bez przygód (wynik testu okazał się negatywny).
Po kilku godzinach ktoś zadzwonił
- To ty włożyłeś tę kartkę?
- Ja, bardzo mi przykro.
- Nie, to ja bardzo ci dziękuję... ale gdzie właściwie ty zarysowałeś nasz samochód?
Wyjaśniłem.
Sprawa jest w rękach towarzystwa ubezpieczeniowego, już ponad miesiąc. Oczekuję standardowej opłaty za wypadek z mojej winy.
W międyczasie... jechaliśmy od wnucząt, żona (kierowca) zobaczyła żółte światło więc wyhamowała, stanęła.... buch - mocne uderzenie z tyłu.
Buchnęła nas bardzo energiczna pani, miała pewne trudności w prowadzeniu ugrzecznionej konwersacji, ale dała radę.
Po kilku dniach ubezpieczyciel zatwierdził naprawę. Pojechałem oddać samochód do pobliskiego warsztatu gdzie robili nam poprzednie naprawy.
Wychodząc zauważyłem, że warsztat się likwiduje.
Zrobiło mi się nieswojo... skoro się likwiduje, to czy zrobi tę naprawę starannie?
Zrobił. Mało tego, jeszcze z własnej inicjatywy wyklepał stare wgniecenie na przednim błotniku.
Świat jest dla nas życzliwy.