Monday, July 21, 2025

Pod nosem

 Nieczęsto mam okazję oddalić się znacząco od domu, regularne oddalenia to cotygodniowa wyprawa po zakupy na Camberwell Market - 5 km od domu.

Ostatnie kilka dni było chłodne, ale słoneczne więc korzystałem z okazji żeby trochę pospacerować. Nie tylko ja wyszedłem na słońce...


Za to u sąsiada - kolorowo i hałaśliwie...



Przy okazji zauważyłem dobre ostrzeżenie przed zderzeniem samochodów...


OK - dosyć żartów, teraz będzie o zdrowiu...

"Powiedziano Ci, że to H₂O. Tego wszyscy nauczyliśmy się w szkole. Że Twoje ciało składa się w siedemdziesięciu procentach z wody i że woda jest po prostu neutralną substancją, która transportuje różne substancje w organizmie.Ale to nie jest cała prawda.
Nawet nie zbliżona do prawdy.

W twoim ciele woda nie występuje w podstawowym stanie ciekłym. Tworzy ona fazę strukturalną. Żywą, inteligentną, naładowaną elektrycznie formę..."

Prawdę o wodzie znalazłem tutaj ==> KLIK.

Wydaje mi się, że jakoś intuicyjnie to wiedziałem, objawiało to się tym, że rzadko czułem pragnienie a gdy czułem to wolałem zjeść jabłko niż napić się wody.

W zlinkowanym artykule znalazłem potwierdzenie dwóch dodatkowych faktów - dobre jest przebywanie na słońcu i chodzenie boso.
W październiku zeszłego roku wspominałem na tym blogu chodzenie na bosaka po trawie. Tym razem nie czekam do października - pospacerowałem już dzisiaj :)

Na zdrowie!

Friday, July 18, 2025

Za drzwiami

 Zima...

Jedno z jej oblicz to ludzie cierpiący głód, chłód i niedostatek.

Kilka razy wspominałem na blogu swoje wrażenia ze spotkań z takimi osobami w ramach mojej działalność w Stowarzyszeniu Św Wincentego...

Ostatnia niedziela - urządziliśmy w kościele zbiórkę pieniędzy - na trzech mszach zebraliśmy około A$1,400.
Dużo :)
Kiedyś zbieraliśmy więcej, ale kto teraz przynosi gotówkę do kościoła?
Oczywiście zapewniliśmy możliwość dotacji przez internet.

W zeszłym tygodniu odwiedziłem wraz z kolegą jedną osobę, która prosiła o pomoc.
To znaczy... nie odwiedziłem.
Podczas wstępnej rozmowy telefonicznej klientka poprosiła żeby zostawić vouchery na żywność w jej skrzynce pocztowej bo ona musi pojechać z synem na pływalnię.
Zgodziliśmy się, zostawiliśmy vouchery, wieczorem mój partner telefonicznie upewnił się, że klientka vouchery znalazła.

Na zebraniu Stowarzyszenia wywiązała się dyskusja na ten temat - czy nalegać aby pomoc była przekazywana osobiście, z ręki do ręki?

Przypomniały mi się dawne czasy - normą było, że klienci zapraszali nas do domu,  prosili żeby usiąść,  opowiadali o swoich problemach.
Czasy Covidu zdecydowanie to przerwały i stare czasy już nie wróciły.

Przypominam sobie ostatnie 3 wizyty - wszystkie na progu drzwi.
W dwóch przypadkach konkretne powody - w środku jest psychicznie niezrównoważony syn - może was pobić.
W trzecim przypadku... bez powodu.

To staje się normą,   w ciągu ostatniego roku chyba tylko dwa razy klientki zaprosiły nas do środka, nawet zaoferowały kawę/herbatę - podziękowaliśmy.

Rozumiem to - z praktycznego punktu widzenia te wizyty niczego nie zmieniały, ale było w nich coś... ludzkiego.
Wygląda na to, że tego teraz nikt nie potrzebuje.

Miła migawka z restauracyjki w mojej okolicy...


Dla potrzebujących - 5 darmowych posiłków dzisiaj...

Monday, July 14, 2025

Klub książki

 Zima w mojej okolicy...
Znaczy, w nocy temperatura spada do 7C na zewnątrz, 15C w domu.
Rodzina w ruchu - w ostatni weekend nasza córka była z mężem na nartach terenowych, ich córka wędrowała z koleżanką po skalistej pustyni w centrum Australii, nasz najstarszy wnuk był w Polsce z harcerzami spod Krzyża Południa (Australia i Argentyna), średnia wnuczka spotkała się z jeleniem na tatrzańskim szlaku, a my...?

Przypomniały mi się słowa Wieszcza:
"O czym tu dumać na paryskim bruku... "

Paryski bruk - za daleko, poprosiłem ChatGPT o coś bliższego...

„O czym tu dumać wśród eukaliptusów?” (stylizowany na A. Mickiewicza).

O czym tu dumać w spiekocie południa,
Gdzie wiatr gorący w pustynię się wdziera,
Gdzie niebo pali, a ziemia bez studni,
I ani brzozy, ni cienia z modrzewia? 

Ojczyzno moja! – rzekłbym z tęsknotą,
Lecz głos zamiera pod słońca naporem.
Tu inny pacierz, tu inne pieśni,
Tu święta w grudniu z palmowym kolorem.

.....

Do Świąt jeszcze daleko, najbliżej było na comiesięczne zebranie klubu książki.
Kluby książki są obecnie bardzo popularne - organizują je biblioteki, organizują ludzie w swoich domach, ja od pewnego czasu chodzę zebrania klubu książki w pobliskim Neighbourhood House (Dom Sąsiedzki).
Na zebrania przychodzi maksimum 9 osób, ja jestem jedynym mężczyzną w tym towarzystwie - normalne. Dzisiaj dyskutowaliśmy książkę Anny Funder - Wifedom.
Wifedom?
To chyba oznacza los żony.
Smutny los.

Eileen O’Shaughnessy - żona pisarza - pochodziła ze średnio zamożnej rodziny, studiowała, planowała karierę naukową.
Przypadkiem spotkała Orwella (prawdziwe nazwisko Eric Blair), zakochała się i...
Wzięli ślub i Eileen całkowicie podporządkowała się stylowi życia męża.
Oznaczało to zaprzestanie studiów, przeprowadzkę do chatki w małym miasteczku i pracę od świtu do nocy - ogródek, sklepik warzywny, gotowanie i sprzątanie, edytowanie i maszynopisanie artykułów i książek męża. 
Na dodatek mąż miał nieprzeciętny erotyczny apetyt i nie próbował nawet ukrywać przez żoną swoich romansów.
Mało tego, podczas kilkutygodniowej kuracji w Casablance, Eric poprosił żonę o pozwolenie na odwiedzenie burdelu i spróbowanie jak "smakują" Marokanki.
Pozwoliła.

Książka Wifedom to rozważania autorki nad smutnym losem Eileen i próba uogólnienia tego losu na los wszystkich mężatek.
Osobna sprawa to długa lista zarzutów skierowana do biografistów Orwella - całkowicie ignorują istnienie i rolę Eileen w życiu pisarza.

Moja ocena - książka dobrze napisana, ale czasem gubi się w nadmiarze detali. Do tego raczej siłowe argumenty na temat żałosnej roli kobiety w małżeństwie.

Wydaje mi się, że moja obecność na zebraniu była trującym grzybem w barszczu.
Po pierwsze zauważyłem, że Eileen wyszła za mąż z własnej woli i że w każdej chwili mogła się rozwieść. W jej czasach i środowisku nie byłby to żaden skandal.
Po drugie... nadmieniłem, że niedawno obchodziłem wraz z żoną 60 rocznicę ślubu i żona uważa, że były to dobre lata.

P.S.
George Orwell - Wikipedia.
Eileen O’Shaughnessy - Wikipedia - polskiej wersji brak.

Wednesday, July 9, 2025

Grzyby, które wstrząsnęły światem

 Przez większość czerwca, w wieczornym dzienniku naszej telewizji państwowej - ABC - mieliśmy stałą pozycję - sprawozdanie z procesu pani Erin Patterson oskarżonej o celowe otrucie trzech osób.

W poprzednim tygodniu była cisza - sądowe jury debatowało winna czy niewinna. Debatowali nawet w sobotę, niedzielę mieli wolną, ale przebywali w izolacji od świata zewnętrznego.
Przedwczoraj (poniedziałek) ogłoszono werdykt - WINNA!


Nie poruszałbym tego tematu gdyż niezbyt interesują mnie kroniki kryminalne, ale zmotywowała mnie informacja, że sprawa stała się znana na całym świecie.

Co prawda termin cały świat jest obecnie mocno nadużywany, ale jednak informację o tej sprawie podała już dawno temu Wyborcza - KLIK. A teraz, po ogłoszeniu werdyktu, zobaczyliśmy relację w Wiadomościach POLSAT, informację podały również CNN, Reuter,  BBC, Al Jazeera...
Nagłówki gazetowych informacji można zobaczyć TUTAJ.

O co chodzi?
Pod koniec lipca 2023 pani Patterson zaprosiła na obiad swoich teściów, lokalnego pastora i jego żonę.
Na obiad podała beef Wellington - wołowina zapiekana w cieście - dla smaku dodała trochę grzybów...

Ilustracja
Autorstwa Jerzy Opioła - Praca własna, CC BY-SA 4.0, Link

Muchomor zielony.
 Po obiedzie wszyscy goście wylądowali w szpitalu z objawami zatrucia, trzy osoby zmarły.
Gospodyni i jej dzieci pozostali zdrowi jak rydze.

Podczas śledztwa wykryto sporo krętactw podejrzanej i to zapewne wpłynęło na werdykt jury.
Nie będę jednak rozwijał tego tematu, wspomnę za to dwa inne, pokrewne aspekty...

Grzyby w Australii -
wspominałem o tym kilka razy na tym blogu. Najłatwiej nam spotkać kanie...



Zebrane 400 m od naszego domu.

Zaś w okolicy farmy naszej córki rosną rydze...



Generalnie Australijczycy są bardzo podejrzliwi w tym temacie. Kilka razy spotkałem się ostrzeżeniami przechodniów - czy ja wiem co ja robię?
Służby miejskie przeorały pobliski park, w którym rosły kanie, teraz najbliższe grzybne miejsce jest 4 km od naszego domu.

Drugi aspekt - jury czyli ława przysięgłych...
Internet podaje, że ławnicy są losowani z listy osób uprawnionych do głosowania czyli teoretycznie każdy pełnoletni obywatel Australii może zostać wylosowany.
Jak narazie, z naszej 11 osobowej rodzinnej grupy wylosowali tylko MNIE.

To było ponad 20 lat temu, pokazałem wezwanie w pracy (muszą dać bezpłatny urlop) i zgłosiłem się do gmachu sądu.
Po pierwsze wskazano mi dobrze zaopatrzony bufet, ceny umiarkowane, ale ja i tak przyniosłem sobie z domu kanapki.
Po drugie zasady gry...
Na wokandzie były 4 sprawy. Każda z nich potrzebowała ławników.
Wyjaśniono nam, że przed rozpoczęciem kolejnej sprawy zostaniemy wszyscy wezwani do osobnej sali, osoba prowadząca wyjaśni charakter sprawy i ilu ławników potrzeba.
Następnie wyciągnie z kapelusza nazwisko pierwszego kandydata/kandydatki.
Obrońca może teraz przepytać wybraną osobę żeby stwierdzić czy nie ma jakichś uprzedzeń w stosunku do oskarżonego/oskarżonej.
Kandydat zostaje zaakceptowany lub odrzucony... następny proszę.
Mnie trafiła się sprawa mężczyzny oskarżonego o handel narkotykami. Z nazwiska wydedukowałem, że ma jugosłowiańskie korzenie.
Potrzebowali chyba 4 ławników. Obrońca odrzucił jedną kandydatkę gdyż z rozmowy wyczuł, że czuje ona jakąś niechęć do oskarżonego. 
Mnie nie wybrali.
Musiałem odsiedzieć jeszcze kilka godzin i wypuścili mnie do domu.

Czasami, gdy proces trwa kilka dni, ławnicy mają zakaz kontaktu z ludźmi. W przypadku spraw budzących duże zainteresowanie mediów, może to oznaczać pobyt w jednoosobowym pokoju w hotelu bez dostępu do gazet, tv, internetu.
Domyślam się, że ławnicy w opisywanej tu sprawie mieli taką przyjemność przez tydzień.

P.S. Z bardzo dawnych czasów pamiętam film 12 gniewnych ludzi, H. Fonda w roli głównej - KLIK.
Po pierwszym obejrzeniu bardzo mi się podobał, po drugim... już nie tak bardzo.

Sunday, July 6, 2025

Ach...

 ... co to był za ślub ==> Ach!

Znajomi zaprosili nas na ślub swojej córki.
Słoneczne, sobotnie przedpołudnie.
Katedra św Patryka...


Przed wejściem zauważam grupę wsparcia Pana Młodego...

I dużo silniejszą grupę wsparcia Panny Młodej...

Wnętrze katedry jest ciemne i chłodne...

Przyszliśmy wcześnie, wkrótce ławki wypełnią się do ostatniego miejsca.
Grają organy, śpiewa chór...
Wspominam nasz własny ślub - ponad 60 lat temu, wspominam śluby naszych dzieci.
Rozglądam się dookoła - wiele, wiele sympatycznych twarzy.

Ceremonia - według mnie zbyt rozbudowana, te z moich wspomnień były krótsze.

Pora wyjść na słońce...


Opuszczamy katedrę z cichymi życzeniami aby młoda para doświadczyła pogodnego życia rodzinnego.

Jeszcze tylko nieformalna kawka z naszymi najbliższymi...

Pozostawiamy kawowe zło i głupotę za kratkami i wracamy do domowego spokoju.

Friday, July 4, 2025

Harce

 Wczoraj - czwartek - spotkała nas miła niespodzianka, nasza wnuczka zachęciła nas do kupienia biletów na występ pod tytułem Melbourne Gang Show gdyż bierze w nim udział jej kolega ze studiów.

Kupiliśmy, spodziewaliśmy się wszystkiego najgorszego - hałaśliwej, agresywnej muzyki, bezsensownych podrygów na scenie, być może wulgarnego słownictwa - Gang w tytule chyba do czegoś zobowiązuje.

Występ w sali teatralnej w pobliskiej Szkole Żydowskiej - KLIK, pojechaliśmy.
Już wcześniej wiedzieliśmy, że organizatorem występu jest australijskie harcerstwo - stąd tytuł wpisu.

Foyer teatru wypełnione harcerzami i harcerkami, wszyscy z czerwonymi chustami na szyjach. Również wielu dorosłych z harcerskimi znakami.

Na marginesie...
Nasz syn i jego dzieci są mocno zaangażowane w polskie harcerstwo w Australii...


Powyżej dwójka z nich stoi tuż przy maszcie.

Polonijne harcerstwo ma zdecydowanie przedwojenne tradycje czyli Honor, Bóg, Ojczyzna, ale w praktyce głównym punktem programu są obozy, często w spartańskich warunkach, połączone ze zdobywaniem całkiem inteligentnych sprawności.
Na marginesiku - nasz wnuk, ten na zdjęciu powyżej, jest właśnie w Polsce, na polonijnym obozie harcerskim.

Australijskie harcerstwo - właściwie mamy jedynie świadomość, że mają sporo bardzo cywilizowanych ośrodków i stąd wyciągnęliśmy wniosek, że jest to sposób na spędzenie wakacji w pobliżu natury.

W piątek poznaliśmy inny wymiar...
Przedstawienie zachwyciło nas - bardzo dobra strona muzyczna, doskonały śpiew, zarówno solowy jak i chóralny, cudowne dekoracje i choreografia.
Na scenie tuziny wykonawców, ciągle w ruchu, współpracowali jak tryby szwajcarskiego zegarka.


Na widowni - rodziny wykonawców i osoby związane z harcerstwem.

Według mnie ten występ był lepszy od chyba wszystkich musicali jakie oglądałem w Australii, aż żal bierze, że tego nie oglądała niezwiązana w harcerstwem publiczność.
Scena końcowa - TUTAJ. Uwaga - reklama.

P.S. Historia harcerskiego Gang Show - KLIK.

Wednesday, July 2, 2025

Koniec

... roku finansowego... był w ostatni poniedziałek.
Ufff...

EOFY - End of Financial Year - błyskało mi przed oczami na każdej stronie internetu.
Może to złudzenie a może demencja, ale wydaje mi się, że w tym roku reklamy tego typu były wyjątkowo agresywne.

O co chodzi?
W Australii rok finansowy zaczyna się 1 lipca a kończy 30 czerwca.
W związku z tym już kilka tygodni wcześniej aktywizują się instytucje, których finanse zależą od odliczanych od podatku dotacji.
Drugi aspekt tego wydarzenia - zakupy robione przez instytucje komercjalne mogą być całkowicie lub częściowo dodane do wydatków a zatem - zmniejszyć dochód netto czyli zmniejszyć podatek.

W sklepach okresowa zniżka cen na wiele artykułów gospodarstwa domowego.
Z ciekawości sprawdziłem dzisiaj ceny kilku artykułów - takie same jak 3 dni temu... czyli te obniżki to była lipa.

Moja reakcja...
Nie skorzystałem z żadnej obniżki, niczego nie kupiłem.
Dałem niewielką dotację na Australijski Chór Kameralny - byliśmy na kilku ich występach i nas oczarowali.
Tutaj próbka ich występu - KLIK. Uwaga, ta pani z lewej, z wielką ilością jasnych włosów, pochodzi z Polski.
Dałem, jak co roku, niewielką dotację dla Wikipedii - to się nie odliczy od podatku.

A dzisiaj... dzień jak codzień - jadę kupić wątróbkę z indyka - ciekawe czy podrożała?