Trochę zawikłana sprawa, od czego tu zacząć?
Najlepiej od siebie...
Kilka tygodni temu, na comiesięcznym spotkaniu bibliotecznego kółka książkowego, prowadząca spotkanie spytała - czy nie uważacie, że tematyka Holocaustu jest nadużywana?
Przytaknąłem, jedna uczestniczka spotkania nie wiedziała o co chodzi, jeszcze ktoś przytaknął.
Po spotkaniu przeszedłem jak zawsze wzdłuż rzędu bibliotecznych półek a tam...
Uderz w stół a nożyce się znajdą - pomyślałem i oczywiście wypożyczyłem.
W domu zajrzałem do skrzynki email a tam regularne wiadomości od Plus61J - działająca w Australii żydowska agencja prasowa, o której już wspominałem.
Tym razem w oczy rzucił mi się artykuł - Too much Holocaust Fiction - KLIK.
Rzeczywiście - 3 przypadki w ciągu 3 godzin.
Zacznę więc od ostatniego - wydana w Australii książka - The Tatyooist of Auschwitz.
W Polsce wydana pod tytułem - Tatuażysta z Auschwitz.
Autorka książki - Heather Morris - pracowała w szpitalu w Australii i tam natrafiła na pacjenta - Lale Sokolov - który poczuł do niej ogromne zaufanie i przekazał jej swoje wspomnienia z czasów wojny.
Okazało się, że został aresztowany w rodzinnej Słowacji i zesłany do obozu koncentracyjnego Auschwitz a tam, raczej przypadkowo, został zatrudniony jako tatuażysta numerów obozowych na przedramieniach więźniów.
Więcej informacji o książce tutaj - KLIK.
Książka stała się bestsellerem, do końca roku 2019 sprzedano ponad 3 miliony egzemplarzy.
Poza ogólnym zachwytem książka wzbudziła pewne kontrowersje, Muzeum Auschwitz-Birkenau wydało oświadczenie, że sporo informacji podanych w książce jest czystą fikcją,
Do tego przypadku nawiązuje wspomniany przeze mnie artykuł Plus61J - KLIK.
Pora zajrzeć do wypożyczonej książki.
Są to pamiętniki brytyjskiego żołnierza - Harry Jackson - który w 1940 roku został wysłany ze swoim oddziałem do Francji pomagać w wojnie przeciwko Niemcom. Z Francji trafił do Belgii, tam jego oddział dostał rozkaz dotrzeć do Dunkierki i dołączyć do przybywających z Anglii sił brytyjskich. ale w maju 1940 r dostali się do niewoli.
Teraz następuje wędrówka do kolejnych stalagów (przypomnę - Stalag - Soldaten Lager - obóz dla jeńców wojennych - szeregowców, Oflag - Offizer Lager - obóz dla jeńców wojennych - oficerów).
Po kilku tygodniach trafia na teren okupowanej Polski - Szubin na Kujawach, Warthenlager - Google nie potrafi znaleźć, ale potwierdza, że takie miejsce istniało i że było to w okolicach Poznania.
Kwiecień 1941 - Blechhammer - autor pamiętnika notuje - "Maszerujemy 2 mile do obozu pracy Blechhammer, który jest pod-obozem miejsca o nazwie Auschwitz".
Blechhammer? Google znajduje - Blachownia Śląska - KLIK.
Jednak nie znajduję tu żadnej wzmianki o Auschwitz, dopiero wtedy spoglądam uważniej na tytuł książki - Auschwitz IV - KLIK.
Przerywam lekturę żeby dowiedzieć się więcej o autorce książki - Jaci Byrne - okazuje się, że jest to wnuczka autora pamiętnika, że mieszka w Australii i tutaj, w 2018 roku wydała książkę - The Music Maker: one POW provided hope for thousands (Twórca muzyki: jeden jeniec wojenny dostarczył nadzieję tysiącom) - uwaga: angielski termin music maker zasadniczo odnosi się do wykonawcy muzyki.
Czym prędzej wypożyczam i porównuję z wypożyczoną wcześniej książką - rok publikacji 2021.
Porównanie jest powierzchowne, ale zauważam tylko jedną różnicę - we wcześniejszej książce nazwa Auschwitz padła tylko 3 razy, ostatni raz w relacji datowanej 3 lutego 1945 - "...we hear rumours that the Ruskies have entered Auschwitz, of which my previous camp at Blechhammer was a sub-camp." (słyszymy pogłoski, że Ruscy wkroczyli do Auschwitz, którego pod-obozem był mój poprzedni obóz w Blechhammer.)
w nowszej, nazwa Auschwitz IV została dodana w około 10 tytułach rozdziałów.
Jak to się przekłada na rynek wydawniczy?
Nie znam wielkości nakładów obu książek ani ilości sprzedanych egzemplarzy, mogę porównać tylko ilość ocen na Goodreads: wersja bez Auschwitz w tytule - 9, wersja z Auschwitz - 124.
Pozostawię to bez komentarza.
Wreszcie czas na moją opinię o książce.
Bardzo uczciwa relacja bardzo porządnego człowieka. Niestety relacja z obozu szybko robi się nudna. Harry Jackson rejestruje tylko istotne wydarzenia, a więc - dostałem list, dostaliśmy paczki Czerwonego Krzyża, na placu powiesili czterech więźniów. I tak strona po stronie.
Istotną komplikacją jest fakt, że w tym samym obozie przebywali jeńcy wojenni i osoby skazane na przymusową pracę, prawdopodobnie te kategorie były traktowane inaczej, ale Harry tego nie wyjaśnia.
Niektóre fakty rzucają światło na te różnice - jeńcy wojenni targują się z Niemcami o wynagrodzenie powołując się na Konwencję Haską, piszą petycje, odmawiają pracy.
Jeńcy mają na tyle swobody, że produkują wino z rodzynek z paczek z Czerwonego Krzyża, W tym celu wykorzystują beczkę, zalewają rodzynki wrzątkiem, potem dodają drożdży i przypraw i czekają 3 tygodnie by napój nabrał mocy i aromatu.
No i tytułowa muzyka - Harry jedzie do Poznania kupić instrumenty a potem on i około 50 muzyków mają regularne próby, na które mogą przyjść ich współtowarzysze, występy są tylko dla Niemców.
Repertuar - bardzo ciekawy i ambitny, w tym musicale jak Piraci z Penzance itp.
W musicalach, w rolach kobiet występują oczywiście mężczyźni ubrani w bardzo różnorodne damskie stroje. Zachowały się zdjęcia z tych występów.
I jeszcze jedno - Harry pisał swój pamiętnik przez 5 lat i nikt mu tego nie skonfiskował, w jego baraku ktoś ma radio, na którym słuchają wiadomości BBC.
Czy tak sobie wyobrażamy Auschwitz?
Charakterystyczne, że w opiniach na stronie Goodreads nikt nie dostrzegł w tym niczego zastanawiającego.
W tym momencie i ja zdałem sobie sprawę jak nie na czasie są moje rozważania.
P.S. Jeszcze jeden kwiatek, strona internetowa Glam Adelaide zamieściła recenzję książki, recenzję bardzo rozsądną, ale... poprzedzili ją zdjęciem torów kolejowych prowadzących na rampę obozy Auchwitz-Birkenau - KLIK.